Trwa ładowanie...
02-11-2013 12:13

Prof. Karol Modzelewski: spieraliśmy się z Tadeuszem Mazowieckim

- Ludzie poparli rząd Mazowieckiego w odruchu zawierzenia. Nie było
świadomego wyboru systemu – mówi prof. Karol Modzelewski, działacz
opozycji, w rozmowie z "Wprost".

Prof. Karol Modzelewski: spieraliśmy się z Tadeuszem MazowieckimŹródło: WP.PL, fot: Paulina Matysiak
d46r16m
d46r16m

- Zmarły w zeszłym tygodniu Tadeusz Mazowiecki był premierem rządu, który wprowadził reformy Leszka Balcerowicza. Pan jest ich największym krytykiem. Ma pan żal do Mazowieckiego?

Prof. Karol Modzelewski: On był z ducha chrześcijańskim socjalistą, ale w sprawie gospodarki musiał komuś uwierzyć. Za sprawą Waldka Kuczyńskiego uwierzył Balcerowiczowi. Jego historyczną zasługą jest to, że wyprowadził Polskę z komunizmu. Zdarzało mi się mieć inne zdanie od niego. Spieraliśmy się, także publicznie. Nie pamiętam jednak, by się podczas takich dyskusji denerwował czy okazywał brak szacunku. Szukał powodów, dla których ktoś inaczej myśli niż on. Próbował dojść do wspólnej konkluzji. To była kwestia jego światopoglądu.

- Mówili o nim działacz katolicki.

Dla mnie był po prostu chrześcijaninem, który traktował poważnie przesłanie ewangeliczne i nakaz miłości bliźniego. Nikt mu tego nie nakazywał. On to miał w sobie.

- Gdy patrzy pan na przemiany, których Tadeusz Mazowiecki siłą rzeczy stał się symbolem, pewnie zadaje pan sobie pytanie: czy ja o to walczyłem?

To pytanie jest powtarzalne. Po zamachu majowym zadawali je sobie już ojcowie założyciele II RP. Ci, którzy byli wierni wartościom demokratycznym i socjalizmowi. I którzy widzieli, jak wartości, o które walczyli, zostają brutalnie odsunięte na bok.

d46r16m

- Ja pytam o to samo założyciela III RP, który przez ćwierć wieku próbował obalić PRL, za co spędził w więzieniach 8,5 roku.

Przyznaję się tylko do założenia „Solidarności”. Można powiedzieć, że jestem jej ojcem chrzestnym, bo zaproponowałem jej nazwę, którą przyjęto. Do ojcostwa III RP się nie przyznaję. Grymasiłem od samego początku jej powstania.

- Ale w wyborach 1989 roku pan wystartował.

Nie chciałem. Do senatu trafiłem przez przypadek. Miałem zaproszenie na gościnne wykłady do Paryża. Władek Frasyniuk i Basia Labuda namawiali mnie do kandydowania, ale odmówiłem. Mówiłem, że w czasie kampanii wyborczej będę za granicą. Tymczasem bezpieka odmówiła mi paszportu i w rezultacie zostałem senatorem.

- Przez ćwierć wieku budował pan fundamenty pod to państwo. A gdy przyszło co do czego, to się pan wycofał.

Fundamenty budowali inni, ja na nich szczekałem. Bo mi się nie podobał plan Balcerowicza. W stanie wojennym mówiliśmy: „Solidarność żyje”, ale to była tylko kiepska forma pocieszania się. Gdyby „Solidarność” istniała, przebudowa Polski nie odbywałaby się w taki sposób. Dlatego, że wielka „Solidarność”- ta z roku 1981 - była przywiązana do równości i nie pozwoliłaby na plan Balcerowicza.

- Wie pan przecież, że nie było innej możliwości.

To figura propagandowa, którą nam wtedy wtłaczano. Inna możliwość w sensie ekonomicznym była na pewno, bo tą drogą poszły Chiny, przechodząc od socjalizmu do kapitalizmu. Tam trzon swego potencjału ekonomicznego państwo uratowało przed upadkiem. Tymczasem elita intelektualna „Solidarności” szybko i łatwo przeorientowała się z reformowania gospodarki socjalistycznej na jej zniszczenie i budowanie czegoś zupełnie nowego na jej gruzach.

d46r16m

- Pan też był elitą intelektualną „Solidarności”! Gdyby pan się wtedy mocniej zaangażował, to może Polska byłaby dziś inna?

Nie tylko ja byłem wtedy przeciw. Ekonomista i doradca „Solidarności” Tadeusz Kowalik też był przeciwny. Wiedział, że neoliberalizm to ideologia i moda intelektualna, a nie konieczność ekonomiczna. Niestety, nasze elity traktowały neoliberalizm jak wyznanie wiary, a my nie mieliśmy siły przebicia.

- Napisał pan w swojej książce, że doznał wielkiego rozczarowania w obliczu rozejścia się wolnej Polski z ideami równości i braterstwa. Pamięta pan, kiedy to się stało?

Zauważyłem zmianę sposobu mówienia o robotnikach u ludzi, którzy w czasach „Solidarności” gotowi byli się do nich modlić. Gdy nadeszła transformacja, porzucili tę romantyczną wizję robotnika, którego do niedawna postrzegali jako jedyną siłę zdolną skruszyć kajdany zniewolenia. O robotnikach zaczęto mówić, jak o chłopach z satyry „Na leniwych chłopów”: że głupi robole, trzymają się socjalistycznych fabryk i jeszcze chcą, by państwo je sfinansowało.

Więcej na Wprost.pl

d46r16m
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d46r16m
Więcej tematów