Prof. Jan Grosfeld: przemówienie Franciszka było niespodziewanie konkretne
- Dla mnie było niespodziewanie konkretne. Było widać, że papież jest zaznajomiony z sytuacją Polski, również co do wewnętrznych konfliktów i podziałów, które istnieją. Wzywał przecież do pojednania, do jednania się ze sobą. Nie bez powodu przywołał też list episkopatu polskiego do niemieckiego sprzed 50 lat - to było bardzo ważne - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Jan Grosfeld, wykładowca Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
WP: Jacek Gądek: - Pana odczucia po pierwszym przemówieniu papieża Franciszka w Polsce - jakie są?
Prof. Jan Grosfeld: - Tym, co się zwróciło moją uwagę, było rozróżnienie pamięci dobrej i złej. Mogę się z tym utożsamić. Ta dobra - buduje. A ta zła - skupia się na rzeczach negatywnych i wiąże się z poprzestawaniem na nich, z nie wyciąganiem wniosków, nie dostrzeganiem działania Boga również w tych zdarzeniach negatywnych. Papież odwołuje się do pamięci biblijnej, która mówi, że - tak jak Piotr - skoro dobro przyjmujemy, to dlaczego i zła przyjąć nie możemy? Nie chodzi o to, aby być ślepym na przeszłość, ale żeby nie być na niej zafiksowanym - ona nie powinna być centrum zainteresowania, także wspólnotowego, bo wtedy nie możemy dobrze rozpoznać wyzwań teraźniejszości. I druga rzecz: dbanie o godność drugiej osoby. Kierunek jest taki, żeby jednać się zachowując różnice miedzy sobą, a to jest niemożliwe, gdy nie respektujemy czyjejś godności. Respektowanie godności drugiego człowieka i respektowanie godności własnej. Wszystko to mnie uderzyło, a jest ważne dla narodu i społeczeństwa.
WP: Te wątki najbardziej zwróciły pana uwagę?
- Tak.
WP: W papieskiej mowie pojawiła się też kwestia obrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci. W Polsce trwa właśnie dyskusja ten temat zmian prawa dot. dopuszczalności aborcji.
- Kościół zawsze mówił w swoim nauczaniu o obronie życia aż do naturalnej śmierci - trudno, żeby papież mówił coś innego. Franciszek mówił też jednak o chronieniu życia i godnym życiu.
WP: * Odnosząc się do spraw polskich zauważył, że "trzeba zidentyfikować przyczyny emigracji z Polski, ułatwiając powrót osobom, które chcą wrócić". Bardzo aktualnie?*
- To akurat - przynajmniej od jakiegoś czasu - nie budzi wątpliwości. Oczywiście trudno mi powiedzieć, na czym ta pomoc miałaby polegać, ale pierwszą pomocą, której się udziela, jest pomocą duszpasterską. Czyli to, co ściśle wiąże się z misją Kościoła i papieża: takich ludzi nie wolno zostawiać, a w sytuacjach, w których chcą wrócić, trzeba pomagać. Bardzo trudno oczywiście jest wracać do Polski, gdy jest się już usadowionym za granicą i włączonym w tamte mechanizmy życiowe, a nawet jest się przyzwyczajonym do sytuacji. Trzeba przekroczyć pewien próg, aby decyzja przeważyła w kierunku powrotu. Wcześniej jednak należałoby stworzyć w kraju atmosferę, która nie będzie osób powracających identyfikować jako tych, którzy Polskę zdradzili, a potem wracają, bo im się nie udało.
WP: Pan doszukał się wprost odniesień do kryzysu imigracyjnego i konieczności niesienia pomocy uchodźcom?
- Papież mówi to wyraźnie. Prawdą jednak jest, że w tym przemówieniu o wiele słabszy akcent położył na kwestię migracji - głównie muzułmanów - do Europy. Pojawiło się to w słowach Franciszka, ale papież starał się jednak mówić o przyjmowaniu drugiego człowieka. Zwracał też uwagę, aby nie zamykać oczu na sytuacje, które dotyczą osób uciekających przed prześladowaniami i wojnami - powiedział to wyraźnie. Nie mówił, że mamy się zajmować wszystkimi, ale tymi tak.
WP: Czy to w sumie krótkie przemówienie papieża było ogólne czy konkretne?
- Dla mnie było niespodziewanie konkretne. Było widać, że papież jest zaznajomiony z sytuacją Polski, również co do wewnętrznych konfliktów i podziałów, które istnieją. Wzywał przecież do pojednania, do jednania się ze sobą. Nie bez powodu przywołał też list episkopatu polskiego do niemieckiego sprzed 50 lat - to było bardzo ważne. List ten przecież budził wiele wątpliwości - i nie chodzi o to, że komuniści byli przeciwni, ale podział był też w Kościele, wśród ludzi i w społeczeństwie. To było jednak wydarzenie ważne - taki powiew Ducha Świętego.
Możemy się też zastanowić nad tym, jak taki gest przełożyć na dzisiejsze, bardzo głębokie spory.