Prof. Grzegorz Berendt: to była tragedia ocalonych z getta warszawskiego
Tragedią Żydów ocalonych z warszawskiego getta było to, że po przyjeździe do Palestyny spotykali się z ignoranckimi uwagami swoich rodaków, że byli bierni i szli na rzeź jak owce. (...) Dlatego zaczęli opowiadać o swoich doświadczeniach dopiero w latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i później - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Grzegorz Berendt, historyk IPN.
19.04.2013 | aktual.: 19.04.2013 14:23
Powstanie w getcie warszawskim trwało od 19 kwietnia do 16 maja 1943 roku. Bojowcy Żydowskiej Organizacji Bojowej i Żydowskiego Związku Wojskowego stawili zbrojny opór oddziałom niemieckim, które przystąpiły do ostatecznego etapu likwidacji getta, rozpoczętej przez Niemców kilka miesięcy wcześniej. Według raportów Juergena Stroopa, dowódcy SS i policji, likwidatora zbrojnego oporu żydowskiego w getcie warszawskim, w wykrytych i zlikwidowanych do 16 maja 1943 r. bunkrach znajdowało się ponad 56 tys. Żydów. Około 6 tys. zginęło na miejscu w walce, na skutek pożarów czy zaczadzenia. 7 tys. Żydów naziści zamordowali na terenie getta, tyle samo wysłali do Treblinki. Pozostała grupa ok. 36 tys. trafiła do innych obozów zagłady, przede wszystkim do Oświęcimia i Majdanka. Straty niemieckie są bliżej znane, szacowane są na kilkuset żołnierzy.
WP: Agnieszka Niesłuchowska: 70 lat temu wybuchło powstanie w warszawskim getcie. Prof. Władysław Bartoszewski uważa, że tak romantyczne powstanie mogli zorganizować tylko polscy Żydzi. „W żadnym innym kraju opanowanym przez Hitlera takie polsko-żydowskie szaleństwo nie byłoby możliwe” – stwierdził w „Gazecie Wyborczej”. Podziela pan tę opinię?
Prof. Grzegorz Berendt: Do buntów żydowskich dochodziło już przed powstaniem w getcie warszawskim - na Wołyniu, Nowogródczyźnie, Polesiu. Ale Warszawa była absolutnie unikalna, powstało tu największe getto w okupowanej Europie. W stolicy znajdowało się centrum konspiracji antynazistowskiej. Zaangażowana w walkę młodzież żydowska kurczowo trzymała się nadziei, że uda się przetrwać albo, co najmniej, przedłużyć swoje istnienie. To było coś niezwykłego, bo na 50-60 tys. więźniów getta, kilkuset – zrzeszonych w Żydowskiej Organizacji Bojowej, dowodzonej przez Mordechaja Anielewicza i Marka Edelmana oraz Żydowskiego Związku Wojskowego, pod dowództwem Pawła Fenkla i Leona Rodala - zaangażowało się w realną walkę z Niemcami.
To fenomen, bo przy niewyobrażalnej sile niemieckich oddziałów policyjnych, wspieranych przez formacje kolaboracyjne, walczyć można było przez najwyżej kilka dni, a udało się kilka tygodni, aż do zniszczenia ostatnich punktów oporu. Ostatni mieszkańcy getta, którym udało się przejść na aryjską stronę miasta, z czego niektórzy walczyli w powstaniu warszawskim, dotrwali do stycznia 1945 roku.
WP: Prof. Bartoszewski zwraca uwagę, że w Izraelu przez długie lata po wojnie nie doceniano oporu w getcie, a nawet się go wstydzono. Bo państwo samo w sobie miało być mocne zwycięstwami, nie klęskami.
- Politycy i działacze żydowskiego ruchu narodowego, funkcjonujący w Palestynie, nie zdawali sobie w pełni sprawy, jak straszny terror narzucono okupowanym społeczeństwom. Tragedią ocalonych było to, że po przyjeździe do Palestyny spotykali się z ignoranckimi uwagami swoich rodaków, że byli bierni i szli na rzeź jak owce. Nieliczni odpowiadali na to zdecydowanie, powołując m.in. Kibuc im. Bojowników Getta (Lochamej HaGeta'ot). Większość zareagowała milczeniem, zaczęli opowiadać o swoich doświadczeniach dopiero w latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i później.
WP: Jak wyglądało życie w enklawie wydzielonej z centrum Warszawy?
- Do zamkniętej dzielnicy, której bramę ostatecznie zatrzaśnięto w listopadzie 1940 roku, wtłoczono 300 tys. warszawskich Żydów. W pierwszych miesiącach 1941 r. dowieziono Żydów z podwarszawskich miejscowości i obszarów starej Rzeszy, poza tym np. z dawnego Wolnego Miasta Gdańsk. Ogółem do getta trafiło 460 tys. osób. Tę relatywnie dużą zbiorowość stłoczono na niewyobrażalnie małym terenie, obejmującym ok 4,5 km kw powierzchni Warszawy, co dawało zagęszczenie ok. 120 tys. osób na 1 km kwadratowy. Tragiczne warunki higieniczne, rozprzestrzeniające się choroby i głód doprowadziły do śmierci ok. 100 tys. więźniów.
Administrowaniem wewnętrznym życiem w getcie zajmowała się Żydowska Rada Starszych (Judenrat), która kierował Adam Czerniaków. Podległy mu aparat administracyjny zajmował się organizowaniem służby zdrowia, współpracą z domami opieki, sierotami i reprezentował więźniów getta w kontaktach z administracją aryjskiej części miasta i niemiecką administracją okupacyjną w Warszawie. Do dyspozycji administracji były służby policyjne. Można powiedzieć, że getto było strzeżone przez Niemców niewielkimi siłami - wydzielono kompanię Polskiej Policji Generalnego Gubernatorstwa nazywanej policją granatową.
WP: Przez krótki czas władze okupacyjne zezwalały zatrudnionym w zakładach znajdujących się na terenie getta przekraczać jego granice, na podstawie specjalnych przepustek. Jak długo to trwało?
- Niemal do końca. Niektórym przedstawicielom ludności nieżydowskiej udało dostać do getta nielegalnie tak, jak Janowi Karskiemu. Robili to narażając życie, bowiem od października 1941 r. za pomaganie Żydom groziła kara śmierci, więzienie lub osadzenie w obozie koncentracyjnym.
WP: Jak więźniowie getta byli odbierani przez mieszkańców zza muru?
- Przed wojną w Warszawie mieszkało ponad milion osób, z czego jedną trzecią tworzyła społeczność żydowska. Wśród setek tysięcy nieżydowskich mieszkańców byli ludzie o różnym poziomie przyzwoitości. Jeśli ktoś nie był wrażliwy na cierpienia, wręcz podłe, mówił rzeczy podłe, w stylu: „Żydki się palą”. Inni współczuli, pomagali. Dlatego nie da się ukuć jednoznacznej oceny postaw mieszkańców stolicy. Nie można też określić, ile osób współczuło ofiarom ludobójstwa, a ile czuło mściwą satysfakcję. Ze wspomnień świadków wiemy jedynie, że występowały obie te postawy.
WP: Kim byli bohaterowie getta? Do świadomości przebijają się głównie dwa nazwiska – Marek Edelman i Mordechaj Anielewicz. Dlaczego tak mało wiemy o pozostałych walczących w szeregach ŻOB i ŻZW?
- Marek Edelman zmarł cztery lata temu, więc siłą rzeczy, z jego relacji wiele wiemy. To jedyny z ocalałych przywódców ŻOB, który pozostał do końca życia w Polsce. Anielewicz, który działał w ruchu lewicy syjonistycznej już przed wojną, podobnie jak inni młodzi Żydzi, uczęszczający do polskich czy hebrajskich szkół, łączyli tradycję polską, wynoszoną z lektur szkolnych i żydowską. Obie opierały się na dążeniu do budowy lepszego świata. Zmarł w maju 1943 roku. Wraz z innymi bojowcami popełnił samobójstwo po tym, jak Niemcy otoczyli sztab ŻOB-u, znajdujący się w bunkrze przy ul. Miłej. Niestety większość Żydów, którzy stawiali opór ludobójcom, zginęła. Tak stało się np. z żydowskimi konspiratorami z gett kresowych, którzy stanęli do walki latem i jesienią 1942, gdy mordowano, jedna po drugiej, tamtejsze wspólnoty żydowskie. Po wojnie nie było osób zdolnych do opowiedzenia o ich historii.
Zarówno Anielewicz, jak i Edelman, Icchak Cukierman z żoną Cywią Lubetkin, czy Eliezer Geller chcieli poprawiać rzeczywistość. Brak zgody na zło i wola działania determinowały ich samoorganizację w getcie. Bojowcy z ŻZW również nie godzili się z losem, zgotowanym Żydom przez III Rzeszę Niemiecką. Dali temu wyraz, poświęcając swoje życie. O ile jednak stosunkowo dużą wiedzę o ŻOB, o tyle znikomą w przypadku ŻZW.
WP: Wśród bohaterów getta wymienił pan dwie kobiety. Na czym polegała ich szczególna rola w powstaniu 1943 roku?
- Wspomniana Cywia Lubetkin czy Tosia Altman, wywodziły się z organizacji, które w swoim programie podkreślały równość kobiet i mężczyzn. Organizacje te jeszcze przed wojną organizowały wspólne wyjazdy do Palestyny, konspirację w Polsce i innych krajach. Kobiety były świetnymi łączniczkami. Jeżeli dysponowały dobrze przygotowanymi dokumentami i tzw. dobrym, aryjskim wyglądem, poruszały się po Warszawie sprawniej niż mężczyźni. Docierały też do innych miast, niekiedy odległych o kilkaset kilometrów. Mężczyzn, choć i oni podejmowali ryzyko konspiracyjnych misji, można było łatwo zdemaskować stwierdzając choćby jego obrzezanie.
WP: W jaki sposób Armia Krajowa pomagała mieszkańcom getta? Wiele mówi się o tym, że owa pomoc nie była wystarczająca.
- AK dostarczyła pewne, aczkolwiek niewielkie ilości broni. Przyczyn było kilka. Z drugiej strony Marek Edelman z wielką goryczą wypominał też, że Polska Partia Robotnicza wyprowadzała z getta broń, którą zakupili Żydzi należący do partii. Warto dodać, że wielostronną pomoc okazywała podziemna organizacja o kryptonimie Żegota. We współpracy z zakonami udało się, fabrykując metryki chrztu, ocalić wiele żydowskich dzieci (stołeczny odział dziecięcy Żegoty, prowadzony przez Irenę Sendlerową zapewnił opiekę 2,5 tys. żydowskich dzieci przechwyconym z getta - przyp. red.). Żegota pomagała też uciekinierom z getta m.in. w znalezieniu schronienia, znalezieniu pracy, czy leczeniu.
WP: Pomoc okazywali też mieszkańcy aryjskiej części miasta. W jakim stopniu?
- Stosownie do możliwości i odwagi. Z całą pewnością setki osób udzieliło schronienia w swoich mieszkaniach i domach. Niekiedy współistnienie pod jednym dachem trwało wiele miesięcy. Najprostszą formą pomocy była ta doraźna, polegająca np. dawaniu żebrzącym żydowskim dzieciom jedzenia czy drobnych pieniędzy. Tu ryzyko represji ze strony Niemców było minimalne. Poza represjami na ograniczony zakres pomocy wpływała zła sytuacja materialna ludności nieżydowskiej, tj. bezrobocie, zamrożenie wysokości pensji i świadczeń socjalnych na poziomie nominalnych kwot przedwojennych przy jednoczesnym utrzymywaniu znikomych przydziałów żywności na kartki (700, później 400 kalorii dziennie) i horrendalnych cen żywności na wolnym rynku. Głównym źródłem zaopatrzenia ludności aryjskiej oraz więźniów getta był szmugiel żywności ze wsi. Ceny żywności na czarnym rynku osiągały zawrotną wysokość wzrosły nawet o 70-100 razy, na czym zarabiali spekulanci.
Świadectwa ocalałych z getta pokazują paletę różnych zachowań. Czasami najbliższa więź okazywała się zawodna. Żydów wydawali ich sąsiedzi, koledzy, ludzie, których wcześniej uważali za przyjaciół. Bywało i odwrotnie - pomoc okazywali im zupełnie obcy ludzie. Zdarzało się że nawet tacy, którzy podzielali poglądy antysemickie, ale nie godzili się na zbrodnię zorganizowaną na polskiej ziemi przez nazistów.
WP: Więźniowie getta opracowali doskonały system łączności podziemnej, z której korzystali później uczestnicy Powstania Warszawskiego. Jak udało im się stworzyć siatkę połączeń w tak ciężkich warunkach?
- Wielka akcja wysiedleńcza z 22 lipca 1942 r., na skutek której wywieziono z getta do obozu w Treblince 300 tys. osób, uświadomiła tym, którzy w getcie pozostali, że ich los jest przesądzony, a dni policzone. Przystąpili do budowy kryjówek i dróg ewakuacyjnych na wypadek kolejnych akcji. Drążyli tunele, przebijali przejścia między piwnicami, strychami, przygotowywanie sieci komunikacyjnej podziemnej, dzięki czemu niektórym, wiosną 1943 roku, udało się uratować i wydostać się z getta. Choć gestapo dysponowało agenturą, nie było w stanie kontrolować wszystkich działań kilkudziesięciu tysięcy Żydów. Po drugie radykalizm konspiratorów z ŻOB, którzy likwidowali szpiegów i szpicli, skłaniała donosicieli do powściągliwości w ujawnianiu wszystkich informacji.
Prof. Grzegorz Berendt - historyk, pracownik naukowy Biura Edukacji Publicznej IPN i Instytutu Historii Uniwersytetu Gdańskiego. Badacz dziejów Pomorza Gdańskiego w XX wieku, w szczególności losów Żydów. Zajmuje się także wybranymi aspektami aktywności ludności żydowskiej w innych regionach Polski po 1945 roku. Autor kilkudziesięciu publikacji naukowych, w tym monografii „Żydzi na terenie Wolnego Miasta Gdańska w latach 1920–1945” . W 2007 roku obronił pracę habilitacyjną „Życie żydowskie w Polsce w latach 1950–1956. Z dziejów Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce”.