Producent Viagry zapłaci gigantyczne odszkodowania?

Nielegalne testy przeprowadzone w Nigerii przez Pfizera - największą firmę farmaceutyczną świata i producenta Viagry - doprowadziły do śmierci lub okaleczenia blisko dwustu dzieci. Do tej pory ofiary i ich rodziny nie otrzymały zadośćuczynienia. To może się wkrótce zmienić.

Producent Viagry zapłaci gigantyczne odszkodowania?
Źródło zdjęć: © AFP

27.07.2010 | aktual.: 07.04.2014 14:32

Afryka Zachodnia, rok 1996. Cały region jest nękany przez epidemie cholery, odry i zapalenia opon mózgowych. Z każdym dniem lista ofiar staje się coraz dłuższa. Zapełniają ją głównie nazwiska dzieci. Epicentrum plagi znajduje się na północy Nigerii. To tam, w stanie Kano, postawiono obskurny szpital chorób zakaźnych, w którym ofiarni Lekarze bez Granic starają się pomóc konającym i tym, dla których jest jeszcze nadzieja.

Pewnego dnia w ośrodku pojawiają się wysłannicy Pfizera, największej na świecie firmy farmaceutycznej, producenta m.in. Viagry. Amerykanie podają dwóm setkom dzieci swój eksperymentalny antybiotyk - Trovan. W krótkim czasie 11 (a wg władz stanowych – ponad 50) młodych pacjentów umiera; ponad setka traci wzrok, słuch lub doznaje uszkodzeń mózgu i paraliżu. Przedstawiciele medycznego giganta szybko opuszczają Nigerię.

O wydarzeniach tych świat dowiaduje się, fragmentarycznie, dopiero po kilku latach. Dziś jednak sprawa Pfizera i jego testu znów jest jednym z ważniejszych tematów w Afryce. Nigeryjczycy walczą o miliardowe odszkodowania.

Lek-niszczyciel

Trovafloxacin, inaczej Trovan, zapowiadał się jako jeden z najważniejszych produktów farmaceutycznego potentata. Antybiotyk został opracowany kosztem setek milionów dolarów, ale analitycy zakładali, że przyniesie nawet około miliarda dolarów zysku rocznie. Do 1996 roku nie testowano go nigdy na ludziach. Wcześniejsze badania, przeprowadzone na zwierzętach, wykazały, że może być szkodliwy dla wątroby.

Afrykańska epidemia, wyrok śmierci dla 15 tysięcy ludzi, dla Pfizera jawiła się jako doskonała okazja do wypróbowania leku. Można by nawet doszukiwać się w tym jakiejś szlachetności. Epidemia szalała, rzesze ludzi umierały w agonii, brakowało łóżek szpitalnych, strzykawek, lekarzy; coraz mniej było nadziei, a coraz więcej mogił. Należało działać szybko. Skuteczny antybiotyk mógłby być prawdziwym zbawieniem dla cierpiących. Szlachetności próżno jednak szukać między stronicami ksiąg rachunkowych wielkich koncernów.

Przedstawicieli firmy, oficjalnie przysłanych do Afryki ze względów czysto humanitarnych, trudno nazwać altruistami. W przeciwieństwie do setek ochotników z organizacji międzynarodowych, opuścili oni Nigerię na długo przed końcem zarazy – tuż po zakończeniu testów. Co najistotniejsze, niesprawdzony lek podali młodym Nigeryjczykom, jak dziś już wiadomo, bez zgody ich rodziców, władz szpitalnych lub zezwolenia i wiedzy nigeryjskiego ministerstwa zdrowia. Czyli nielegalnie.

Kariera Trovana była krótka. Pfizer wypuścił ten antybiotyk w 1997 roku i szybko wzbogacił się o ponad 160 milionów dolarów. Złoty deszcz szybko się skończył. Już dwa lata później, po otrzymaniu setek raportów o uszkodzeniach wątroby wywołanych przez lek, amerykańska Food and Drug Administration ograniczyła możliwość zakupu leku do wyjątkowych, uzasadnionych medycznie sytuacji. W USA Trovanu nigdy nie można było podawać dzieciom. W Unii Europejskiej nie został w ogóle dopuszczony do obiegu.

Zakopana prawda

Informacje o wydarzeniach w Kano pojawiły się w światowych mediach dopiero po czterech latach, gdy reporterzy „Washington Post” opublikowali wyniki swojego śledztwa na temat niechlubnej działalności koncernów farmaceutycznych w Afryce.

Władze Pfizera nie zaprzeczyły, że eksperyment faktycznie miał miejsce, ale utrzymywały, że wszystko zostało przeprowadzone legalnie i zgodnie ze wszelkimi zasadami. Opublikowały nawet zezwolenie na testy, rzekomo wydane przez komisję etyczną szpitala w Kano. Dzieci, które zmarły lub doznały uszkodzeń, miały być ofiarami nie leku, lecz odry. Nie było to szczególnie zaskakujące tłumaczenie. Ani przekonujące.

Krótko po publikacji waszyngtońskiego dziennika do sądów w Nigerii i Stanach Zjednoczonych zaczęły wpływać pozwy przeciwko koncernowi. Nie przyniosły zadośćuczynienia pokrzywdzonym - rozbijały się o proceduralne bariery i niechęć amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości do walki z jedną z większych firm na świecie.

Travon ciągle zbierał jednak krwawe żniwo, chociaż pośrednio. Po ogłoszeniu rewelacji o eksperymentach wielu Nigeryjczyków odmówiło wzięcia udziału w programie szczepienia przeciwko polio. Bali się, że znowu będą królikami doświadczalnymi. Zdecydowanie utrudniło to walkę z kolejną już zarazą.

W 2006 roku sprawa tragedii w Kano zaczęła wyglądać jeszcze bardziej podejrzanie. Dziennikarze „Washington Post” dotarli do raportu przygotowanego przez specjalnie powołaną przez nigeryjski rząd komisję, która dokładnie zbadała incydent z północy kraju. Śledczy obciążyli Pfizera całkowitą odpowiedzialnością za śmierć części pacjentów i złamanie prawa dotyczącego testów medycznych, zarówno nigeryjskiego, jak i międzynarodowego (m.in. Deklaracja Helsińska). Koncern został oskarżony także o fałszowanie oficjalnych dokumentów. Przedstawione przez Amerykanów zezwolenie komisji etycznej było jednym z nich, gdyż w 1996 roku szpital w Kano… nie miał takiego organu. Niemniej ważne od treści raportu było to, że został on opracowany w 2001 roku. Dlaczego więc tak istotne podsumowanie musiało czekać latami, nim reporterom śledczym udało dotrzeć się do jednego z ponoć tylko trzech jego egzemplarzy? Wiadomo, że urzędujący w tym okresie prezydent Olusegun Obasanjo, z sobie tylko znanych powodów, był zawsze bardzo niechętny
wymianie ciosów z amerykańskim gigantem. Może uważał taki raport za otwartą deklarację wojny i, chłodno kalkulując, uznał całą sprawę za zbyt duży problem dla Nigerii?

Przyczyna ukrycia wyników śledztwa może być jednak zupełnie inna, zahaczająca wręcz o sferę teorii spiskowych: Abdulsalam Nasili, przewodniczący owej komisji, powiedział dziennikarzom „Washington Post”, że po 2001 roku wielokrotnie otrzymywał anonimowe groźby śmierci. Dodatkowo, dwa pozostałe egzemplarze dokumentu zaginęły w tajemniczych okolicznościach: jeden miał zostać wykradziony z rządowego sejfu, drugi przepadł po śmierci opiekującego się nim urzędnika. Jaka ciemna siła mogła za tym stać – tego się już chyba nie dowiemy.

Po publikacji dziennika przedstawiciele Pfizera stwierdzili, że nigdy wcześniej nie widzieli tego raportu i nie zgadzają się z jego treścią.

Szukanie ulgi

W czerwcu 2007 roku, zaledwie tydzień po zakończeniu kadencji Obasanjo, rząd nigeryjski zażądał w amerykańskim sądzie siedmiu miliardów dolarów rekompensaty od koncernu za przestępstwo z 1996 roku. Dwa lata wcześniej podobny pozew złożyły władze stanu Kano.

Dla Pfizera oznaczało to nie lada kłopoty. Wiadomości o grzechach największych firm, z różnych powodów, rzadko są szeroko komentowane w mediach. Podobnie było i w tym przypadku – oprócz „Washington Postu” niewiele amerykańskich tytułów zainteresowało się tematem – jednak i tak był to mocny cios dla prestiżu firmy. Farmaceutyczny mocarz tracił już w tym momencie przychylność sądów i właśnie przegrywał kolejną już sprawę o nielegalną sprzedaż wycofanego leku (przeciwbólowego, we wrześniu 2009 roku zgodził się zapłacić za to 2,3 mld dolarów; to najwyższa taka kara w historii).

Żeby chociaż trochę zmniejszyć ciężar przygniatający ich barki, władcy Pfizera na początku 2009 roku zaproponowali stanowi Kano 75 milionów dolarów odszkodowania w zamian za wycofanie pozwu. Nigeryjczycy przystali na to. 35 milionów z umówionej kwoty zarezerwowano dla około 200 osób, które ucierpiały w wyniku tragicznego eksperymentu. Rozpoczęto testy DNA, które miały zagwarantować, że pieniądze trafią tylko do tych, którzy naprawdę stali się ofiarami Trovanu.

Jednak do pełnej misy wiele głodnych rąk próbuje sięgnąć. Nagle okazało się, że blisko 600 osób podaje się za tych małych nieszczęśników, których los zesłał w 1996 roku do obskurnego szpitala chorób zakaźnych w Kano. Co więcej, duża część z nich odmawia poddania się testom genetycznym, argumentując to brakiem zaufania dla wiarygodności takich badań. Doprowadziło to do tego, że proces weryfikacji ofiar został wstrzymany. Póki co, nikt nie zaspokoi głodu.

Umowa ze stanem Kano nie wyklucza procesu wytoczonego przez rząd federalny Nigerii.

Pod koniec czerwca 2010 roku Sąd Najwyższy USA ostatecznie przyznał Nigeryjczykom prawo do składania w amerykańskich trybunałach indywidualnych pozwów przeciw Pfizerowi. Jest to bardzo istotna decyzja. Zazwyczaj firmy z USA są prawnie chronione przed oskarżeniami składanymi przez obywateli innych państw. W tym przypadku jednak sędziowie postanowili powołać się na pochodzący z XVIII wieku zapis, zwany Alien Tort Statute, który dopuszcza takie procesy.

Na efekty nie trzeba było czekać długo. Do sądów w Stanach trafiły już 192 pozwy o odszkodowanie. Opiewają łącznie na oszałamiającą sumę 384 miliardów dolarów. Pfizer na pewno nie podda się karze bez walki. Należy spodziewać się wielu lat apelacji, testów DNA, wykorzystywania kruczków prawnych i poddawania w wątpliwość tożsamości powodów. Gra będzie toczyć się o ogromne pieniądze i prestiż, a może nawet przetrwanie. Obie strony wytoczą z pewnością najcięższe działa.

Na końcu tej batalii część ofiar może faktycznie dostanie odszkodowanie za zmarłe dziecko, utracony wzrok i słuch, pożegnaną na zawsze sprawność, rozbite życie. Będzie to tylko częściowa rekompensata, ale zwróci coś bardzo ważnego – godność, której im odmówiono, testując na nich niebezpieczny lek.

Michał Staniul, Wirtualna Polska

Czytaj również bloog autora: Blizny świata!

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)