Procesy ws. zaczadzonego dziecka trwają... 10 lat
Przed łódzkim sądem rejonowym rozpoczął się trzeci już proces dwóch właścicieli firm gazowniczej i kominiarskiej oskarżonych o nieumyślne spowodowanie przed 11 laty
śmierci 11-letniej Joanny. Dziewczynka zatruła się czadem podczas
kąpieli.
Według śledczych śmierć dziecka była wynikiem źle zamontowanej termy gazowej.
Procesy w tej sprawie przed łódzkimi sądami toczą się już 10 lat. Wyroki dwukrotnie były uchylane przez sądy odwoławcze. Od ponad roku - po skardze matki dziewczynki do Ministerstwa Sprawiedliwości na przewlekłość postępowania - sprawa objęta została specjalnym nadzorem.
- Sprawę kontroluje wizytator, a akta są pod nadzorem prezesa Sądu Okręgowego. W tej sprawie następuje niefortunny zbieg różnych okoliczności utrudniających sprawne prowadzenie procesów. Podczas pierwszego z nich trzy razy - z różnych przyczyn - zmieniali się sędziowie. Sąd robi wszystko, żeby sprawa jak najszybciej zakończyła się wyrokiem - powiedziała Grażyna Jeżewska z biura prasowego łódzkiego Sądu Okręgowego.
Jak dowiedziała się PAP, matka dziewczynki rozważa skierowanie skargi na przewlekłość postępowania do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Do tragedii doszło zimą 1998 roku w Łodzi. Dziewczynka śmiertelnie zatruła się czadem podczas kąpieli. Prokuratura wszczęła śledztwo. Powołani przez nią biegli uznali, ze terma w łazience była źle zamontowana. Spaliny nie były odprowadzane do komina, a przewód kominowy był nieszczelny. W dodatku łazienka nie była dobrze wentylowana.
Po kilku miesiącach śledztwa prokuratura oskarżyła o nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka właściciela firmy gazowniczej Ryszarda K. i właściciela firmy kominiarskiej Zbigniewa R. Obaj - zdaniem prokuratury - kontrolowali termę i powinni zakazać jej dalszego użytkowania.
Pierwszy proces toczył się ponad sześć lat. W marcu 2005 r. Sąd Rejonowy w Łodzi skazał obu oskarżonych na kary roku pozbawienia wolności w zawieszeniu. W międzyczasie trzy razy - z różnych przyczyn - zmieniali się sędziowie prowadzący sprawę. Matka dziewczynki, która jest oskarżycielem posiłkowym napisała do Sądu Okręgowego skargę na przewlekłość postępowania. Wiceprezes sądu przyznał jej rację, ale podkreślił, że "przyczyny przewlekłości postępowania nie pozwalają na uznanie, iż stało się tak w wyniku celowych i błędnych działań sądu, lecz z powodu przyczyn do końca od sądu niezależnych".
Wyrok został uchylony i sprawa wróciła do sądu pierwszej instancji. Drugi proces zakończył się w 2007 r. umorzeniem postępowania. Sąd wówczas zmienił kwalifikację prawną zarzucanych oskarżonym czynów i uznał ich za winnych sprowadzenia bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia i życia dziewczynki. Groziły im trzy lata więzienia, ale przy takiej kwalifikacji nastąpiło już przedawnienie.
Po apelacji oskarżyciela wyrok został uchylony i sprawa ponownie trafiła do Sądu Rejonowego.
W środę rozpoczął się trzeci proces. Obaj oskarżeni nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Grozi im do 5 lat pozbawienia wolności.
Sąd odczytał ich wcześniejsze wyjaśnienia. Właściciel firmy gazowniczej Ryszard K. utrzymywał, że podczas jego kontroli terma nie była podłączona do żadnego urządzenia. Mówił, że w swej pracy przeprowadził 5 tys. kontroli i nie spotkał się z żadnymi uwagami. Drugi z oskarżonych - Zbigniew R. - twierdził, że po kontroli dopuścił do użytku tylko kuchenkę gazową. Jak utrzymuje, w czasie jego kontroli przewód kominowy był szczelny, a wentylacja prawidłowa.
Kobieta w środę nie pojawiła się w sądzie. Nie była w stanie po raz kolejny uczestniczyć w procesie. "Mówią, że czas leczy rany. Moje może także, by się zabliźniły, gdybym nie musiała wciąż stawać przed sądem i o wszystkim opowiadać od nowa" - mówiła matka dziewczynki łódzkiej "Gazecie Wyborczej", która jako pierwsza napisała o tej sprawie.