Proces w sprawie Skarbu Tysiąclecia
Pracownicy Muzeum Narodowego we Wrocławiu zeznający w procesie dotyczącym Skarbu Tysiąclecia potwierdzili, że z placówką kontaktował się pośrednik, oferujący sprzedaż skradzionych klejnotów ze skarbu. Do spotkania, na którym miał zaprezentować fragmenty skarbu, oraz do samej transakcji jednak nie doszło.
08.11.2005 | aktual.: 08.11.2005 13:33
Przed Sądem Rejonowym w Olsztynie odbyła się kolejna rozprawa w procesie dwóch mężczyzn, oskarżonych o paserstwo klejnotów z XIV wieku, pochodzących ze Skarbu Tysiąclecia odnalezionych w Środzie Śląskiej.
59-letni Ryszard K. i jego 21-letni syn Adam z Torunia zostali oskarżeni o to, że kupili skradzione elementy skarbu wykonane ze złota, srebra i kamieniászlachetnych. Był to orzeł, kwiaton (element w kształcie kwiatu), pierścień oraz monety wartości ponad 680 tys. zł. Odzyskane elementy skarbu wróciły do właściciela - Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
Zarówno główny inwentaryzator, jak i pracownik odpowiedzialny za dział metali w Muzeum Narodowym we Wrocławiu powiedzieli przed sądem, że w połowie maja ub.r. do placówki zadzwonił mężczyzna, który zaoferował, iż może być pośrednikiem w sprzedaży elementów ze skarbu średzkiego.
Główny inwentaryzator Elżbieta Kotkowska powiedziała, że pośrednik-oferent, który nie podał nazwiska sprzedawcy skarbu, zaproponował muzeum we Wrocławiu wstępnie cenę za klejnoty 60 tys. zł.
Według Kotkowskiej, zaaranżowano nawet wstępnie spotkanie z pośrednikiem oraz ekspertami, którzy mieli potwierdzić autentyczność klejnotów. Do tego spotkania nie doszło. Kilka dni później do Muzeum Narodowego we Wrocławiu przyszedł list od tego pośrednika z opisaną historią skarbu oraz kopiami zdjęć odnalezionych fragmentów klejnotów.
Główny oskarżony w procesie Ryszard K., z zawodu ślusarz, twierdził, że kupił klejnoty skarbu trzy lata temu na targu staroci na warszawskim Kole za 800 zł. Przed sądem powiedział, że kupując nie miał świadomości, że to bezcenny skarb. Mężczyzna i jego syn zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego pod koniec kwietnia w Olsztynie.
Na Skarb Tysiąclecia natknięto się w 1985 roku w Środzie Śląskiej podczas prac budowlanych. Koparka wydobyła z ziemi garnek z 4 tysiącami groszy praskich. Trzy lata później w pobliżu tego samego miejsca znaleziono garnek z klejnotami monarszymi. Zaszło podejrzenie, że część z nich została wywieziona wraz z wydobytą ziemią na gruzowisko. Po zakończeniu przeszukań na gruzowisku okoliczni mieszkańcy nadal znajdowali na nim drogocenne rzeczy. Niektórzy oddawali je do muzeum; część skarbu trafiła jednak w ręce paserów.
Do skarbu średzkiego należą: złota korona królewska (najprawdopodobniej własność Blanki de Valois, żony czeskiego króla Karola IV, późniejszego cesarza), 7 tys. srebrnych monet - groszy praskich, 39 złotych florenów, wielka brosza, 4 zausznice, złota bransoleta i 3 złote pierścienie oraz złota taśma zdobnicza do laminowania obwolut książek.
Według historyków, skarb należał do średzkiego Żyda Mojżesza, który ukrył go w ziemi w obawie przed pogromami ludności żydowskiej na Śląsku; w połowie XIV wieku, kiedy wybuchła epidemia dżumy, jej winowajców upatrywano w Żydach. Historycy przypuszczają, że Mojżesz otrzymał skarb od czeskiego króla jako zastaw za pożyczkę.
Właścicielem skarbu jest Muzeum Narodowe we Wrocławiu, które zdeponowało go w Muzeum Regionalnym w Środzie Śląskiej. Skarb znajduje się w stałej ekspozycji średzkiego muzeum.