Proces Sośnierza znowu nie ruszył
Kolejny raz nie udało się rozpocząć procesu
byłego dyrektora Śląskiej Regionalnej Kasy Chorych Andrzeja
Sośnierza, oskarżonego o niegospodarność. Sądowi Okręgowemu w
Katowicach nie udało się we wtorek otworzyć przewodu, ponieważ nie
stawił się reprezentant strony pokrzywdzonej.
Według obrońcy Sośnierza, mec. Andrzeja Rajperta, dzisiaj na dobrą sprawę nie wiadomo, kto ma w procesie występować jako pokrzywdzony - następca prawny Kasy, czyli oddział Narodowego Funduszu Zdrowia, centrala NFZ, czy Ministerstwo Zdrowia. Wcześniej jako pokrzywdzonego wymieniano też nieistniejący już Urząd Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych, który złożył w prokuraturze doniesienie przeciw Sośnierzowi.
Ponieważ oddział NFZ nie ma osobowości prawnej, aby występować w procesie w charakterze pokrzywdzonego musi mieć upoważnienia z centrali NFZ. Takiego odzewu z centrali nie ma, w myśl prawa pokrzywdzony nie został więc prawidłowo powiadomiony o rozprawie.
Niewykluczone, że sprawa przeciwko Sośnierzowi w ogóle nie ruszy. Nie tylko obrona, ale też obserwatorzy procesu zwracają uwagę na wątłość stawianych mu w akcie oskarżenia zarzutów. Tego, że sprawa być może w ogóle nie będzie rozpatrywana, nie wyklucza też sam sąd.
Sośnierz powiedział we wtorek w sądzie dziennikarzom, że- chociaż nie przesądza o rozstrzygnięciu - jego zdaniem proces nie powinien się w ogóle rozpocząć, bo nie doszło do żadnego przestępstwa. "Ta sytuacja zmierza do absurdu, to farsa, bezsensowne oskarżenie" - oświadczył.
Prokuratura Okręgowa w Katowicach zarzuciła Sośnierzowi zaniechanie poszukiwania reklamodawców, chętnych do ogłaszania się na wprowadzonych przez kasę chorych chipowych kartach ubezpieczenia zdrowotnego. W ten sposób kasa miała stracić 3,2 mln zł.
Sośnierz nie zgadza się z tym zarzutem. Argumentował, że według zapisów ustawowych kasy chorych nie mogły prowadzić działalności gospodarczej, a taką byłaby sprzedaż powierzchni reklamowej.
Dlatego odstąpił powierzchnię reklamową dostawcy kart firmie Computerland - w zamian kupując je taniej. Według jego wyliczeń kasa zaoszczędziła na tym ok. 5,5 mln zł. Na karcie znalazła się reklama Grupy PZU i logo Millenium Bank.
"Gdybym nic nie zrobił, byłoby najlepiej - karty byłyby droższe, ja nie byłbym w sądzie, wszyscy byliby zadowoleni, chociaż podatnik straciłby te kilka milionów złotych, które ja zaoszczędziłem" - powiedział Sośnierz. Zwrócił uwagę, że przecież na receptach też nie było reklam, chociaż na odwrocie jest miejsce, by je zamieścić. Nikt jednak go o to nie oskarżył.
Obrona chce, by sprawa została zwrócona do prokuratury i by przeprowadzić ekspertyzę potwierdzającą, że Kasa nie mogła dokonać sprzedaży powierzchni reklamowej. Termin kolejnej rozprawy - 14 lipca.
Śledztwo w tej sprawie wszczęto w listopadzie 2001 r. na wniosek ówczesnego prezesa UNUZ Michała Żemojdy, który przez kilka miesięcy domagał się dymisji Sośnierza. Złożył on w prokuraturze zawiadomienie, że Śląska Regionalna Kasa Chorych niezgodnie z przepisami zastąpiła książeczki ubezpieczenia zdrowotnego elektronicznymi kartami chipowymi, a na ich dystrybucję wydała 2 mln zł przeznaczone na leczenie pacjentów. Po wielu miesiącach sporu Sośnierza odwołano.
Katowicka prokuratura wciąż bada inną sprawę związaną z działalnością Sośnierza na stanowisku dyrektora śląskiej Kasy. Sprawdza, czy nie doszło do przekroczenia uprawnień w związku z przyjmowaniem przez Fundację "Zamek Chudów", prowadzoną przez Sośnierza, darowizn od firm będących kontrahentami Kasy.
W maju ubiegłego roku "Rzeczpospolita" napisała, że w czasach, gdy Sośnierz kierował Kasą, firmy, które podpisywały z nią kontrakty, jednocześnie wpłacały setki tysięcy złotych na konto Fundacji remontującej zamek w Chudowie. W tej sprawie trwa wciąż postępowanie dowodowe.