Proces psychologa Andrzeja S. znów odroczony
Kolejny raz nie rozpoczął się ponowny proces znanego psychologa Andrzeja S. Powodem odroczenia były "względy formalne". Warszawski sąd rejonowy wyznaczył kolejny termin rozprawy na 8 kwietnia.
17.03.2008 | aktual.: 17.03.2008 13:14
Obrońca oskarżonego i pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej nie chcieli udzielić żadnej informacji, zasłaniając się faktem, że proces toczy się z wyłączeniem jawności.
Sędzia wyraźnie podkreślił, że wszelkie informacje dotyczące procesu, także proceduralne, o tym co się dzieje na sali rozpraw, jak się zachowuje oskarżony (...) są objęte wyłączeniem jawności- powiedział po wyjściu z sali rozpraw reprezentujący oskarżycielkę posiłkową - matkę jednego z pokrzywdzonych dzieci - mec. Witold Leśniewski.
Dodał, że "można powiedzieć tylko tyle, iż z przyczyn formalnych proces w poniedziałek się nie rozpoczął".
Obrońca S. mec. Andrzej Senejko mówił natomiast, że "jeśli proces ma się toczyć z wyłączeniem jawności, to powinniśmy się tego trzymać".
To już kolejne odroczenie. Po raz pierwszy proces Andrzeja S. został odroczony w połowie lutego z powodu kłopotów z dostarczeniem obrońcy oskarżonego zawiadomienia o terminie rozprawy.
W poprzednim procesie Sąd Rejonowy Warszawa-Mokotów skazał S. w styczniu ubiegłego roku na osiem lat więzienia. Dodatkowo otrzymał on wówczas zakaz wykonywania zawodu psychologa na 10 lat. Sąd okręgowy uchylił jednak wyrok "z przyczyn formalnych".
S. odpowiada za "doprowadzenie nieletnich poniżej 15 lat do poddania się innym czynnościom seksualnym", udostępnienie im treści pornograficznych oraz utrwalanie pornografii dziecięcej.
Sprawa została skierowana do ponownego rozpatrzenia 7 grudnia 2007 r. Choć uzasadnienie było tajne, pełnomocnicy pokrzywdzonych mówili, że uchylenie wyroku nastąpiło z przyczyn formalnych i ma związek z nowymi zarzutami stawianymi S.
Pierwszy proces Andrzeja S. trwał od lata 2005 r. i zaczął się rok po tym, jak na śmietniku niedaleko mieszkania psychologa znaleziono w 2004 roku kilkaset zdjęć, na których były m.in. dzieci poprzebierane za osoby innej płci oraz trzymające wibratory. Sam S. w śledztwie i przed sądem twierdził, że była to "forma terapii dzieci autystycznych", a elementy seksualne miały je "otworzyć". Jednak - zdaniem prokuratury - psycholog nie pomagał dzieciom, ale je krzywdził.