Proces Jaruzelskiego może nabrać tempa
Możliwe jest przyspieszenie procesu gen.
Wojciecha Jaruzelskiego i innych oskarżonych o "sprawstwo
kierownicze" masakry robotników Wybrzeża w grudniu 1970 r. -
dowiedziała się nieoficjalnie PAP w Sądzie Okręgowym w Warszawie.
27.10.2003 13:00
Według wiarygodnych źródeł PAP, sąd najprawdopodobniej zrezygnuje z bezpośredniego przesłuchiwania kilkuset świadków - ich zeznania byłyby tylko odczytane przez sąd. Większość z nich była uczestnikami wydarzeń po którejś ze stron - jako robotnicy bądź żołnierze i milicjanci - i nie mają żadnej wiedzy co do "sprawstwa kierowniczego" masakry, o co są oskarżeni siedzący na ławie oskarżonych.
Ograniczenie liczby świadków (jest ich w sumie ok. tysiąca) może znacznie przyspieszyć proces, który - przed sądem w Warszawie - trwa od października 2001 r. Dotychczas przesłuchano w nim ponad stu świadków. Gdyby dotychczasowe tempo przesłuchań utrzymało się, proces trwałby jeszcze co najmniej kilka lat.
W poniedziałek zeznawał kolejny były żołnierz, który rankiem 16 grudnia 1970 r. był pod stacją kolejki miejskiej w Gdyni, gdzie zginęło kilku stoczniowców idących do pracy na apel Stanisława Kociołka. Mieczysław Biegus zeznał, że usłyszał rozkaz "ognia", gdy siedział w swym transporterze; nie wie, kto go wydał. "Z mojego 'skota' też strzelano; nie wiem, kto" - mówił świadek. Przez wizjer widział, jak jeden stoczniowiec upadł po oddanej salwie. "Strzelanina trwała kilka minut, po czym tłum się cofnął" - dodał.
12 grudnia 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Szef PZPR Władysław Gomułka zdecydował o użyciu broni palnej i wprowadzeniu wojska. Żadna z osób obecnych na posiedzeniu ścisłych władz PZPR nie zgłosiła sprzeciwu wobec tej decyzji, także ówczesny szef MON gen. Jaruzelski. Gomułka podjął decyzję po przedstawieniu mu nieprawdziwej informacji o zabiciu przez demonstrujących dwóch milicjantów.
Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 r. na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. Prawdziwa liczba ofiar - chodzi tu przede wszystkim o rannych - może być większa. Dopiero kolejne strajki w styczniu i lutym 1971 roku w Łodzi i Szczecinie doprowadziły do wycofania grudniowych podwyżek.
W PRL nikogo nie pociągnięto do odpowiedzialności za wydarzenia Grudnia'70. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 r. Od 1990 r. Prokuratura Wojewódzka w Gdańsku prowadziła śledztwo. W 1995 r. skierowała do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku akt oskarżenia przeciwko 12 osobom, w tym Jaruzelskiemu, Kociołkowi, wiceszefowi MON gen. Tadeuszowi Tuczapskiemu oraz dowódcom jednostek wojska tłumiących protest. Wszystkim zarzucono "sprawstwo kierownicze" masakry, zagrożone karą dożywocia. Żaden z oskarżonych nie zgadzał się z zarzutami.
Pierwszy raz sąd w Gdańsku zebrał się w marcu 1996 r., jednak proces długo nie mógł ruszyć z miejsca z powodów formalnych. M.in. na rozprawy nie stawiali się oskarżeni, tłumacząc się złym stanem zdrowia i podeszłym wiekiem. W 1999 r. proces ten - już tylko wobec 10 oskarżonych - przeniesiono do Warszawy.
Proces 79-letniego Jaruzelskiego i sześciu pozostałych oskarżonych ruszył w końcu w październiku 2001 r. w Warszawie. Jaruzelski mówił, że poczuwa się do współodpowiedzialności politycznej i moralnej, ale nie karnej. Twierdził, że wiele działań wojska i milicji to "obrona konieczna lub stan wyższej konieczności". Cytował oficjalne dokumenty z 1970 r., z których wynikało, że demonstranci mieli atakować milicjantów, podpalać gmachy, niszczyć samochody i rabować alkohol.