Proces "Inki" - świadek boi się mówić
W tej sprawie były już dwa samobójstwa, boję się o własne życie - w ten sposób Adam R., którego "Inka" początkowo posądziła o zabójstwo Jacka Dębskiego, uchylał się od odpowiedzi na pytania pod swym adresem podczas procesu.
26.05.2003 | aktual.: 26.05.2003 15:56
Sąd Okręgowy w Warszawie po raz pierwszy po samobójstwie Jeremiasza Barańskiego - "Baraniny", zajmował się sprawą Haliny G., zwanej Inką, która odpowiada za pomoc w tej zbrodni z kwietnia 2001 r.
Na początku sąd spytał "Inkę", czy w związku z "nową sytuacją" chce coś dodać lub uzupełnić w swoich zeznaniach. Oskarżona jedynie przecząco pokręciła głową.
Na poniedziałkową rozprawę nie stawił się świadek, który miał opowiadać o interesach finansowych Dębskiego. Tymczasem prokurator Andrzej Komosa złożył wniosek o przesłuchanie dwóch nowych świadków. Jednym z nich jest Adam R., znajomy Barańskiego i "Inki", na którego kobieta niedługo po swym zatrzymaniu wskazała jako na zabójcę Dębskiego. W dalszym toku śledztwa, gdy ustalono już, że kto inny zabił byłego ministra sportu, "Inka" przyznała, że wiedziała, iż Adam R. w chwili dokonania tej zbrodni był poza granicami kraju, dlatego nie obawiała się wskazać na niego.
R. niedawno został wydany Polsce przez USA, gdzie mieszkał od stycznia 2000 r. Dziś przebywa w polskim areszcie, jest podejrzany o usiłowanie innego zabójstwa i działanie w zorganizowanej grupie przestępczej. Sam przyznał, że jego sprawa "ma związek z osobą Jeremiasza Barańskiego". Do sądu przewieziono go z aresztu pół godziny po tym, jak sąd przystał na wniosek prokuratora, by przesłuchać R. na temat jego znajomości z Barańskim, z "Inką" oraz jego wiedzy o zabójstwie Dębskiego.
29-letni, barczysty mężczyzna nie sprawiał na obserwatorach procesu wrażenia osoby bojaźliwej. Przed sądem oświadczył jednak, że nie chce składać żadnych zeznań. "W tej sprawie wydarzyły się dwa samobójstwa i jest bardzo wiele kontrowersji. Ja się boję o własne życie i w tej sprawie nie będę odpowiadał na żadne pytania" - oświadczył Adam R.
Sąd próbował jednak usłyszeć od niego choćby to, czy zna "Inkę" i czy od początku 2000 r., gdy wyjechał do USA, wyjeżdżał także z tego kraju. Potwierdził, że "Inkę" zna, a do USA wyjechał w styczniu 2000 r. i nigdzie się stamtąd nie ruszał, aż do ekstradycji. Nic ponad to nie dodał, apelował tylko, by zrozumieć jego sytuację. Zapewnił, że obszerne wyjaśnienia złoży na swojej sprawie, gdy zapozna się z jej aktami. "Czy strzelał pan do Jacka Dębskiego?" - zapytał prokurator. "Odpowiem. Nie strzelałem" - padła odpowiedź.
Adam R. dodał, że "nie wie, czemu 'Inka' go pomawia". Spytany jednak, czy miała w tym jakiś interes albo powód, świadek odparł, że na to pytanie nie odpowie. Z akt sprawy wiadomo, że Adam R. pracował w Polsce dla "Baraniny" i "testował lojalność" "Inki". Miał ją podobno wywieźć do lasu i przystawić jej pistolet do głowy. W ten sposób "Baranina" sprawdzał, czy jego ludzie są mu podporządkowani i czy nie współpracują z policją.
Na salę rozpraw doprowadzono w poniedziałek także innego mężczyznę - Roberta P. We wrześniu 2002 roku on sam poprosił o spotkanie z CBŚ. Pytany wtedy przez policję o okoliczności zabójstwa Dębskiego powiedział, że 11 kwietnia 2001 r., gdy doszło do zabójstwa, widział mężczyznę z bronią podjeżdżającego czarnym BMW przed restaurację, gdzie bawił się Dębski, miał też słyszeć strzał.
Przed sądem Robert P. oświadczył jednak, że wszystko, co wtedy powiedział, było kłamstwem. Opowiadał, że o zabójstwie wie tylko "z gazet i telewizji oraz różnych rozmów z różnymi ludźmi". Nie wchodził jednak w szczegóły. Nie wyjaśnił też, czemu wtedy kłamał.
W poniedziałek w sądzie Robert P. oświadczył, że w marcu 2002 roku postanowił współpracować z policją i opowiada jej wszystko, co słyszy w więziennej celi od swych kompanów. Przyznał jednak, że ma sprawę o fałszywe zeznania. Wesołość na sali rozpraw wzbudziła jego odpowiedź na pytanie, czy był karany za fałszywe zeznania. "Jeszcze nie" - odpowiedział. Dodał, że w trakcie swojej sprawy był na obserwacji psychiatrycznej.
Po jego zeznaniach sąd wysłuchał dwóch kolejnych rozmów telefonicznych, jakie na początku kwietnia "Baranina" odbył ze swoją siostrą, mieszkającą w Polsce, Bożeną T. Informował w nich, że jego wiedeński obrońca znalazł w aktach polskiej sprawy "Inki" osobę Roberta P., który mógłby dać dobre alibi "Baraninie" oraz prawdziwemu zabójcy Dębskiego. Barański polecił swej siostrze, by za pośrednictwem dziennikarza tygodnika "NIE" skontaktować się z Robertem P. i powiedzieć mu, jak ma zeznawać. Nie wiadomo, czy do tego kontaktu doszło, ale jeżeli nawet, to w poniedziałek okazało się, że nie odniósł zamierzonego skutku. "Pęka mit wszechmocnego bossa 'Baraniny'" - skomentował to prok. Komosa.
Sąd z wolna kończy proces "Inki". W poniedziałek wyznaczono cztery ostatnie terminy rozpraw - do odczytania pozostały m.in. zeznania "Baraniny" z jego sprawy oraz inne formalne czynności. Wyrok powinien zapaść najpóźniej 24 czerwca.
Do zabójstwa Dębskiego doszło w nocy z 11 na 12 kwietnia 2001 r. Wtedy to Dębski ze swymi kolegami świętował urodziny. W nocy przed lokal na warszawskim Powiślu wyprowadziła go Halina G., a tam płatny zabójca Tadeusz Maziuk, pseud. Sasza, zastrzelił byłego ministra. Gdy został aresztowany pod tym zarzutem, popełnił samobójstwo w celi warszawskiego aresztu. Na początku maja życie odebrał sobie także Jeremiasz Barański. "Inka" na salę sądową przychodzi pod ochroną policyjnych antyterrorystów. Jest także specjalnie chroniona w areszcie.(an)