Problemy z dyscypliną funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu poza granicami kraju
Sterydy, skażona żywność i woda, brak dyscypliny i nadzoru przełożonych - tak wygląda codzienność funkcjonariuszy BOR na placówkach wojennych poza granicami kraju, twierdzi "Nasz Dziennik".
14.06.2012 | aktual.: 14.06.2012 11:15
Według gazety szefostwo BOR nie radzi sobie z nadzorem nad realizacją zadań ochronnych na placówkach zagranicznych o podwyższonym stopniu ryzyka. "NDz" opisuje m.in. dramatyczny przypadek funkcjonariusza służącego w Kabulu, u którego zdiagnozowano ciężką zakrzepicę żył. Podobny przypadek miał miejsce kilka miesięcy temu w Pakistanie. Ofiarą był również funkcjonariusz BOR.
Do powstania zakrzepicy mogą przyczynić się sterydy, które niektórzy funkcjonariusze BOR przyjmują, chcąc uzyskać szybki przyrost masy mięśniowej, mówi dr Anna Gręziak.
- Ani w Warszawie, ani w Kabulu nikt tego procederu nie kontroluje, powiedział gazecie funkcjonariusz, który służył w zagranicznych misjach. Jest totalny brak nadzoru, zresztą nie tylko tam. Na przykład w składzie broni w Islamabadzie jest bimbrownia. To jest temat rzeka. Firmę interesuje jedno: wysłać ludzi na placówkę. Potem nikt nie przejmuje się, jak i w jakich warunkach funkcjonują.
Zdaniem płk rez. Andrzeja Pawlikowskiego, szefa BOR w latach 2006-2007, problemem powinna zająć się Najwyższa Izba Kontroli.