Problemy rodzinne przyczyną samobójstwa i postrzelenia córki?
Prokuratura Rejonowa Warszawa-Wola wyjaśnia
przyczyny tragedii, do której doszło w czwartek na warszawskim
Bemowie. 35-letni policjant prawdopodobnie postrzelił swoją
córkę, a następnie popełnił samobójstwo. Nieoficjalne informacje wskazują, że przyczyną zajścia mogły być problemy rodzinne.
Dziewczynka zmarła po przewiezieniu do szpitala.
Jak poinformowała rzeczniczka warszawskiej prokuratury okręgowej Katarzyna Szeska, na miejscu zabezpieczono m.in. broń służbową policjanta, pociski, a także dokumenty, które leżały obok niego.
Nie mogę ujawnić żadnych szczegółów. Dokumenty te mają charakter osobisty - powiedziała Szeska, zapytana czy był wśród nich np. list do rodziny. Zaznaczyła także, że prokuratura zamierza - w momencie kiedy będzie to już możliwe - przesłuchać nastoletniego syna żony policjanta, który był w mieszkaniu oraz ją samą (wróciła później).
Jak poinformowała Szeska, na razie trudno powiedzieć, kiedy dokładnie dojdzie do przesłuchania chłopca, Tomasza W. Wiadomo natomiast, że będzie w nim uczestniczył biegły psycholog. Zaplanowano również przesłuchanie żony policjanta, Magdaleny W., w którym także weźmie udział biegły psycholog. Na razie jednak stan emocjonalny bliskich Sławomira W. uniemożliwia przeprowadzenie jakichkolwiek czynności śledczych z ich udziałem.
Do tragedii doszło w czwartek około godz. 19. Policjanci zostali wezwani do jednego z mieszkań, w którym miało dziać się coś niepokojącego. Na miejscu znaleźli zwłoki swojego kolegi, policjanta ze Śródmieścia i postrzeloną w głowę dziewczynkę. Po reanimacji przewieziono ją do szpitala.
Po wstępnych ustaleniach funkcjonariusze wykluczyli udział w tragedii osób trzecich.
Sławomir W. miał ranę postrzałową głowy. Biegły wstępnie ocenił, że był to strzał samobójczy - dodała Szeska.
Policja i prokuratura sprawdzają teraz, czy 12-latka została postrzelona przypadkowo - gdy np. próbowała powstrzymać ojca przed samobójstwem, czy też umyślnie.
Wyjaśniamy wszystkie okoliczności. To wielka tragedia, zarówno dla tej rodziny, jak i dla warszawskich policjantów - powiedział rzecznik komendanta stołecznego policji Marcin Szyndler.
Jak dodał, policjanci ustalają też, co mogło być przyczyną desperackiego kroku funkcjonariusza i czy miał on jakieś problemy w pracy. Według nieoficjalnych informacji ze źródeł zbliżonych do śledztwa, chodziło o kłopoty rodzinne.
Bliscy policjanta - jego żona i jej syn - zostali objęci opieką psychologów. Otrzymają też wsparcie finansowe.
35-latek służył w policji od ponad czterech lat. Pracujący z nim funkcjonariusze podkreślają, że był dobrym kolegą i dobrym policjantem.