Problemy PiS. Jacek Żakowski: kres kultury rolowania
Może już w przyszłym tygodniu minister Witold Waszczykowski znajdzie czas, żeby przeczytać liczące dwadzieścia stron stanowisko Komisji Europejskiej w sprawie stanu praworządności w Polsce. Jakimś dziwnym trafem ministrowi Konstantemu Radziwiłłowi też z grubsza tydzień zajęło wybranie się do pielęgniarek strajkujących w Centrum Zdrowia Dziecka. Rząd Beaty Szydło wydaje się mieć jedną żelazną zasadę: Jak się pali, to nie rwać się do gaszenia. Robić swoje. Albo samo zgaśnie, albo kto inny zgasi, albo się zobaczy. Ewentualnie patrz punkt pierwszy - pisze Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski.
03.06.2016 | aktual.: 26.07.2016 12:52
Może już w przyszłym tygodniu minister Witold Waszczykowski znajdzie czas, żeby przeczytać liczące dwadzieścia stron stanowisko Komisji Europejskiej w sprawie stanu praworządności w Polsce. Jakimś dziwnym trafem ministrowi Konstantemu Radziwiłłowi też z grubsza tydzień zajęło wybranie się do pielęgniarek strajkujących w Centrum Zdrowia Dziecka. Rząd Beaty Szydło wydaje się mieć jedną żelazną zasadę: jak się pali, to nie rwać się do gaszenia. Robić swoje. Albo samo zgaśnie, albo kto inny zgasi, albo się zobaczy. Ewentualnie patrz punkt pierwszy - pisze Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski.
PiS sam tej strategii nie wymyślił. On ją tylko twórczo zaadoptował ucząc się od najlepszych. Historia ostatniego ćwierćwiecza - i to nie tylko w Polsce - pokazuje, że rządy, które próbują rozwiązywać problemy, zwykle marnie kończą. A rządy, które je stwarzają, radzą sobie i trwają. Ten dziwny fenomen współczesnych demokracji potwierdza się, gdzie tylko okiem sięgnąć.
Najlepszym przykładem był rząd Tadeusza Mazowieckiego, który najwięcej polskich problemów rozwiązał i został za to niezwłocznie ukarany. Podobny los spotkał rząd Jerzego Buzka, który brawurowo wziął się za rozwiązywanie wszystkiego, co było do rozwiązania. Wprawdzie przetrwał do końca kadencji, ale był to też koniec tworzących go formacji, a dla wielu ministrów również koniec politycznej kariery. Pierwszy rząd PiS (z LPR i Samoobroną) też wiele problemów próbował rozwiązać i rządził tylko pół kadencji. Teraz Jarosław Kaczyński rozumie, że dużo bardziej opłaca się tworzyć problemy, a ich rozwiązywanie pozostawić innym.
Problem w tym, że takie rolowanie problemów zwykle jednak ma ograniczony horyzont. Sprawa pielęgniarek jest dobrym przykładem. Gdyby Jarosław Kaczyński sięgnął pamięcią dziesięć lat wstecz i przypomniał sobie czasy, gdy był premierem, pewnie by sobie przypomniał słynne "białe miasteczko" przed Kancelarią Premiera i okupację samej KPRM przez grupę pielęgniarek. Od tamtej pory kolejnym ministrom zdrowia i premierom pozorującym rozmaite działania w sprawie pielęgniarek udawało się faktycznie rolować rozwiązanie problemu. Ponieważ ich pensje nie rosły, ubywało chętnych do pracy w tym zawodzie, a coraz mniej liczne pielęgniarki coraz liczniej wyjeżdżały do pracy na Zachód, gdzie zarabiają kilka razy więcej. W Polsce pielęgniarek ubywa. Doszliśmy do stanu, w którym ich brak sprawia, że służba zdrowia wkrótce nie będzie mogła działać. Bez dużych podwyżek już się nie obejdzie, bo jeśli kolejne pielęgniarki wyjadą, to trzeba będzie zacząć zamykać szpitale.
Tu Jarosław Kaczyński nadziewa się na drugi problem, na którego rolowanie liczył. Bo znaczące podwyżki dla pielęgniarek spowodują, że trudniej będzie rolować deficyt budżetu maksymalnie już naciągniętego na skutek wydatków na 500+. A jednocześnie powoli kończy się możliwość zagadywania, czyli politycznego rolowania, bezliku wartych grube miliardy obietnic wyborczych. Trochę pieniędzy rząd może jeszcze wycisnąć z NBP zmuszając nowego prezesa (Adama Glapińskiego?) do drukowania pieniędzy, czyli pośredniego (bo robić to bezpośrednio zabrania Konstytucja) skupowania obligacji państwowych. Ale to wpłynie na ratingi, ubezpieczenie długu, kurs złotówki, więc w dużej skali taka operacja miałaby krótkie nogi.
W sprawie Trybunału Konstytucyjnego sytuacja PiS zaczyna być podobna. Pół roku udawało się rolować problem przerzucając go (pod hasłem kompromisu) najpierw na opozycję, potem na Trybunał, na Komisję Wenecką, wreszcie na Komisję Europejską. PiS stworzył problem i wciąż miał pretensję, że inni nie chcą wziąć na siebie jego rozwiązania. To była niezła taktyka. Bo wszystkich zaskakiwała. I większość dawała się tak zaskoczyć, że wchodziła w tę grę, zaczynała proponować jakieś rozwiązania, podejmowała rozmowy itp. Kukiz’15, PSL, nawet KOD wyskakiwały z własnymi pomysłami, które Jarosław Kaczyński powtarzał sobie dla rozbawienia przed snem. Ale ci, którzy próbowali jakoś wychodzić naprzeciw, publicznie zawsze byli dla PiS "rozczarowujący", bo chcieli, by PiS wziął na siebie przynajmniej część problemu, który stworzył. To zaś było całkowicie sprzeczne z zasadą "my tworzymy problemy, wy je rozwiązujecie".
Jarosław Kaczyński zakłada zapewne, że w ten sposób będzie mógł rolować problem Trybunału (czyli praworządności, demokracji itp.) bez końca. Traf jednak chce, że Zachód jest w podobnej sytuacji. Ma bezlik kłopotów wynikających z tego, że od dawna roluje narastające problemy i że one mu teraz zaczynają wybuchać w ręku. Od uchodźców (których inwazja jest związana z rolowanym od dekady kryzysem bliskowschodnim) począwszy, a na standardach i ładzie europejskim (wybuchającym Brexitem, Grexitem, Orbanem, eurokryzysem itp.) skończywszy. Pensum nierozwiązywanych kłopotów Europa ma już wypełnione powyżej kokardy i na więcej pozwolić sobie nie może.
Garnek z rolowanymi europroblemami jest pełen. Polska-PiS się do niego nie zmieści. Większość europejskich rządów doskonale widzi, że Unia doszła do ściany i że - bez względu na to, co Brytyjczycy zdecydują w referendum - trzeba się teraz zabrać za sprzątanie. A każdym razie na jeszcze większy bałagan pozwolić już sobie nie można.
Jeśli Unia chce przetrwać, musi odrzucić kulturę rolowania. Jak trudne by to nie było. Temu służy szybkie budowanie małej unii w Unii, złożonej z sześciu państw założycielskich. Celem tej szóstki jest narzucenie wspólnocie dyscypliny, a jej pierwszym objawem ma być zerwanie z rolowaniem w sprawie Polski-PiS.
Witold Waszczykowski dobrze wie, co robi, nie spiesząc się z czytaniem stanowiska Komisji w sprawie polskiej praworządności. Gdyby przeczytał, musiałby zająć jakieś stanowisko. A po co, skoro już wie, że rolowanie się kończy i trzeba będzie podjąć prostą decyzję: godzimy się na postulaty Komisji Weneckiej, czy na sankcje?
Konstanty Radziwiłł też dobrze wie, co robi, nie spiesząc się do pielęgniarek z CZD. Gdyby zaangażował się w rozwiązanie problemu, musiałby sypnąć sporym groszem, którego oczywiście nie ma i po 500+ raczej mieć nie może. Chyba, że PiS podniesie składkę na NFZ, albo że prezes Glapiński zacznie szybko drukować pieniądze. Żadna z tych decyzji nie zależy jednak od Ministra Zdrowia, podobnie jak decyzja w sprawie Trybunału nie zależy do szefa MSZ.
Każde rolowanie musi się kiedyś skończyć na jeden z dwóch sposobów. Jednym jest ustępstwo wobec rzeczywistości i rozwiązanie problemu. Drugim jest katastrofa. Decyzja należy zawsze do tego, kto ma realną władzę.
Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski