Problem z bobrami? Jedyny zawodowy łowca w Polsce zastrzelił ich ponad tysiąc

Znajdujące się pod ochroną bobry budując tamy, zalewają łąki, ich nory podkopują nasypy drogowe i kolejowe. Gdziekolwiek pojawiają się straty, a bobry zagrażają bezpieczeństwu ludzi, wkracza on - Hubert Miszczuk, zawodowy łowca bobrów.

Problem z bobrami? Jedyny zawodowy łowca w Polsce zastrzelił ich ponad tysiąc
Źródło zdjęć: © Bobry.eu | arch. Hubert Miszczuk
Tomasz Molga

Mała wieś została odcięta od reszty Polski. Jedyna droga zawaliła się, gdy jamę w nasypie drogowym wykopały bobry. Rolnik płacze, że musiał dobić kilka krów, które połamały nogi, wpadając do bobrzych tuneli. Kolejarze przerażeni - bobry nagryzły drewniane podkłady kolejowe, po których kursują pociągi. Wtedy na miejscu pojawia się terenowy samochód z logo, na którym widać sylwetkę bobra przekreśloną czerwonym paskiem.

- Zajmuję się profesjonalnym łagodzeniem konfliktów na linii bobry-człowiek. Tam, gdzie zagrożone jest dobro czy bezpieczeństwo człowieka, bobry muszą ustąpić - tłumaczy Hubert Miszczuk z Warszawy, najskuteczniejszy łowca bobrów w Polsce. Jego firma bobry.eu to prawdopodobnie jedyny taki biznes w Polsce i w Europie. Krążą już o nim legendy. Podobno odstrzelił już ponad 1000 sztuk zwierząt.

- Nie żal panu? - pytamy.

- Żal, ale lepiej, aby była możliwość legalnego usunięcia czy ograniczenia działalności bobrów w niechcianych miejscach. Spotykałem się z tym, że ludzie rozwieszali przy norach kable pod prądem, zakładali sidła albo podpalali żeremia benzyną. To niehumanitarne - mówi Hubert Miszczuk. Nawiązuje do głośnej ostatnio historii zabijania fok, prawdopodobnie przez rybaków. Potwierdza krążące o sobie legendy, że strzela kilkaset bobrów rocznie, więcej niż wszyscy myśliwi w Polsce razem wzięci.

Obraz
© Bobry.eu | arch. Hubert Miszczuk

Bobry, ile ich jest w Polsce

Zaraz po II wojnie światowej w Polsce pozostało zaledwie 6 rodowitych polskich bobrów. Aby odbudować populację, myśliwi i naukowcy sprowadzili ze Związku Radzieckiego koło 170 bobrów woroneskich. Udało się. Po kilkudziesięciu latach populacja tych zwierząt liczy już 124 tys. osobników. To dane GUS, które przeraziły rolników. Izby rolnicze zażądały odstrzału ze względu na milionowe szkody, jakie powodują te gryzonie. W porozumieniu z regionalnymi dyrektorami ochrony środowiska uzgodniono, że w trzy lata zostanie odstrzelonych 27 tys. zwierząt.

Tyle, że bóbr nie daje łatwo wziąć się na cel. Kryje się w trudno dostępnych mokradłach. Wychodzi z nor i żeremi nocą. Po strzale bobra trzeba jeszcze wyciągnąć z bagna czy rzeki. To trudne polowanie. Dlatego w jednym sezonie myśliwi na terenie całej Polski odstrzelili łącznie 380 sztuk. W tym samym czasie firma pana Huberta upolowała ponad 400.

Jak usunąć bobry

- Od października do marca spędzam na polowaniach 5 dni w tygodniu. Takie jest zapotrzebowanie na usługi - opowiada łowca. To jego dodatkowe zajęcie, z zawodu jest hydrologiem.

Wyjaśnia, że nie strzela bez rozpoznania problemu. Po zgłoszeniu idzie w teren i opracowuje raport. Sprawdza, ile bobrów mieszka w danym terenie, ocenia, jakie powodują szkody i zagrożenie. Następnie występuje do dyrekcji ochrony środowiska o zezwolenie na odstąpienie od ochrony bobra w danym miejscu. Jeśli bobry nie wyprowadzą się zniechęcone płoszeniem i usuwaniem ich siedlisk, pozostaje karabin. - Zdarza się, że rolnik skarży się, że bobry całkiem zniszczyły mu łąkę. Po weryfikacji okazuje się, że chodzi o jednego zwierzaka, który położył kilka drzewek gdzieś na skraju pola. Wtedy odpuszczam - wyjaśnia łowca bobrów.

Przykład prawdziwej klęski? Podczas słynnej powodzi z 2010 roku gmina Wilków została zalana na skutek zniszczenia wału przeciwpowodziowego. Do katastrofy miała przyczynić się kilkumetrowa jama bobrów wykopana w nasypie. Zazwyczaj łowca bobrów interweniuje przy mniejszych stratach. W jednej z miejscowości bobry utworzyły tamę na rzece. Ponieważ w okolicy nie miały innego materiału, zapora powstała z dorodnej kukurydzy zebranej z sąsiedniego pola. W takich przypadkach starty rolnika to nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Opisywaliśmy, jak rodzina bobrów z Podkarpacia, po podziurawieniu wału, spuściła wodę z jeziora w Zaklikowie.

Obraz
© Bobry.eu | arch. Hubert Miszczuk

Bóbr, czy można go zjeść?

- To mit, że bobrzy ogon, czyli plusk, jest smakołykiem. Zapewniam, że nikt z czytelników nie byłby w stanie go zjeść, nawet z dodatkiem chrzanu. Po usunięciu skóry ma konsystencję gęstego łoju. Po latach jedzenia przetworzonej żywności odzwyczailiśmy się od takich smaków - opowiada dalej Hubert Miszczuk.

Jedzenie bobrzych ogonów to tradycja związana z polską arystokracją. Ponieważ pokryty jest niby-łuskami, w średniowieczu papież zezwolił na jego konsumpcję jako potrawy postnej.

Za to z mięsa bobra smaczne są kiełbasy czy burgery. Coś jakby alpejska jagnięcina - zawyrokował jeden z warszawskich mistrzów kuchni. Ustrzelone przez łowcę bobry służą do badań naukowcom. Sprawdzają oni jakość genów polskiej populacji, wyrosłej przecież z organicznej liczby osobników, a ich czaszki i skóry stają się eksponatami do zajęć naukowych.

O Hubercie Miszczuku krążą już legendy. Mówią o nim, że "zawziął się bobry", "pogromca bobrów". Z tego powodu jedna z organizacji obrońców zwierząt ogłosiła zbiórkę pieniędzy na akcję zatrzymania jego polowań. On sam podchodzi do tego z dystansem.

- Znacznie więcej otrzymuję jednak wyrazów uznania dla mojej profesji. Lubię moje bobry. Fascynują mnie ich zdolności inżynierskie. Nigdy nie zrobiłem czegoś takiego, aby w jakimś regionie na skutek moich działań bobry stały się gatunkiem zagrożonym. Chciałbym, aby człowiek i te piękne zwierzęta mogły istnieć razem na jednym obszarze, bez konfliktów zagrażających zarówno gospodarce człowieka, jak i samym bobrom - kończy opowieść łowca.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (277)