Prezydent: ratyfikacja traktatu do końca kwietnia
Jest szansa na to, że do końca kwietnia sprawa ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego będzie załatwiona - powiedział prezydent Lech Kaczyński w wywiadzie dla "Dziennika". Uważa, że wmawianie społeczeństwu, iż ktoś chce zablokować umowę z Lizbony, to oszustwo.
20.03.2008 | aktual.: 20.03.2008 09:59
W wywiadzie dla gazety prezydent Lech Kaczyński zapowiada, że będzie mocno dążył do kompromisu. Dał też do zrozumienia, że oferta Donalda Tuska, który zapowiedział nową propozycję ustawy zatwierdzającej traktat, jest dla niego pozytywnym sygnałem. Zbliżają się święta, jest czas na rozmowy - mówi Lech Kaczyński "Dziennikowi". Dodaje, że nie ma najmniejszej woli, by traktat nie został przyjęty. Prezydent powiedział dziennikowi, że ma pewne pomysły na osiągnięcie porozumienia, ale jest jeszcze za wcześnie, aby o nich mówić.
Lech Kaczyński przypomniał, że ma uprawnienia do tego, aby nie podpisać ustawy ratyfikacyjnej. Zapewnił jednak, że nigdy nie mówił, iż z nich skorzysta. To nie jest film kryminalny, gdzie jak się położy na stole rewolwer, to musi wystrzelić. Ja chciałem tylko podkreślić, że mam rewolwer. Nie znaczy to jednak, że strzelę - stwierdza prezydent.
Dziennik: Panie prezydencie, ilu przywódców europejskich dzwoniło do Pana w ostatnich dniach z pytaniami co się dzieje w Polsce w związku z ratyfikacją Traktatu Lizbońskiego?
Prezydent Lech Kaczyński: Wśród licznych rozmów, które miałem z zagranicznymi politykami na temat traktatu rozmawiałem tylko z Prezydentem Litwy Valdasem Adamkusem.
I co Pan mówił o Traktacie?
- Że w Polsce nie ma sporu o Traktat. Że choć jak w każdym kraju są u nas także eurosceptycy, to nie są w poważnej skali reprezentowani w parlamencie, a już na pewno nie jest to jedna trzecia Sejmu i Senatu. Cała sprawa wygląda inaczej niż przedstawiają ją media, fałszywie. Po raz kolejny okazało się jak wielka jest siła establishmentu kontrolującego media. Naprawdę gra idzie o to czy to co było bardzo poważnym sukcesem negocjacyjnym będzie utrwalone czy też - jak zapowiadała sejmowa uchwała z grudnia - będziemy się z tego wycofywać. Najpierw z protokołu brytyjskiego, potem kto wie czy nie z Joaniny a potem jeszcze pewnie z czegoś. Proszę pamiętać, że potężnym tego świata nie podobało się utrzymanie aż do roku 2017 roku systemu głosowania nicejskiego. To trzeba zabezpieczyć.
Jak zatem definiuje pan prezydent ten spór? Ważny i emocjonalny przecież.
- Spór dotyczy tego jak w ramach systemu prawnego zapewnić zabezpieczenia polskich osiągnięć negocjacyjnych. Bo nie można pomijać faktu, że w samym traktacie są rozwiązania umożliwiające odchodzenia od pewnych zapisów bez zastosowania procedury ratyfikacyjnej, a tylko za zgodą wszystkich rządów. I idzie o to by nie dało się tego zrobić wbrew interesowi Polski, bez równoczesnej zgody prezydenta, premiera i Sejmu.
Chodzi także o sprawy obyczajowe?
- Tak, ten rodzaj dyskusji w Europie jest bardzo żywy, ale w polskim społeczeństwie spowodował by bardzo silne podziały i konflikty. Zresztą, kiedy negocjowaliśmy Traktat było to chwilami wprost podnoszone. Ale gdy wspominano Kartę Praw Podstawowych rzadko podnoszono na przykład temat praw socjalnych pracowników, jakoś mało to interesowało kogokolwiek.
Sądzi pan, że obecna większość rządowa chciałaby odejść od Karty?
- A skąd ta uchwała Sejmu z 22 grudnia ubiegłego roku o woli odejścia od Karty? Przecież ona jest jasnym dowodem takich chęci. Problem w tym, że w dzisiejszym świecie medialnym tak kluczowe fakty są cenzurowane i zupełnie znikają ze świadomości społecznej.
- Nie podejrzewam Tuska o chęć przeprowadzenia rewolucji obyczajowej jak w Hiszpanii. Ale jak się Kartę przyjmie, to pewne rzeczy będzie łatwiej na Polsce wymóc. To trzeba zabezpieczyć w ustawie ratyfikującej Traktat. To jest dla nas szansa wzmocnienia sukcesu.