Prezydent odzyskuje sympatię wyborców
Kolejne tygodnie przynoszą spadek poparcia dla rządzących, jednak opozycja w niewielkim stopniu umie to wykorzystać. W przypadku gabinetu Donalda Tuska poziom spadku jest już dość dramatyczny, bo aż 70% Polaków ocenia działania rządu jako złe lub zdecydowanie złe, a jedynie 26% wystawia mu pozytywne oceny.
Rząd stracił w ciągu ostatnich dwóch tygodni 4% ocen pozytywnych i zyskał tyle samo negatywnych. Podobnie Donald Tusk. Po poprawie notowań w poprzednim badaniu, teraz szef rządu sporo utracił (ubyło 6% ocen pozytywnych, przybyło za to 5% krytycznych) i znów więcej Polaków (47%) ocenia go negatywnie, niż pozostaje tych (40%), którzy akceptują sposób sprawowania przez niego funkcji. Temu spadkowi popularności rządu nie można się zbytnio dziwić, bo gabinet Tuska nie przedstawił wciąż wiarygodnej i przekonującej strategii walki z kryzysem, ani rozwiązań mających zmniejszyć jego skutki dla przeciętnego obywatela. Przeciwnie – zawirowania z budżetem, który najpierw został uchwalony przez koalicję na podstawie nierealistycznych parametrów, późniejsze gwałtowne szukanie oszczędności i deklaracje, że w czerwcu być może dojdzie do autopoprawki ustawy budżetowej – budują wrażenie, że w sprawach gospodarczych Platforma Obywatelska wcale nie ma takich fachowców jak wynikałoby to z jej materiałów reklamowych.
Strategia polityków PO polega dziś z grubsza na tym, by odpowiedzialnością za kryzys podzielić się z opozycją i na przykład na PiS i prezydenta zrzucić odpowiedzialność za kłopoty z kursem złotego, a nie na przedstawianiu kolejnych działań zaradczych rządu. Choćby takich, które byłyby skutecznymi zabiegami o ocalenie kolejnych miejsc pracy. Wydaje się, że szwankuje polityka informacyjna rządu. Nawet jeśli rząd podejmuje jakieś działania, to do obywateli docierają raczej informacje o kolejnych zwolnieniach i bankructwach firm, niż o tym, czy na przykład minister pracy ma jakiś dobry pomysł na tworzenie nowych miejsc pracy. Być może spin doktorzy Platformy skupieni na budowie wizerunku Donalda Tuska uznali, że popularność premiera będzie można budować bez względu na dokonania rządu, zatem nie warto skupiać się na pracy nad wizerunkiem całego gabinetu. Jednak obecny spadek poparcia dla premiera Tuska pokazuje, że chyba to wizerunkowe oddzielnie szefa rządu od gabinetu, którym kieruje, nie do końca jest
skuteczne.
Spośród porażek rządzących polityków PO karykaturalny wymiar nabrała sprawa Stoczni Szczecińskiej. Nie dość, że rząd nie był w stanie wywalczyć na forum Unii Europejskiej szansy dla polskiego przemysłu stoczniowego i de facto przyzwolił na jego parcelację, to na dodatek okazało się, że na szkoleniach dla tracących pracę stoczniowców zarabia jeden z prominentnych polityków Platformy. I choć senator Misiak po niemal tygodniu milczenia premiera w tej sprawie, w końcu z Platformy musiał odejść, to przekaz w tej sprawie jest fatalny dla PO. Nie bez wpływu na notowania premiera mogła mieć niedawna wpadka wizerunkowa Donalda Tuska z jego nieobecnością podczas głosowań w sejmie, bo w tym czasie grał w piłkę nożną z kolegami (także z rządu). To również nie buduje wizerunku premiera, jako polityka zbytnio zatroskanego o losy kraju. Na dodatek Tusk okazuje się w ostatnim czasie politykiem stosującym podwójne standardy lub co najmniej niekonsekwentnym – senator Misiak musi odejść z PO, bo psuje jej wizerunek, ale
premier Pawlak z PSL, mimo podobnych zarzutów jakie formułuje wobec niego prasa, może spać spokojnie.
Spadek zanotowała też sama Platforma Obywatelska, choć nadal ponad czterdziestoprocentowe poparcie imponuje. Tymczasem najwyraźniej zyskało na utracie poparcia Platformy SLD – mimo porażki z budową jednej wspólnej listy lewicy do europarlamentu i wewnętrznych sporów - zyskało i teraz na Sojusz chce głosować 9% Polaków. Tymczasem wciąż nieskuteczne w budowie poparcia jest PiS: tym razem partia ta straciła jeden procent. Najwyraźniej PiS wciąż decyzją wyborców ma siedzieć w oślej ławce i odrobienie pozytywnych opinii będzie dla niego trudniejsze niż zmiana wizerunku i wyprodukowanie nowych spotów reklamowych.
Nadal za to trwa skrupulatne odzyskiwanie sympatii wyborców przez prezydenta. Od tygodni dzieje się to małymi kroczkami, tym razem także zmiana polega na tym, że o jeden procent mniej jest Polaków, którzy Lecha Kaczyńskiego oceniają źle, ale jest konsekwentne i w ciągu kilku ostatnich miesięcy daje całkiem znaczne efekty. Do wyborów prezydenckich pozostało półtora roku – jeśli prezydent będzie umiał utrzymać tę tendencję, to jego szanse na reelekcje nie są tak niewielkie jak wydawać to może się dzisiaj. Trudno jednak prorokować, co będzie działo się w 2010 roku, gdy politycy nie wiedzą, co zdarzy się w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Kryzys może dokonać przewartościowania także na scenie politycznej, i doprawdy, wszystko się może zdarzyć. Ostrożność z deklaracjami o kandydowaniu w wyborach prezydenckich obydwu dotychczas pewnych kandydatów, Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego, pokazuje, że i oni sami mają tego świadomość.
Joanna Lichocka specjalnie dla Wirtualnej Polski