PolskaPrezydent Krakowa na prezydenta Polski?

Prezydent Krakowa na prezydenta Polski?

Wewnętrzna wojna o przywództwo w SLD nabrała przyspieszenia. Wicemarszałek sejmu Jerzy Szmajdziński rzuca rękawicę przewodniczącemu SLD Grzegorzowi Napieralskiemu. Do decydującego starcia między nimi ma dojść 19 grudnia na konwencji programowej SLD, na którą do Warszawy ma zjechać 700 działaczy z całej Polski. Okazuje się jednak, ze do walki o fotel prezydencki z ramienia lewicy może też włączyć się prezydent Krakowa - Jacek Majchrowski.

02.11.2009 | aktual.: 03.11.2009 11:41

Zdaniem partyjnych przeciwników wicemarszałka przyczyną, dla której Jerzy Szmajdziński robi zamieszanie w SLD, jest jego chęć kandydowania na prezydenta.

- Szmajdziński liczy na to, że gdyby został przewodniczącym partii, automatycznie byłby kandydatem lewicy na prezydenta, a to jego od lat niespełnione marzenie - mówi europosłanka Joanna Senyszyn.

Na grudniowej konwencji odbędzie się tajne głosowanie nad wotum zaufania dla całego zarządu partii. Delegaci mają też zdecydować o dalszym kierunku partii. Czy będzie to marsz w stronę liberalną, jak to chciałby widzieć Szmajdziński, czy w stronę socjaldemokracji, jak chce Napieralski.

Jerzy Szmajdziński ambicji nie ukrywa. Jego kandydaturę na prezydenta poparł Aleksander Kwaśniewski. Choć część polityków lewicy uważa, że tak wczesne "wypuszczenie" w świat informacji o chęci kandydowania Szmajdzińskiego może oznaczać spalenie jego kandydatury już na starcie.

Gdyż, jak dowiedziała się "Polska", Aleksander Kwaśniewski od pewnego czasu prowadzi rozmowy z Jackiem Majchrowskim - prezydentem Krakowa - i to jego ma namawiać na kandydowanie do fotela prezydenta.

- Majchrowski jest profesorem z dużym zapleczem ludzkim, no i, co ważne, to świeża postać w polityce - mówi nam jeden z posłów SLD. Z naszych informacji wynika, że Grzegorz Napieralski również dwukrotnie spotkał się z Majchrowskim w sprawie jego kandydowania i prezydent Krakowa miał już zadeklarować swój start w wyborach prezydenckich. A to przecież nie koniec kandydatów lewicy na prezydenta, bo partia wciąż rozważa osobę Jolanty Szymanek-Deresz.

Jerzy Szmajdziński czuje się jednak pewnie, bo ma wokół siebie szeroki front zwolenników. Ma przychylność PO, z którą dogaduje się co do przyszłego sojuszu. A do tego popiera go połowa posłów w Sejmie, z Ryszardem Kaliszem na czele. Po jego stronie jest też europoseł Wojciech Olejniczak i politycy reprezentujący liberalny odłam lewicy: Marek Borowski, Dariusz Rosati, Tomasz Nałęcz.

Dla nich Szmajdziński jest szansą na powrót do politycznej gry. Wierzą, że zaprosi ich do współpracy i odsunie od nich widmo politycznego niebytu, jaki im grozi w przypadku przyspieszonych wyborów parlamentarnych.

- Otoczeniem Szmajdzińskiego jest partyjna "konserwa" wywodząca się z SdRP, a jeszcze wcześniej z PZPR. Takie dinozaury - podsumowuje frakcję wicemarszałka politolog prof. Kazimierz Kik.

Rewolucja na lewicy, którą wszczął Szmajdziński, nazywana jest przez partyjnych kolegów buntem trzech ministrów. Bo też Szmajdziński to były postpezetpeerowski aparatczyk, potem szef MON w skompromitowanym rządzie Leszka Millera. Z kolei Olejniczak był u Millera wiceministrem rolnictwa.

Trzeci - Ryszard Kalisz - był ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Marka Belki. Ich ideowa koncepcja jest jasna: chcą władzy. Opowiadają się za kompromisem z resztkami po sojuszu Lewica i Demokraci.

- Nie chodzi im o program, ale o to, żeby jeszcze raz, być może ostatni, spróbować zrobić wspólne z Borowskim i Rosatim listy do parlamentu, wejść z PO do rządu, a potem odejść na spokojne i wysokie emerytury - podsumowuje złośliwie jeden z młodych działaczy SLD.

Frakcja Napieralskiego zarzuca Jerzemu Szmajdzińskiemu, że zamiast, zgodnie z trendami, radykalizować lewicę, to on szukaniem sojuszy z liberałami tylko ją rozmiękcza. Wobec Szmajdzińskiego są i takie zarzuty, że on partii za sobą nie pociągnie. - Szmajdziński to nieświeży balast - mówi wprost inny z polityków SLD. Ale w związku z tym, że chce się układać z PO, jest na rękę partii rządzącej. Również dla PiS "rozmiękczony" SLD jest lepszym wyjściem niż wyraźna i radykalna partia lewicowa.

Zwolennicy Szmajdzińskiego z kolei suchej nitki nie zostawiają na Grzegorzu Napie-ralskim i jego ekipie. Winią go przede wszystkim za sojusz z PiS w TVP. I nawet to, że Włodzimierz Cimoszewicz odmówił partii - nie szczędząc jej przy tym krytyki - gdy zaproponowała mu kandydowanie na prezydenta, również traktowane jest jako minus dla przewodniczącego. - Sondaże, które nawet nie drgnęły, pokazują, że działania Napieralskiego nie są skuteczne - mówi poseł, związany z frakcją Jerzego Szmajdzińskiego.

Grzegorz Napieralski w rozmowie z "Polską" nie kryje rozczarowania zarzutami. Broni się, mówiąc: - Kiedy w SLD zaczyna się właśnie dobrze dziać i sondaże idą w górę, to wtedy rozpoczyna się frontalny atak na partię, do którego dołączają ludzie z lewicy, z SLD również.

A Tomasz Kalita, rzecznik SLD, dopowiada: - Ludzie w partii byli zadowoleni, że skończył się konflikt z Olejniczakiem, że do wyborów do Parlamentu Europejskiego nie poszliśmy z pseudolewicą Marka Borowskiego i osiągnęliśmy niezły wynik. To obecne napięcie nic dobrego nie wnosi.

Napieralski może liczyć głównie na partyjnych działaczy, w większości ludzi młodych jak on sam. Ale i wystraszonych, no bo w przypadku klęski przewodniczącego ich polityczne kariery też upadną. To dlatego jeździ teraz po kraju, spotyka się z nimi i przekonuje do siebie, budując swoje wpływy. - Odwiedził Łódź, Szczecin, Bydgoszcz, w tym tygodniu jedzie do Krakowa. Dwa razy odwiedzi każde województwo - mówi Tomasz Kalita.

Tymczasem grupa Szmajdzińskiego niecierpliwie przebiera nogami, chcąc uprzedzić ruchy Napieralskiego. - To oni nalegali, aby konwencja, która miała być na wiosnę, odbyła się w grudniu - ujawnia nam inny z polityków lewicy. I choć sprzyja Szmajdzińskiemu, obawia się, że na konwencji może polec. - Jego gra jest ryzykowna. W Warszawie zwyciężą, ale w terenie ludzie opowiadają się za Napieralskim, uważając, że jest młody i spoza układu.

Może być i tak, że jeszcze przed konwencją Napieralski spróbuje dogadać się ze Szmajdzińskim. Jeśli obieca, że poprze wicemarszałka w jego prezydenckich ambicjach, to ten nie będzie próbował zrzucić go ze stołka szefa SLD. Ale taki kompromis w istocie też oznaczałby koniec Napieralskiego, gdyż wtedy jego wizja partii radykalnej nie miałaby szans zaistnienia. I SLD znów znalazłby się na ideowych bezdrożach.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)