Prezydencki samolot nie miał zgody na lądowanie?
Prezydencki Tupolew nie miał ostatecznej zgody na lądowanie w Smoleńsku - to ustalenia "Faktów" TVN. Samolot dostał jedynie wstępną zgodę, a jego załoga mogła nie zrozumieć rosyjskich komend. Zdaniem pytanych przez "Fakty" pilotów, kluczowe było pojawiające się w stenogramach rosyjskie słowo "dodatkowo".
Ostatecznej zgody piloci prezydenckiego tupolewa nie dostali nigdy - a przynajmniej nie pojawia się to w odcyfrowanym zapisie z czarnej skrzynki. Kpt. Jerzy Polański, były pilot Tu-154 tłumaczył, że we frazeologii lotniczej słowo "dodatkowo" oznacza, że dodatkowo zgodę na lądowanie piloci otrzymają później.
- W całym tym stenogramie nie padła komenda, która oznacza zgodę na lądowanie - mówił w "Faktach" były dowódca eskadry samolotów Tu-154 kpt. Stefan Gruszczyk. Dodał, że załoga powinna była wiedzieć, że nie ma pozwolenia.
Słów "lądowanie dodatkowo" używa się - tłumaczyli piloci - zanim jeszcze samolot doleci do pasa. Dopiero wtedy kontroler lotu wydaje ostateczną zgodę po sprawdzeniu, czy poprzednio lądujący samolot skończył kołowanie i pas jest wolny.
Piloci nie wykluczają, że załoga mogła źle zrozumieć specyficzne rosyjskie komunikaty. Podziękowanie kapitana po udzieleniu wstępnej zgody - trudno zrozumieć - twierdzą rozmówcy "Faktów" - bo za wstępną zgodę nikt nie dziękuje.