Prezes wysłał SMS-a, ale się wypierał. Sąd zmiażdżył jego wersję
Pracownica banku podpadła szefowi, bo wystartowała w wyborach samorządowych. Prezes zmienił jej warunki pracy, co skończyło się odejściem z banku. Zdaniem sądu rzeczywistą i faktyczną przyczyną tej decyzji była osobista niechęć za to, że wbrew prezesowi pani Anna nie zrezygnowała z kandydowania - uzasadnił sąd.
Pani Anna nie ukrywa, że cieszy się z wydanego właśnie wyroku Sądu Rejonowego w Puławach.
- To było dla mnie bardzo trudne, ale cieszę się, że mogłam pokazać wszystkim, że taki zwykły, szary pracownik też ma coś do powiedzenia i może swoje pozazawodowe pasje i zamierzenia osiągnąć, a nie tylko to, co bezprawnie mu dyktuje przełożony - komentuje w rozmowie z WP Anna Sykuła.
Mieszkanka Nowego Pożoga na Lubelszczyźnie w ubiegłym roku zdecydowała się na start w wyborach samorządowych do Rady Gminy Końskowola. Do Komitetu "Zielone Powiśle" dołączyła, by szerzej angażować się w życie lokalnej społeczności. O jej kandydaturze poinformowano 12 marca 2024 r. w mediach społecznościowych komitetu. Jak relacjonuje, już godzinę po publikacji zadzwonił do niej prezes Lubelskiego Banku Spółdzielczego, w którym wtedy pracowała. Usłyszała, iż musi wybrać między pracą a kandydowaniem, a dodatkowo zarzucono jej nieuprawnione użycie jej miejsca pracy, czyli nazwy banku, w życiorysie na stronie komitetu.
Już po trzech godzinach od rozmowy z prezesem, zostało jej wręczone wypowiedzenie zmieniające warunki zatrudnienia. Miała zostać przeniesiona do innej placówki banku i trafić na niższe stanowisko. Tłumaczy, że nie mogła zaakceptować takich zmian, co skończyło się utratą zatrudnienia po trzech miesiącach.
- Oczywiście nigdzie w dokumentach oficjalnie powody startu w wyborach nie padły, bo wiedzieli, że byłby to skandal. Podali powód z palca wyssany, że to jest reorganizacja miejsc pracy i wzmocnienie placówki w Gniewoszowie - mówiła nam Anna Sykuła.
Skandal korupcyjny w Ukrainie. Najbliższe otoczenie Zełenskiego pod lupą służb
Prezes Lubelskiego Banku Spółdzielczego w rozmowie z WP zaprzeczał, by zmiana warunków pracy Sykuły miała związek z jej startem w wyborach samorządowych. Wskazał na rzeczywiste potrzeby banku.
- Nie ma żadnego zakazu startowania w wyborach dla pracowników banku. Tylko ona później powiązała te rzeczy niepotrzebnie i próbuje z tego konflikt robić - mówił WP prezes Krzysztof Zawadzki.
Wyjaśnił też, że polecił jedynie usunięcie nazwy banku z materiałów wyborczych ze względu na apolityczność instytucji.
Na dowód tego, że start w wyborach miał jednak znaczenie, Anna Sykuła przytoczyła treść SMS-a, który został wysłany przez prezesa do ich wspólnego znajomego. Osoba ta chciała się skontaktować z prezesem, aby porozmawiać o sprawie. Zawadzki odpisał tak:
"Jeśli temat dotyczy Anny, to sprawa jest 0:1. Bank jest instytucją zaufania publicznego i nikt nie dostał zgody na kandydowanie. Tym bardziej, że w RN jest mieszkaniec tej miejscowości. Mój kręgosłup znasz".
Mimo tak jednoznacznej treści, prezes w rozmowie z WP wypierał się, że treść SMS-a miała związek z kandydowaniem.
Sąd nie wierzy prezesowi banku
Okazuje się, że ten sam SMS stał się koronnym dowodem w sądzie pracy. Sąd Rejonowy w Puławach przyznał rację Annie Sykule, a WP dotarła do pisemnego uzasadnienia wyroku.
Oceniając materiał dowodowy, sąd nie dał wiary zeznaniom prezesa Krzysztofa Zawadzkiego co do przyczyn powstania u niego zamiaru dokonania zmiany warunków umowy o pracę. Powód? "Nie znajdują żadnego potwierdzenia w zebranym materiale dowodowym i są gołosłowne" - stwierdziła sędzia Magdalena Gałkowska z Sądu Rejonowego w Puławach.
Sędzie zwróciła równocześnie uwagę, że "pracodawca nie ma prawa, aby zabronić pracownikowi kandydowania do rady gminy; pracownik zresztą nie ma obowiązku, aby informować o tym fakcie pracodawcę, a zatem K. Zawadzki nie miał prawa, aby takie stanowisko w sprawie kandydowania powódki zajmować" - czytamy w uzasadnieniu wyroku.
Wreszcie sąd stwierdził, że "rzeczywistą i faktyczną przyczyną tej decyzji podjętej - co jest bezspornym, wyłącznie przez prezesa zarządu K. Zawadzkiego, była jego osobista niechęć do powódki za to, że wbrew jego wyraźnemu stanowisku zaprezentowanemu w rozmowach telefonicznych z powódką, nie zrezygnowała ona z kandydowania do rady gminy, sprzeciwiając się w ten sposób woli Krzysztofa Zawadzkiego" - czytamy.
Prezes banku: temat zamknięty. Ale nie dla pani Anny
Wydając wyrok, Sąd Rejonowy w Puławach orzekł, że Lubelski Bank Spółdzielczy ma wypłacić pani Annie trzymiesięczną odprawę oraz pokryć koszty procesowe. Bank nie odwołał się od wyroku i jest on już prawomocny. Prezes banku nie chce odnosić się do treści orzeczenia.
- Jeżeli chodzi o sprawę Anny Sykuły temat mam już zamknięty i do niego nie wracam - skomentował w rozmowie z WP Krzysztof Zawadzki.
Ale temat nie jest zamknięty dla samej Anny Sykuły.
- To na pewno nie będzie koniec, bo na podstawie tego wyroku będziemy chcieli z powrotem wznowić postępowanie w sprawie karnej - zapowiada.
Chodzi o jej zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez prezesa banku m.in. poprzez naruszenie prawa do korzystania przez pracownika z konstytucyjnie zagwarantowanych praw i wolności obywatelskich, w tym biernego prawa wyborczego. Prokuratura Rejonowa w Puławach postępowanie jednak umorzyła.
Kobieta uważa, że tak jasny wyrok sądu pracy może być dla prokuratury nowym dowodem i zapowiada złożenie wniosku w tej sprawie.
- Poza tym złożyłam już wcześniej doniesienia o składaniu fałszywych zeznań w mojej sprawie. Po napisaniu zażalenia i publikacji artykułu na temat mojej walki, te postępowania nagle ruszyły z kopyta - dodaje Anna Sykuła.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl