Premier za komisją ws. inwigilacji dziennikarzy
Premier Kazimierz Marcinkiewicz uważa, że
"nie byłoby źle, gdyby powstała komisja do spraw inwigilacji
związanej z dziennikarzami". Jego zdaniem, jest jednak kilka
innych spraw, wymagających szybkiego wyjaśnienia; najważniejsza z
nich to program Narodowych Funduszy Inwestycyjnych.
06.03.2006 | aktual.: 06.03.2006 11:35
Premier podkreślił w poniedziałek w radiowej Trójce, że nie chodzi mu tylko o komisję, która miałaby wyjaśniać sprawę inwigilacji dziennikarzy "Rzeczpospolitej" Anny Marszałek i Bertolda Kittela. Warto by sprawdzić takie działania, które są działaniami służb specjalnych nie tylko w odniesieniu do tego jednego przypadku, tylko do wielu przypadków - powiedział premier. _ Myślę, że nie byłoby źle, gdyby powstała taka komisja do spraw w ogóle inwigilacji związanej z dziennikarzami. Bo tu nie mówmy o inwigilacji dziennikarzy, tylko służb specjalnych. Nie dziennikarze byli inwigilowani tylko służby specjalne, które współpracowały ewentualnie z tymi dziennikarzami. Zawsze warto to sprawdzić. Takich przypadków, takich działań mieliśmy setki_ - mówił premier.
Pytany, dlaczego Jarosław Kaczyński nie chce takiej komisji, premier powiedział, że jest założenie, by w Sejmie pracowała tylko jedna komisja śledcza i - po jej zakończeniu - by pracowała następna.
Tymczasem, zdaniem premiera, jest kilka spraw, które wymagają szybkiego wyjaśnienia. Mamy kilka rzeczy, które by warto sprawdzić od razu. Taką jedną i moim zdaniem najważniejszą sprawą jest program NFI (Narodowych Funduszy Inwestycyjnych - PAP). To jest wielki program, trwający wiele lat, obejmujący ponad 500 firm państwowych - powiedział premier.
Premier powtórzył swoją wcześniejszą opinię, że są "media wolne, niewolne i zniewolone". I są dziennikarze tacy i inni. Chodzi o to, żeby media także poprawiać (...). Ja wielokrotnie gdy czytam gazety, czytam różne artykuły, widzę kompletną niefachowość dziennikarską, widzę to, że mamy do czynienia z pewną manipulacją, widzę to, że jest jakaś umowa pomiędzy różnymi pismami po to, by podejmować te same tematy i to dokładnie w ten sam sposób - uważa premier.
Jestem przekonany, że dziennikarze też będą uderzali się w piersi. Tak jak mówimy o błędach polityków, tak jak mówimy o błędach administracji, policji i różnych służb - są także błędy dziennikarzy - dodał Marcinkiewicz.
W ubiegłym tygodniu "Newsweek" opisał akta śledztwa sprzed pięciu lat, wszczętego na polecenie ówczesnego prokuratora krajowego Zbigniewa Wassermanna i ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego. Według tygodnika, "kazali oni tropić dziennikarzy 'Rzeczpospolitej' Annę Marszałek i Bertolda Kittela".
Jak tłumaczył minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro śledztwo z 2001 roku dotyczyło nie mediów, ale służb specjalnych, które chciały wtedy przez media dyskredytować wysokich urzędników państwa.
W grudniu 2000 r. "Rzeczpospolita" opublikowała tekst "Wojewoda w sieci". Dziennikarze napisali m.in., że najbliżsi współpracownicy i doradcy Kempskiego wykorzystywali stanowiska do osiągania prywatnych korzyści. Publikacja "Rzeczpospolitej" była początkiem serii tekstów prasowych podejrzewających Kempskiego o tolerowanie korupcji w kierowanym przez siebie urzędzie, po których były wojewoda odszedł ze stanowiska.
W ubiegły czwartek "Gazeta Wyborcza" napisała, że to minister transportu Jerzy Polaczek był jednym z głównych informatorów dziennikarzy "Rzeczpospolitej". Polaczek w sobotę w Katowicach powiedział, że teza, która została zaprezentowana przez "Gazetę Wyborczą" jest "niedopuszczalnym nadużyciem".