Premier popalał trawkę, a odurzony jest cały naród

Czy jest jeszcze ktoś, kogo emocjonują sondaże... No tak - partie. Ale media, dla których sondaże były przyczynkiem do analiz politycznych, długich dyskusji o tym, co zachęca i co zniechęca wyborców, przestały się nimi w zasadzie przejmować. Publikują je, ale ich nie analizują. Bo i nie ma czego analizować. Badania opinii publicznej od dłuższego czasu pokazują jedno - wyborcy nie zwracają uwagi na to, co robią partie. Ba, lepiej nawet jest nic nie robić.

Premier popalał trawkę, a odurzony jest cały naród
Źródło zdjęć: © Archiwum

16.05.2008 | aktual.: 16.05.2008 08:31

Platforma Obywatelska od ponad pół roku robi niewiele i ma się świetnie. Wystarczy trochę dobrego PR, uśmiechnięty i ludzki Donald Tusk zamiast wiecznie skwaszonego i tropiącego spiski Jarosława Kaczyńskiego. Nawiązując do ostatniego "skandalu obyczajowego z wyższych sfer", można by rzec, że premier popalał marihuanę, a odurzony jest cały naród. Lub, jeśli ktoś woli bardziej klasyczne odniesienia, od miesięcy tańczymy chocholi taniec.

Faktem jest, że pierwsze takty tego utworu skomponował Jarosław Kaczyński skutecznie wmawiając nam, że główna linia podziału na scenie politycznej biegnie między PiS a Platformą. Prawda jest taka, że obie partie odwołujące się do prawicowych korzeni, wcale tak bardzo się nie różnią. Na pewno mają odmienny stosunek do Radia Maryja, a poza tym... Chyba tylko podejście do rzeczywistości. Tak jakby scena polityczna podzieliła sie na optymistów i pesymistów. Przy czym wynik ich działania, a właściwie nie działania jest taki sam: optymiści nic nie robią, bo jakoś to będzie, pesymiści, bo i tak sie nie da.

Sondaże pokazują, że wolimy optymistów, którzy opowiadają nam urocze bajki o świetlanej przyszłości. I tyle. Kłopot w tym, że to tyle do niczego nas nie prowadzi. Tak wysokie poparcie dla nic nie robienia jest demoralizujące dla rządzących, którzy ciesząc sie z arcywysokiego poparcia boją się je stracić podejmując niepopularne, ale przecież konieczne reformy.

Dziwne w tym wszystkim są dwie rzeczy. Jak to możliwe, że w kraju, w którym jeszcze siedem lat temu czterdzieści procent wyborców głosowało na lewicę, teraz lewica balansuje na progu wejścia do parlamentu. W zasadzie nie powinno mnie to dziwić - w wyścigu optymistów i pesymistów lewica gdzieś się zagubiła, ma wyłącznie pomysł na ściganie się sama ze sobą.

Druga sprawa, która zaskakuję, to duża rozbieżność między poparciem dla Platformy i rządu a ocenami pracy Sejmu. Przecież ponad połowa Sejmu to rządząca koalicja i to ona decyduje o tym, jak sejm pracuje. A że nie pracuje, to oczywiste. Przecież rząd nie tworzy projektów ustaw, a i w przepastnych szufladach posłów koalicji przede wszystkim hula wiatr. Stosunkowo niskie oceny parlamentu tłumaczę sobie tylko jednym: jedną trzecią miejsc poselskich zajmuje PiS, który w powszechnym mniemaniu znalazł się po ciemnej stronie mocy.

I jeszcze prezydent. Tu sprawa jest zupełnie prosta - Lech Kaczyński jest po stronie pesymistów, czyli nic nie robi, bo nie warto. A już wiemy, że Polacy, przynajmniej na razie wolą optymistów. Zdaje się, że współpracownicy prezydenta się w tym zorientowali, stąd kolejna próba ocieplenia wizerunku głowy państwa.

Beata Grabarczyk specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)