Premier oddał fotel prezydenta walkowerem?
- W Platformie brakuje silnego kandydata, który mógłby zastąpić Tuska. Decyzja premiera wywołała na pewno wielką satysfakcję w Pałacu Prezydenckim, który przyjmie tę decyzję jako poddanie jesiennego starcia prezydenckiego walkowerem – komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską dr Wojciech Jabłoński, politolog i specjalista marketingu politycznego z Uniwersytetu Warszawskiego. Donald Tusk ogłosił sensacyjną decyzję, o tym, że nie będzie kandydował w jesiennych wyborach prezydenckich.
WP: Joanna Stanisławska: Jest pan odbiera decyzję premiera Donalda Tuska? Jest pan nią zaskoczony?
Dr Wojciech Jabłoński: - Decyzja Tuska to totalne zaskoczenie, zwłaszcza, że można było odnieść wrażenie, że wszelkie działania i zaniechania rządu w ostatnich dwóch latach, były podejmowane pod wystawienie Donalda Tuska na prezydenta. Tymczasem Tusk dochodzi do wniosku, i to na ładnych parę miesięcy przed zapowiadanym przed Platformę wystawieniem oficjalnego kandydata, że kandydować nie będzie. W samej Platformie trudno znaleźć na tyle silnego kandydata, żeby mógł zastąpić Tuska. Ta decyzja wywołała na pewno wielką satysfakcję w Pałacu Prezydenckim, który przyjmie ją jako poddanie jesiennego starcia prezydenckiego walkowerem.
WP:
Czy bierze pan pod uwagę taki scenariusz, że Tusk jeszcze zmieni decyzję?
- Wszystko się jeszcze może zdarzyć. To może być celowe budowanie napięcia i kreowanie się przez premiera na męża opatrznościowego, zbawcę narodu. Wyborcy, którzy deklarują poparcie dla Donalda Tuska, mogą za nim zatęsknić i być może na to premier liczy. Ale z pewnością przez wiele środowisk ta decyzja zostanie przyjęta jako kunktatorska, jako granie na zwłokę, unikanie decydującego starcia z Lechem Kaczyńskim. Wiadomo przecież, że gdyby Donald Tusk jako kandydat przegrał tę kampanię, to stałoby się to już po raz drugi.
WP:
Jego dotychczasowa kariera polityczna byłaby skończona.
- Tusk straciłby wszystko, całą Platformę. W związku z tym, by ocalić Platformę - przynajmniej na razie – premier zrezygnował z marzenia o prezydenturze.
WP:
Bronisław Komorowski ma szanse w starciu o prezydenturę?
- Nie sądzę. W tej chwili budowanie nowego kandydata to krok dramatycznie spóźniony. Do kampanii prezydenckiej zostało za mało czasu. Myślę, że dla dalszego obrotu spraw, kwestią decydującą będzie to, jak z decyzją o niebraniu udziału w kampanii, poczuje się premier. W historii marketingu politycznego przypadki wycofywania się z tego rodzaju decyzji, są rzadkie, zwłaszcza, że kandydat, który się wycofywał zwykle robił to pod wpływem sytuacji kryzysowych, skandali. Nie rozumiem, dlaczego Tusk powiedział „nie”, chyba, że chodziło o jego własne poczucie politycznego bezpieczeństwa.
WP:
Widzi pan jakiegoś innego kandydata? Może Janusz Palikot się nadaje?
- W tym cały dylemat, że tego kandydata nie widać, brakuje też czasu, by go wykreować. Premier oddaje więc całkowicie pole kampanii prezydenckiej, co zaskakuje, ale może jeszcze zmieni zdanie.
WP:
I, tak jak Lech Wałęsa, Donald Tusk powie „nie chcem, ale muszem”?
- Sądzę, że oczekiwanie sceny politycznej będzie w tym kierunku szło, żeby premier tę decyzję zmienił. Z różnych stron pojawią się prośby, żeby jednak kandydował i to stworzy dodatkowy efekt.
Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska