Premier i prezydent, czyli „za, a nawet przeciw"
Polski ustrój polityczny został opracowany nie po to, żeby umożliwić sprawne działanie Państwa, tylko po to, żeby nie dopuścić do przejęcia kontroli nad nim przez jednego człowieka lub jedną tylko opcję polityczną. Dzisiejsza Konstytucja była pisana przeciwko urzędującemu wówczas prezydentowi Lechowi Wałęsie, który nie chciał być prezydentem „malowanym” i „falandyzując” prawo próbował wywalczyć sobie większe uprawnienia. Przy okazji stworzył genialną definicję polityki: „Jestem za, a nawet przeciw”.
22.10.2008 | aktual.: 22.10.2008 10:56
W warunkach tak zwanej Małej Konstytucji poszerzanie prerogatyw prezydenta było jednak dużo łatwiejsze niż teraz.
Politycy tworzący nową Konstytucję zadbali bowiem o takie wyważenie kompetencji, które zmusza wszystkie organy władzy do współpracy, kohabitacji, kontrasygnat i konsultacji. Jest to – jeśli myśleć o nim pozytywnie – system dojrzały, bardzo demokratyczny, odwołujący się do poczucia odpowiedzialności oraz uznawania interesów wszystkich obywateli – także tych, którzy głosowali na opozycję. Jednak przy okazji wiele zapisów okazało się niejasnych i daje dziś okazję do mnożenia konfliktów i zmiany interpretacji w zależności od miejsca siedzenia. Mimo wszystko w warunkach doświadczonej demokracji taki system byłby bliski ideału. Jednak Polska nie jest krajem „dojrzałej” demokracji. Jesteśmy społeczeństwem postkomunistycznym – zaledwie od kilkunastu lat uczącym się tego, czego stare demokracje uczą się dziesięć razy dłużej.
Wymowę tego banalnego stwierdzenia trzeba wzmocnić jeszcze przypomnieniem, że w okresie zaborów, okupacji hitlerowskiej i sowieckiej oraz w PRL-u wyrobił się w nas Polakach silny syndrom patriotyzmu polegającego na występowaniu przeciwko władzy. Na przestrzeni ponad dwóch wieków, zaledwie przez ponad trzydzieści lat władza miała demokratyczny mandat reprezentowania polskiego społeczeństwa… Przez resztę czasu rządzili nami głównie albo zaborcy albo okupanci czy narzuceni nam przez Radziecką Rosję tak zwani komuniści. W tych warunkach przez długie lata rządów „ONYCH” wykształcił się polski wzór patriotyzmu, który polega na zwalczaniu każdej władzy. Otwartym lub konspiracyjnym. W Polsce do dziś nie wypada mówić dobrze o władzy. Podobnie jak nie wypada na pytanie "co słychać?", odpowiadać: „jest świetnie, jestem młody, bogaty i mam doskonałe perspektywy”.
Między innymi dlatego kilkanaście ostatnich lat – to przede wszystkim uleganie resentymentom wobec rządzących. Bez względu na to, jakim poparciem cieszył się w dniu wyborów - każdy polski rząd już po kilku miesiącach stawał się rządem ONYCH. A wybory były prawie za każdym razem nie tyle „za czymś” – ile „na pohybel oraz przeciwko czemuś i komuś”.
Ta narodowa schizofrenia trwa i jeszcze potrwa, bo pokolenie urodzone i ukształtowane w wolnej Polsce dopiero zaczyna życie na własny rachunek i przejmie odpowiedzialność za kraj najwcześniej za 15-20 lat… Do tego czasu musimy jednak stworzyć im szansę dbając, żeby to co przejmą nadawało się jeszcze do czegokolwiek. Jednym z podstawowych zadań jest ustalenie jasnego i nie podlegającego dyskusjom (nie mówiąc już o karczemnych kłótniach) podziału kompetencji najwyższych władz.
To co pokazaliśmy ostatnio w Brukseli zdumionym Europejczykom – pokazało jak wewnętrznie słabym i niestabilnym jesteśmy partnerem. Jak w Unii mają nam wierzyć, że warto poszerzać świat demokracji o Ukrainę i kolejne kraje, jeżeli my sami dajemy taki POPIS niedojrzałości?! Zapomnieliśmy znowu (jest to naszą zgubną tradycją…) że Polska leży między Niemcami a Rosją. Niemcami, które mają system kanclerski a Rosją rządzoną twardą ręką przez jednego człowieka – kiedyś cara, teraz premiera czy prezydenta. To są kraje, w których tradycja patriotyzmu jest diametralnie inna niż u nas. I w Niemczech i w Rosji patriotyzm polega na tym, że się szanuje i popiera władzę. Nawet tę, o której są powody bardzo źle myśleć.
Skłócona, szarpana przez najgorsze warcholskie tradycje, zacietrzewiona, zakompleksiona i niezdolna do kompromisów Polska na dłuższą metę nie może być pewna swego losu. Doświadczyliśmy tego boleśnie tyle razy… Polscy politycy muszą więc przede wszystkim uporządkować ustrój polityczny kraju zaczynając od jasnego i wyraźnego określenia swoich kompetencji i relacji. Lech Kaczyński i Donald Tusk nie są nowicjuszami w polskiej polityce i dlatego można ich obarczyć odpowiedzialnością za obecną anarchię między polskim rządem a prezydentem. Obaj wszak uczestniczą w życiu politycznym od początku wolnej Polski i są jej współtwórcami. Ten fakt – podobnie jak odpowiedzialność za dzieci, dla których urządzają nasz kraj – zobowiązuje do jak najszybszego rozwiązania nabrzmiałych problemów ustrojowych. Polska Konstytucja nie może być napisana na pohybel Wałęsie czy Tuskowi albo Kaczyńskiemu. Musi być napisana po prostu dla dobra Polski.
I na koniec jeszcze jedno: obaj Panowie muszą dać nam szansę zmiany naszego patriotyzmu na pozytywny. A konkretnie tak się zachowywać, żebyśmy chcieli popierać naszych liderów i nie musieli się za nich wstydzić.
Szef Wydarzeń TV POLSAT