Prawie rozbił drugiego tupolewa, ale wróci do służby
Pilot, który popełnił błąd podczas lotu szkoleniowego samolotem Tu-154M wróci do swoich obowiązków - poinformował rzecznik Dowództwa Sił Powietrznych podpułkownik Robert Kupracz. Jak informował tygodnik "Polityka", incydent mógł doprowadzić do katastrofy.
25.03.2011 | aktual.: 25.03.2011 14:48
Błąd popełnił podczas jednego ze startów pilot-instruktor. Na niewielkiej wysokości, bo ledwie kilkudziesięciu metrów nad ziemią, przy zbyt małej prędkości i przy wysuniętym podwoziu "schował" klapy w skrzydłach. W ten sposób samolot zaczął niebezpieczne tracić siłę nośną. Manewr ten wykonano przy prędkości mniejszej od przewidzianej instrukcją obsługi Tu-154 M, co groziło rozbiciem maszyny.
Robert Kupracz tłumaczy, że po zdarzeniu, do którego doszło kilka tygodni temu, wyciągnięto wnioski i wkrótce pilot wróci do swoich obowiązków. Rzecznik Dowództwa Sił Powietrznych utrzymuje, że incydent w samolocie Tu-154M nie groził katastrofą i został zakwalifikowany jako "zwykły incydent lotniczy".
Jednak według informatorów "Polityki", która nagłośniła całą sprawę, sytuacja mogła zakończyć się tragicznie. Do katastrofy nie doszło tylko dzięki technikowi pokładowemu, który po tym, jak instruktor popełnił błąd, krzyknął: "Co z podwoziem?". Dopiero wtedy pilot-instruktor przestawił klapy i zwiększył siłę nośną samolotu.
Jak pisał tygodnik, okoliczności zdarzenia przez miesiąc badała komisja powołana przez dowódcę 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego płk. Mirosława Jemielniaka. Raport został zatwierdzony 23 marca. Opatrzono go klauzulą niejawności, co jest nową praktyką przy tego typu zdarzeniach. Dotychczas wszelkie tego typu raporty były jawne.
Polski rządowy Tupolew 154M - to bliźniak tego, który rozbił się w kwietniu 2010 r. pod Smoleńskiem.