Prawie cała wieś dala się nabrać na „tanie” drzwi
Wiatrowo to mała wieś w gminie Damnica. Właściwie trudno powiedzieć, że to wieś. Bardziej pasowałoby tutaj określenie kolonia, bo w Wiatrowie jest zaledwie siedem domów. Bieda tutaj aż piszczy. Jednak pierwsze co rzuca się w oczy to błyszczące, nowe drzwi wejściowe do domostw. Niestety, przez te drzwi rodziny z Wiatrowa nie mogą spokojnie spać. Zapłacili za nie wysoką cenę.
Dorota Kutela
Drzwi otwiera Dorota Kutela. Obok jej nóg plączą się dwie blond córeczki. Mimo że ogień pod kuchnią płonie, to w mieszkaniu jest chłodno. Dziewczynki mają na sobie kilka warstw ubrań. Choć bieda dokoła aż piszczy, to w ościeżnicy tkwią świeżo zamontowane nowe drzwi.
Musieliśmy je wstawić, bo stare się rozpadały - opowiada kobieta. Właściwie to chcieliśmy z moim Leszkiem wstawić okno w łazience, bo też się rozpada. Ale gdy przyszedł do nas pan z firmy "Sprints" z Kościerzyny i zaproponował drzwi, to się nie zastanawialiśmy. Tym bardziej, że miały kosztować niecałe tysiąc złotych, a rata miała wynieść około 50 zł miesięcznie. Teraz płacimy za drzwi 1770 i ratę mamy 92 zł miesięcznie. Gdy stwierdziliśmy, że chcemy drzwi, zaczęliśmy rozmawiać o oknie. W tym czasie przyszli pracownicy i wyrwali nam stare drzwi i wstawili nowe. Następnego dnia przynieśli umowę - opowiada.
Podobne zakupy zrobili też inni mieszkańcy Wiatrowa. Brat mojego Leszka wstawił dwie pary drzwi. Ten się dopiero czuje oszukany. Moją matkę też naciągnęli na drzwi, ale ona nic nie powie, taka jest zdenerwowana - dodaje kobieta.
Dorota Kutela wychowuje dwójkę dzieci. W tym jedno upośledzone. Utrzymuje się z zasiłku. Z rodzinnym mam 360 zł na dwoje dzieci, a Leszek przynosi w miesiącu około 400 zł. Pracuje przy rybach w Duninowie. Ledwo starcza - mówi. W dokumentach, jakie otrzymali z banku, widnieje zupełnie innych dochód i inne wykształcenie...
Dorota Kasprowicz i Lidia Lehmann
Z relacji mieszkańców Wiatrowa wynika, że do wsi przyjechało przynajmniej pięciu mężczyzn, którzy wyrywali hurtowo drzwi i wstawiali nowe. Umowy mieli podpisywać dopiero po wykonaniu usługi. Wtedy, ich zdaniem, pojawiały się w umowach zapiski dotyczące rat i pełnych kwot, jakie przyszło zapłacić klientom.
Tak nas załatwili - skarży się Lidia Lehmann. Córka z mężem zdecydowali się na wstawienie drzwi dodaje. Raty miały być małe, a drzwi miały kosztować 800 zł - mówi Dorota Kasprowicz, córka Lidii Lehmann. Okazało się, że kosztują 2,5 tysiąca. Rata wynosi ponad 100 zł, a miała wynosić 70. Będziemy je spłacać przez dwa lata, a mieliśmy spłacać rok - martwi się.
Dorota Kasprowicz z mężem przez długi czas była bezrobotna. Dopiero dwa miesiące temu jej mąż znalazł pracę. To, że dopiero zaczął pracę nie stanowiło problemu, aby wstawić drzwi na raty i dać nam kredyt - opowiada. W dokumentach nakłamali z wykształceniem i zarobkami. Nakłamali też, że wpłaciliśmy ponad 500 zł. To wszystko kłamstwo. Nic się nie zgadza. Napisali, że wydatków stałych mamy 50 zł w miesiącu. To śmieszne - zapewnia.
Kasprowicz wspomina, że po tym wszystkim dzwonili do kierownika firmy "Sprints" z Kościerzyny, która wstawiała drzwi. Gdy przyjechali powiedzieliśmy im, że naciągnęli ludzi i namieszali im w głowach, że będzie tanio. Kierownik zaczął się wypierać i nie dało się go przegadać. Stwierdził, że jeżeli chcemy, to mogą nam drzwi zabrać i będzie po sprawie. Ale jak mamy mieszkać bez drzwi? - pyta.
Dorota Kasprowicz pokazuje dokumenty, jakie zostawiła im firma z Kościerzyny. Twierdzi, że były sfałszowane. Tekst umowy, którą podpisaliśmy był na kartce, ale nie było wydrukowanej wysokości i ilości rat. Pojawiły się później. Dwie kartki z tego co podpisywaliśmy nam zabrali. Tak jak innym - relacjonuje.
Dorota i Mieczysław Jancon
Identyczna sytuacja spotkała małżeństwo Doroty i Mieczysława. Wstawili dwie pary drzwi. Jedne miały być drewniane, drugie metalowe. I faktycznie tak jest. Tylko, że na umowie widnieją dwie pary drzwi stalowych, droższych. Każde ze skrzydeł kosztuje 1,9 tys. zł plus koszty kredytu i zrobiło się z tego prawie 4,5 tysiąca - mówi Dorota Jancon.
Oboje wraz z zasiłkiem na dzieci mają około 1,8 zł. To niby dużo. Jednak za te pieniądze muszą utrzymać dom, siebie i... czwórkę dzieci. Ratę mają w wysokości 180 zł. Żadnych zaświadczeń o zarobkach nie potrzebowali. Nie zdążyłem nawet umowy podpisać, a już drzwi zostały wstawione. Zabrali nam jednak oryginały umów, bo stwierdzili, że muszą je poprawić, bo błąd jakiś tam jest - dodaje Mieczysław Jancon. Zdaniem firmy
Robert Landowski, kierownik firmy "Sprints" w Kościerzynie twierdzi, że wszystko, co opowiedzieli nam mieszkańcy Wiatrowa, to kłamstwo wysnute na podstawie wcześniejszych publikacji na temat ich firmy.
Powtarza się to samo co w Słupsku. Przeczytali, że drzwi miały kosztować około tysiąca złotych i powtarzają te słowa. Mogę zapewnić, że ci ludzie doskonale wiedzieli, ile te drzwi kosztują. Pisali nawet oświadczenia, że zapoznali się z wysokością kredytu i liczbą rat. Nie dodrukowywaliśmy też żadnych informacji na umowie. Możemy to wszystko sprawdzić w laboratorium. Tylko trzeba pokryć koszty. Biegły na pewno poświadczy, że dokumenty są oryginalne i niefałszowane - opowiada.
Dlaczego ci ludzi nie mają oryginałów umów - tylko kserokopie? Może im poginęły. Oryginały faktur powinni mieć, bo wystawiamy je i wysyłamy zaraz po wpłynięciu pieniędzy na nasze konto - dodaje Landowski.
Marcin Kamiński