"Prawica straszy cenzurą. Nie, zwalczanie 'mowy nienawiści"'nie zagraża wolności słowa" [OPINIA]
"Nie będziemy dłużej obojętni na panoszącą się truciznę nienawiści" - mówił o. Ludwik Wiśniewski podczas uroczystości pogrzebowych Pawła Adamowicza. Na prawicy te słowa wywołały popłoch. Alarmują, że walka z "mową nienawiści" oznacza cenzurowanie tych, których nie lubi "lewactwo".
22.01.2019 | aktual.: 22.01.2019 13:42
Prawicowe tygodniki po tragicznej śmierci Pawła Adamowicza skupiają się na dwóch wątkach. Pierwszy to udowodnienie za wszelką cenę, że zabójstwo Pawła Adamowicza nie miało podtekstu politycznego. Drugi to ostrzeganie przed cenzurą, czyli ograniczeniem "mowy nienawiści" w życiu publicznym. Publicyści i politycy z prawej strony sceny politycznej przekonują, że walka z mową nienawiści to w istocie ograniczanie wolności słowa tym, z którymi nie zgadza się "lewactwo".
"Krótkie wyjaśnienie dla mniej zorientowanych. Mowa nienawiści to takie coś, kiedy mówicie, że normalne dziecko powinno mieć mamę i tatę, albo kiedy sądzicie, że jeśli ktoś coś ukradł, to można to publicznie mu wytknąć. Natomiast kiedy ktoś mówi o dorzynaniu watahy albo wybijaniu jak mamuty, to wtedy mamy do czynienia z elegancką debatą publiczną" - piszą w "Do Rzeczy" Piotr Gociek i Cezary Gmyz. Szefowa portalu wPolityce.pl Marzena Nykiel pisze: "Oby walka z 'mową nienawiści' nie stała się kneblowaniem prawdy. Jest różnica między pamięcią o zmarłym a świecką kanonizacją".
Totalne niezrozumienie
Takich głosów jest więcej, padają ze strony polityków, publicystów i internetowych komentatorów. Udowadniają, jak wielkie jest niezrozumienie kwestii. Po części wynika to zapewne z tego, że polskie prawo nie definiuje "mowy nienawiści". Rzeczywiście, to stosunkowo nowe pojęcie, ale też nie na tyle, by prawodawca nie miał kiedy się nim zająć. Szczególnie, że opracowań z propozycjami zmian jest wiele. Chociażby 20 rekomendacji zespołu, który w latach 2015-2017 działał we współpracy z Rzecznikiem Praw Obywatelskich.
Zobacz także: Andrzej Duda specjalnie dla Wirtualnej Polski po tragedii w Gdańsku
Zgodnie z definicją Rady Europy mowa nienawiści to "wypowiedzi, które szerzą, propagują i usprawiedliwiają nienawiść rasową, ksenofobię, antysemityzm oraz inne formy nietolerancji, podważające bezpieczeństwo demokratyczne, spoistość kulturową i pluralizm". Z badań z 2014 r. wynika, że młodzi Polacy najczęściej spotykają się z homofobią (77 proc.), rasizmem (70 proc.) i romfobią (66 proc.). Na czwartym miejscu jest antysemityzm (59 proc.), dalej islamofobia (55 proc.) i ukarinofobia (46 proc.). Zasadne wydają się obawy, że dzisiaj te liczby byłyby znacznie wyższe. Fundacja Humanity in Action wskazuje, że mowa nienawiści to także chrystioanofobia, ageizm (czyli dyskryminacja ze względu na wiek) czy transfobia.
Różne odcienie nienawiści
Można odnieść wrażenie, że nic nie można. A to nieprawda, bo wszystkie wymienione powyżej przejawy nienawiści mają jeden wspólny mianownik - ludzie noszący te cechy, nie mają na nie wpływu (nie możemy zdecydować, że będziemy młodzi, a nie starzy, albo, że będziemy jednej orientacji, a nie drugiej). Do tego spektrum nie zaliczają się poglądy polityczne - można więc do woli krytykować kogoś za to, że jest prawicowcem albo lewicowcem.
Jednak i tutaj jest granica, która z mową nienawiści nie ma nic wspólnego. Tą granicą są groźby karalne. I tutaj chyba jest najwięcej do zrobienia, bo polskie przepisy pozostawiają prokuraturze i sądom spore pole dowolności. I niestety wiele zgłoszeń nie zyskuje dalszego biegu - albo w ogóle nie wszczyna się postępowań, albo już w ich trakcie są uniewinniani.
Konieczny wysiłek
A przecież skuteczne wyrugowanie z przestrzeni publicznej karalnych gróźb byłoby wielką zmianą jakościową i pierwszym poważnym krokiem do pozbycia się z mowy nienawiści. Po ataku na Pawła Adamowicza internet zalały komentarze życzące włodarzom innych miast podobnego losu. Policja namierzała takie osoby, zatrzymywała, niektórym postawiono już nawet zarzuty. Ale to dopiero pierwszy krok - do wyroku skazującego droga daleka. Uzasadnione są też obawy, że to działanie tymczasowe, podyktowane potrzebą pokazania, że rządzący walczą z mową nienawiści i groźbami karalnymi w sieci.
Potrzebne jest stałe działanie. Nie tylko organów państwa, ale też uczestników dyskusji - każdy z nas może zgłosić nienawistny wpis, groźby czy treści łamiące prawo. Portale internetowe, a przede wszystkim społecznościowe giganty, mają jeszcze przed sobą wiele pracy w stworzeniu jasnych i akceptowalnych zasad moderacji. Jednak te przejściowe trudności nie powinny zniechęcać nas, uczestników debaty publicznej, do ograniczania skali mowy nienawiści.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl