PolskaPrawdziwa walka z wielkim brzuchem

Prawdziwa walka z wielkim brzuchem

Każdy chociaż raz w swoim życiu spotkał się ze starszą panią, która utyskiwała na dzisiejszą młodzież... bo niewychowani, niemili i tyłka nie ruszą, żeby miejsca w autobusie czy tramwaju starszemu ustąpić. Ja, że wychowana w poczuciu szacunku do starszych byłam, toteż miejsca zawsze ustępowałam. O, jak bardzo się zmieniło moje podejście do tej kwestii w ostatnich czasach... Dołączyłam do grupy tych, którzy czasem tyłków swoich ruszyć nie mają ochoty.

Prawdziwa walka z wielkim brzuchem
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

30.04.2008 | aktual.: 30.04.2008 10:51

Nie stało się tak bynajmniej dlatego, że o dobrym wychowaniu zapomniałam. Przyczyna takiego zachowania tkwi bowiem w podejściu do tematu owych starszych ludzi, którzy tak na brak wychowania narzekają. To właśnie przez nich moje poczucie potrzeby ustępowania zmalało prawie do zera.

Wszystko się zaczęło, gdy byłam w ciąży. Już od siódmego miesiąca było mi dosyć ciężko. A prawdziwy stres przeżywałam już na samą myśl o tym, że muszę gdzieś jechać środkami komunikacji miejskiej. Jakież było moje zdziwienie, jak weszłam do zatłoczonego metra z pokaźnym już brzuchem a wszyscy ci, upominający się o dobre wychowanie, siedzieli w najlepsze na swoich wygrzanych miejscach. Żadna osoba, choćby najbardziej energiczna wstać nigdy nie zechciała. Tu należy dodać, że średnia wieku wokół mnie wynosiła 50 lat i podlotków siedzących nie było.

Żeby nie było nieporozumień - nie czepiam się wszystkich siedzących. Starsi ludzie też prawo do odpoczynku i niech sobie siedzą w najlepsze, jak im się miejsce trafi. Ale litości, przecież wszyscy po 80 lat nie mają, o lasce nie chodzą i postać troszkę im nie zaszkodzi.

Jedynymi osobami, które zaproponowały miejsce mnie ciężarnej (nie lubię tego słowa, ale oddaje w pełni moje samopoczucie w tym czasie), były osoby młode. Największa znieczulica panowała wśród osób już po 50. roku życia. A gdzie świecenie przykładem dla młodszego pokolenia?!

Zanim zdecydowałam się wsiąść do metra czy autobusu, obmyślałam prawdziwy plan działania:

po pierwsze - godzina podróży – najgorzej, jak musiałam jechać między 16. a 18. Wtedy wszyscy wracają z pracy i wiadomo, że miejsca siedzącego nie uświadczysz. Rano też jest nie najlepiej, bo miasto rusza do pracy. A trzeba pamiętać, że podróż męczy nie tylko przyszłą mamę, ale też to małe w brzuchu. Często jedynym wyjściem z tej sytuacji było przeczekanie tej fali. Zapewniam was, że wolałam poczekać czasem nawet godzinę niż dostawać łokciem od rozpychających się babć.

po drugie – miejsce – w przypadku metra na każdej stacji jest inaczej. Musiałam się dobrze zastanowić nad rozłożeniem „sił” na peronie. Często największy tłum jest na końcu składu, więc trzeba się wbijać na środek. W autobusie odwrotnie – najwięcej ludzi pcha się do najszerszego wejścia, czyli lepiej wybrać drzwi na samym początku. Wtedy jest szansa, że mniej osób będzie wysiadać i też mniej wsiądzie.

po trzecie wreszcie - sposób wsiadania – trzeba tak wejść, żeby nikt nie miał wątpliwości, że jestem w ciąży. Zimą najlepiej rozpiąć płaszcz i pokazać brzuszek. W moim przypadku niestety nawet ten ostatni sposób nie skutkował. Choćbym brzuchem prawie przytulała się do policzka siedzącego, to i tak nic z tego.

Do tej pory pamiętam walkę, jaka stoczyła się w tramwaju o jeden fotelik. Pewna młoda dama uznała, że powinnam usiąść. Muszę dodać, że było duszno, a nogi już odmawiały posłuszeństwa... Dziewczyna więc wstała i wykonała bardzo czytelny zapraszający ruch ręką w moim kierunku. Super. Już nawet przedzierałam się do tego miejsca, kiedy z naprzeciwka w moim kierunku wybiegł jakiś żwawy jegomość koło sześćdziesiątki. To był ułamek sekundy i już nie miałam miejsca. Rozparł się i siedział, gapiąc się w okno. Sami się domyślacie, że musiał być dość ruchliwy a i refleks miał niczego sobie. To prawdziwa selekcja naturalna!

Po jakimś czasie takich przygód zmieniłam taktykę – nie miałam wyjścia. W sytuacjach kryzysowych, podchodziłam do siedzącego i prosiłam, żeby mi ustąpił. Zwykle w zderzeniu z tak bezpośrednią prośbą, pasażerowi głupio było odmówić.

Dlatego w związku z tym, doszłam do wniosku, że już tyłka nie ruszę i jak dopadnę jakiegoś miejsca to trwać na nim będę. Jedyne osoby, dla których mogę zrobić wyjątek to matki z dziećmi i kobiety w ciąży. Wiem sama, co czują. Prawa dżungli panujące wśród podróżnych są twarde i komuś wychowanemu w przyzwoitym kulturalnym domu mogą się wydać okrutne i nieprzystające do ich zasad. Jednak po kilku takich przygodach jak moje, porzucenie dobrego wychowania nie będzie dla nikogo niczym trudnym.

Katarzyna Bogdańska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)