Prasowy spór o ubeckie archiwa
W "Rzeczpospolitej" Bronisław Wildstein broni swojej decyzji o wyniesieniu z IPN listy z nazwiskami osób pojawiających się w ubeckich archiwach. Dziennikarz oskarża też Gazetę Wyborczą o manipulacje.
31.01.2005 | aktual.: 31.01.2005 09:04
Zdaniem Wildsteina sobotnio-niedzielna "Gazeta" pisząc o "Ubeckiej liście krążącej po Polsce" sugerowała, że chodzi o listę agentów i że na jej podstawie można szkalować niewinnych ludzi. Wildstein podkreśla, że od ponad tygodnia powtarzał w mediach, że nie jest to lista agentów.
"Gazecie Wyborczej" zarzucił, że nie zwróciła się do niego o komentarz w tej sprawie. Bronisław Wildstein powtarza, że jawny indeks osobowy IPN przekazał dziennikarzom, których obowiązkiem jest domagać się prawdy o najnowszej historii.
Gazeta Wyborcza nazywa postępowanie Bronisława Wildsteina "barbarzyństwem". Zdaniem komentatora Gazety osoby z listy mogą automatycznie być uznane za agentów SB, mimo że mogły jedynie obiektem zainteresowania komunistycznych służb. Piotr Stasiński z "Gazety Wyborczej" określa Wildsteina mianem "fanatycznego lustratora".
Według niego postępowanie Wildsteina jest całkowicie sprzeczne z ideą Instytutu Pamięci Narodowej, który starannie bada każdy przypadek, nim wyda opinię, że ktoś współpracował z SB. "Gazeta" pisze, że widocznie dla Bronisława Wildsteina "niesprawiedliwe pohańbienie człowieka to konieczny koszt, który trzeba ponieść dla wyższego celu - lustracji".