Historia"Pranie mózgu" - broń bardziej niebezpieczna niż arsenał atomowy

"Pranie mózgu" - broń bardziej niebezpieczna niż arsenał atomowy

Jaka jest najgroźniejsza broń na świecie? Bomba atomowa? Broń biologiczna? Śmiercionośne substancje chemiczne? A może - jak w 1957 roku stwierdził Norman Cousins - żadna z nich nie dorównuje kontroli umysłu, konkretnie: przekazowi podprogowemu? O próbach zawładnięcia nad ludzkimi umysłami pisze dla Wirtualnej Polski Aneta Wawrzyńczak.

"Pranie mózgu" - broń bardziej niebezpieczna niż arsenał atomowy
Źródło zdjęć: © AFP / Getty Images North America | Charles Ommanney

29.09.2014 14:03

Takiego procesu Ameryka nigdy wcześniej nie widziała. Był rok 1990, gdy przed obliczem Temidy musieli stawić się członkowie heavy metalowej grupy Judas Priest. I odpowiedzieć na zarzuty rodzin Raymonda Belknapa i Jamesa Vance’a, którzy pięć lat wcześniej tuż przed świętami Bożego Narodzenia targnęli się na swoje życie. Zdaniem rodziców młodych mężczyzn to właśnie członkowie grupy ponosili odpowiedzialność za śmierć ich synów (Vance przeżył próbę samobójczą ze zmasakrowaną twarzą, ale zmarł w wyniku związanych z nią komplikacji trzy lata później). Jak przekonywali adwokaci powodów (proces był cywilny, nie karny), Judas Priest umieszczał w swoich utworach zaszyfrowane wiadomości, a Belknap i Vence jedną z nich, o treści "zrób to!", mieli odebrać jako zachętę do samobójstwa.

Sędzia Jerry Carr Whitehead nie miał większych wątpliwości - wystarczył mu miesiąc, by oddalić powództwo. W uzasadnieniu wyroku podkreślił: "Z przedstawionych badań naukowych nie wynika, by bodźce podprogowe, nawet jeśli odbierane, mogły prowadzić do zachowań tego typu (czyli samobójstwa)". I dodał, że najpoważniejsze z zaobserwowanych skutków to co najwyżej niepokój i wewnętrzne napięcie "ofiary".

Mimo to proces jeszcze długo odbijał się szerokim echem w całych Stanach Zjednoczonych, bo wraz z nim odżył nieco już zapomniany strach przed tajemniczym monstrum, szturmującym ludzką podświadomość: przekazem podprogowym.

"Jedz popcorn" i "pij colę"

Przekaz podprogowy był tylko jednym z licznych potomków teorii kontroli umysłu (zwanej też teorią prania mózgu). Ta z kolei narodziła się wkrótce po wojnie w Korei, a konkretnie: uwolnieniu amerykańskich jeńców wojennych. Okazało się bowiem, że wielu z nich dało się uwieść uzbrojonej w sierp i młot chłopce w czerwieni - co w wybitnie antykomunistycznie nastawionych Stanach Zjednoczonych przekraczało ludzkie pojęcie. Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem, wykorzystanym w propagandzie CIA z pomocą uczonych i dziennikarzy, było poddanie amerykańskich jeńców praniu mózgów.

Co się zaś tyczy samego przekazu podprogowego, to wszystko zaczęło się kilka lat później, w 1957 roku w kinie Fort Lee w New Jersey. Widzowie, którzy wybrali się wtedy na seans dramatu obyczajowego "Piknik", mieli prawo czuć się oburzeni i oszukani. Nie filmem, który został bardzo dobrze przyjęty przez publiczność i krytyków (dostał nawet dwa Oskary), tylko z powodu ujawnionych kilka tygodni później rewelacji. Jak się bowiem okazało, badacz rynku James Vicary z sali kinowej zrobił małe laboratorium, a z widzów - króliki doświadczalne.

Pomysł był dziecinnie prosty: wystarczyło powklejać na taśmę filmową klatki z hasłami "Jedz popcorn" i "Pij colę". Mimo że komunikaty były wyświetlane 12 razy na minutę, nikt z widzów ich nie zauważył, bo trwały ułamek sekundy. Efekty były natomiast piorunujące: na konferencji prasowej zwołanej we wrześniu Vicary stwierdził, że sześć tygodni wyświetlania podrasowanego o podprogowy przekaz filmu wystarczyło, by sprzedaż coca-coli wzrosła o 18 proc., a popcornu - 58 proc. Tym samym przetarł szlak nowej dziedzinie badań - eksperymentom nad percepcją subliminalną, czyli oddziaływaniem na mózg informacji bez świadomości ich spostrzegania.

Tłumnie podążyli nim badacze z różnych poletek naukowych, a jeszcze chętniej - agencje reklamowe, które na myśl o możliwości sterowania wyborami konsumpcyjnymi potencjalnych klientów aż zacierały ręce. Do zabawy w kotka i myszkę z podświadomością widzów dołączyli nawet pierwszoligowi gracze z Hollywood, na czele z legendą dreszczowców Alfredem Hitchcockiem czy wytwórnią filmów Walta Disneya. Ta ostatnia od połowy lat 90. jest oskarżana przez zwolenników teorii spiskowych i środowiska ultrakonserwatywne - z Amerykańską Ligą Życia na czele - o rzekome wysyłanie przekazów z mocnym podtekstem erotycznym m.in. w "Małej Syrence" i "Królu Lwie". Dodajmy, że oskarżana jedynie wirtualnie, bo jedyną oficjalną skargę do sądu na wytwórnię złożyła mieszkanka Arkansas w 1995 roku - ale wycofała ją po dwóch miesiącach, Disney zaś konsekwentnie odpiera ataki (choć w kilku przypadkach, np. oskarżeń o niezdrową ekscytację udzielającego ślubu kapłana na widok Małej Syrenki, filmy zostały delikatnie zmodyfikowane).

Opinia publiczna struchlała. Jak nieco ironicznie pisał ćwierć wieku później profesor psychologii Anthony R. Pratkanis, zdecydowany przeciwnik teorii o możliwości sterowania umysłem za pomocą przekazu podprogowego, "większość ludzi była przerażona tą diabelską manipulacją, która była zdolna ominąć świadomość, wedrzeć się do podświadomości i wydawać jej rozkazy". Wtedy jednak na Amerykanów padł blady strach - i nijak dało się go odpędzić. Cecil Adams, publicysta "The Chicago Reader", pisał wręcz o "narodowej histerii". Media prześcigały się w jej podsycaniu, a kongresmani - w szukaniu rozwiązań prawnych, które ukróciłyby podobne praktyki.

Nie minął miesiąc od konferencji, na której Vicary poinformował o swoim "odkryciu", a Norman Cousins, pacyfista i redaktor naczelny "The Saturday Review", wypowiedział wojnę manipulatorom. Wezwał też Federalną Komisję Łączności, by nie dopuściła speców od reklamy do panoszenia się w najgłębszych zakamarkach ludzkiej podświadomości. W przeciwnym razie kwestią czasu jest, przekonywał, kiedy do gry włączą się politycy. I Bóg wie, kto jeszcze. W sukurs poszedł mu kongresman William Dawson, który ostrzegał: jeśli po tę broń sięgną najważniejsi ludzie w kraju, Ameryka stanie się państwem totalitarnym. Apele i ostrzeżenia nie przeszły bez echa. Co więcej, władze federalne w zaledwie kilka miesięcy zdołały nałożyć embargo na wykorzystywanie przekazu podprogowego w reklamie.

Ale jednocześnie po cichu realizowały czarny scenariusz nakreślony przez Cousinsa i Dawsona.

CIA bierze się za pranie mózgów

Prowadzone przez CIA badania nad przekazem podprogowym były częścią programu MKUltra, zainicjowanego na początku lat 50. i oficjalnie zatwierdzonego tuż po zakończeniu wojny koreańskiej w 1953 roku. I zakrojonego na olbrzymią skalę, bo w jego ramach realizowano łącznie około 150 podprojektów przy zaangażowaniu co najmniej 80 instytucji, w tym uniwersytetów, szpitali, więzień i firm farmaceutycznych.

Nic więc dziwnego, że był to jeden z najpilniej strzeżonych sekretów CIA, a o programie MKUltra świat (i sami Amerykanie) dowiedzieli się dopiero po jego zawieszeniu (co miało miejsce w 1973 roku), gdy dziennikarzom "New York Timesa" udało się dokopać do tajnych dokumentów. A właściwie ich resztek, bo w 1972 roku ówczesny szef amerykańskiego wywiadu Richard Helms nakazał zniszczenie większości z nich. Ale już te strzępki informacji okazały się tak przerażające, że najwyżsi rangą oficjele nie mogli przejść wobec nich obojętnie i powołali dwie niezależne komisje śledcze: Chuch Committee (z inicjatywy Kongresu) i prezydencką Rockefeller Commission. W toku prowadzonych przez nie dochodzeń światło dzienne ujrzały szczegóły tajnych eksperymentów CIA, m.in. z wykorzystaniem LSD i innych substancji chemicznych, hipnozy, a nawet tortur.

O samym programie badań nad przekazem podprogowym wciąż jednak wiadomo niewiele, mimo odtajnienia związanych z nim dokumentów w latach 90. Nie wiadomo, czy opisywany na przykład przez Richarda Gafforda proces programowania za pomocą ukrytych przekazów i jego skutki to jedynie założenia, czy też stwierdzone w toku eksperymentów fakty.

Reszta to już tylko - przynajmniej według oficjalnej wersji - dywagacje zwolenników teorii spiskowych. Amerykański wywiad badań nad przekazem podprogowym z pewnością nie prowadził na konkretnych osobach (jak w przypadku tortur czy substancji psychoaktywnych). Nie było takiej potrzeby, bo dysponując tą niewidzialną bronią wystarczy mieć tylko dostęp do kanałów masowej komunikacji. Trudno więc oszacować, ile osób zostało poddanych eksperymentom w ciągu 20 lat realizacji programu MKUltra. Być może cały naród - jeśli wierzyć zwolennikom teorii, że emitowana w telewizji w latach 60. krótka wersja filmowa amerykańskiego hymnu zawierała tajne przekazy: "Zaufaj rządowi USA" (wyświetlane między słowami hymnu), "Bóg istnieje, Bóg patrzy" (z posągiem Abrahama Lincolna w tle) czy "Bunt nie będzie tolerowany" (na tle Statui Wolności).

Póki co jest to jedynie hipoteza, w dodatku słabo (żeby nie powiedzieć: w ogóle) udowodniona. Nie ma nawet pewności co do tego, czy krążące na YouTube od 2011 roku nagranie jest autentyczne.

Przekaz podprogowy dociera do Polski

Rok po eksperymencie Vicary’ego CBC (główny publiczny nadawca telewizyjno-radiowy w Kandzie) przeprowadził własne badanie. W popularnym programie telewizyjnym "Close-up" został umieszczony przekaz podprogowy. Po emisji autorzy poinformowali widzów, że ci padli ofiarą małego eksperymentu. I poprosili ich, by spróbowali odgadnąć, jakim tajemniczym komunikatem zostali zbombardowani. W odpowiedzi do redakcji nadesłano prawie 500 listów. Co drugi z telewidzów twierdził, że w czasie emisji "Close-up" odczuwał głód albo pragnienie - i to właśnie komunikaty "jedz" lub "pij" były najczęściej typowanymi. Okazało się, że nikt nie udzielił prawidłowej odpowiedzi, bo przekaz brzmiał: "Zadzwoń teraz". Ale przez cały czas emisji redakcyjny telefon milczał.

Pod wpływem nacisków badaczy i opinii publicznej, w 1962 roku w wywiadzie dla "Advertising Age" Vicary w końcu przyznał, że blefował. Nie było żadnego eksperymentu, tylko plotka, którą rozsiał, żeby uratować swoją zmierzającą prostą drogą do bankructwa firmę.

Machina była już jednak rozkręcona na całego - i kręci się do dzisiaj w wielu zakamarkach globu. Dotarła nawet do Polski: w 2006 roku Liga Polskich Rodzin próbowała wprowadzić do kodeksu karnego pojęcie "psychomanipulacji" - głównie jako narzędzie walki z sektami religijnymi. Propozycja wraz ze swoimi ojcami chrzestnymi, Andrzejem Mańką i Romanem Giertychem, szybko została jednak odesłana do lamusa.

Natomiast w Stanach Zjednoczonych dyskusja na temat przekazu podprogowego (i szerzej: kontroli umysłów) rozgorzała na nowo. Autorzy niezależnego bloga Activist Post twierdzą, że są w posiadaniu dokumentów związanych z obecnie realizowanym na Uniwersytecie w Arizonie programem DARPA. Wynika z nich, że celem projektu ma być "zdalne rozbijanie przejawów niezadowolenia społecznego i ekstremizmu poprzez zastosowanie metody Transczaszkowej Stymulacji Magnetycznej", czyli nieinwazyjnej metody powodującej depolaryzację i hiperpolaryzację neuronów w połączeniu z wyrafinowaną propagandą. Póki co brak jednoznacznych na to dowodów, więc rewelacje te muszą pozostać w krainie dywagacji. Tak jak tysiące innych rzekomych projektów skierowanych przeciwko ludzkiemu umysłowi: naukowcy bezlitośnie rozprawili się z przekazem podprogowym i sklasyfikowali go jako naukowe science-fiction.

Mimo to można być pewnym co do jednego: dla agencji wywiadowczych upadek mitu przekazu podprogowego oznacza tylko zamknięcie jednej z wielu ścieżek, którymi podążają, szukając skutecznej broni, która sforsuje wrota do ludzkich umysłów.

Aneta Wawrzyńczak dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
historiaciawywiad
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)