Trwa ładowanie...
30-01-2013 12:17

Pracownicy Polskiej Akcji Humanitarnej ostrzelani w Sudanie Południowym

Dwóch kenijskich pracowników Polskiej Akcji Humanitarnej zostało ostrzelanych w Sudanie Południowym - dowiedział się portal tvp.info. Żaden z nich nie został ranny. W tej chwili wszyscy pracownicy PAH przebywają w bezpiecznym miejscu.

Pracownicy Polskiej Akcji Humanitarnej ostrzelani w Sudanie PołudniowymŹródło: AFP, fot: Ashraf Shazly
d406ze4
d406ze4

To pierwszy przypadek, gdy przedstawiciele polskiej misji stali się przypadkowym celem ataku wojsk południowosudańskich. - Do incydentu doszło w niedzielę 27 stycznia w leżącym w stanie Jonglei mieście Pibor, gdzie od lata 2012 r. trwają bratobójcze walki między wojskami państwowej armii SPLA a rebeliantami Davida Yau Yau - mówi portalowi tvp.info Marcin Dzierżanowski, sekretarz redakcji magazynu "Traveler", który przygotowuje w Sudanie Płd. materiał o PAH.

W chwili wybuchu walk w Piborze nie było Polaków, a jedynie kenijscy pracownicy PAH: John Paul Mugo i Thomas Odari. Obaj przebywali na terenie zaprzyjaźnionej organizacji pozarządowej InterSOS, która również prowadzi działalność w tym rejonie.

W niedzielę około 13.45 usłyszeli silną eksplozję dobiegającą z miejscowego rynku. Jak się okazało, spowodował ją ręczny granat, który żołnierze państwowej armii chcieli odebrać przedstawicielowi rebeliantów. Rozpoczęła się regularna wymiana ognia między armią a partyzantką.

- Obóz InterSOS to otwarta przestrzeń bez murowanych budynków, dlatego, zgodnie z procedurami bezpieczeństwa, podjęliśmy ewakuację w kierunku polowej kliniki prowadzonej przez Lekarzy Bez Granic - opowiada Thomas Odari z PAH. - Uciekaliśmy wraz z grupą kilkunastu osób, przedstawicieli innych organizacji pozarządowych oraz mieszkańców miasta. W pewnym momencie jeden z żołnierzy zaczął strzelać w kierunku uciekającej grupy cywilów. Zamykająca peleton kobieta została trafiona w rękę. Na szczęście w ostatniej chwili udało nam się przeskoczyć mur ogrodzenia i ukryć na terenie szpitalnej dyżurki - dodaje Odari.

d406ze4

Żołnierz prawdopodobnie nie wiedział, że strzela do przedstawicieli organizacji humanitarnych, które generalnie nie są celem ataków ani południowosudańskiej armii, ani rebeliantów.

Po kilku godzinach pracownicy PAH dostali wiadomość o przybyciu na miejsce m.in. dwóch transporterów opancerzonych należących do ONZ. Pod opieką sił pokojowych spędzili noc, a następnie zostali ewakuowani do Dżuby. Według oficjalnych informacji, w niedzielnych walkach w Piborze zginęło pięć osób. Nieoficjalnie mówi się, że ofiar było więcej. Wiadomo, że spłonęła znaczna część domostw, głównie zbudowanych z łatwopalnych materiałów tradycyjnych chat "tukuli".

Obecność pracowników Polskiej Akcji Humanitarnej w rejonie Piboru związana była ze wspomaganą przez Komisję Europejską tzw. akcją natychmiastowej pomocy dla ludności cywilnej dotkniętej działaniami rebeliantów Davida Yau Yau oraz wyjątkowo dotkliwą w ub. roku porą deszczową.

To pierwszy tak poważny incydent w trakcie sześcioletniej działalności PAH w Sudanie Południowym. - W październiku ub. roku pięcioro z nas znalazło się w okolicach strzałów, jednak wówczas nie strzelano w naszym kierunku. Było groźnie, ale nie aż tak - tłumaczy Anna Okińczyc, koordynatorka pomocy natychmiastowej PAH w Sudanie Południowym. - W tej chwili wszyscy pracownicy PAH, zarówno Polacy, jak i obcokrajowcy, są bezpieczni i normalnie kontynuują pracę - dodaje Okińczyc.

Bratobójcze walki w stanie Jonglei nasiliły się po tym, jak w lipcu 2011 r. Sudan Południowy ogłosił niepodległość. Według ONZ od tego czasu zginęło tam ok. 1,5 tys. osób, jednak szacuje się, że liczba ta może być dużo większa.

d406ze4
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d406ze4
Więcej tematów