Pracownice skarżą Biedronkę o mobbing
Dwa pozwy o przywrócenie do pracy złożyły do sądu pracownice słupskich sklepów Biedronka, należących do Jeronimo Martins Dystrybucja.
Pierwsza straciła pracę, bo wstąpiła do związków zawodowych (związki powstały w sklepie w lutym br.). Drugą ukarano wyrzuceniem z pracy za to, że towar na półkach nie był poukładany zgodnie z instrukcją oraz za to, że zamieniła się dyżurami w sklepie z kolegą. Obie kobiety oskarżają szefostwo o mobbing i nieludzkie traktowanie personelu.
W sprawę zaangażował się zarząd regionu słupskiej "Solidarności", który wspiera ich działania. - Pracownicy trzęsą się na samą myśl o spotkaniu z kierownikiem rejonów - mówi wiceprzewodniczący zarządu regionu "S" Tadeusz Pietkun. - Muszą podpisywać oświadczenia i sprawozdania jak w Służbie Bezpieczeństwa.
Szefowa ZZ w Biedronkach w Słupsku i Lęborku Agnieszka Zakrzewska zapowiada, że sprawy nie odpuści i postara się zmienić zachowanie wyższego personelu wobec pracowników sklepów. - Chcemy ustalić, czy poniżające traktowanie pracowników w sklepach należących do JMD jest wynikiem polityki zarządu koncernu, czy pojedynczych osób w firmie - wyjaśnia. Wyrzucone z pracy kobiety są na granicy załamania nerwowego. - Traktuje się nas jak ludzi gorszej kategorii - twierdzi Beata, do niedawna kierownik jednej z Biedronek w Słupsku. - Używano w stosunku do nas wulgarnych słów.
Marcin Kamiński