Powyborcza przyszłość lewicy
SLD przeżył, ale cofnął się do 1991 roku. Ma
podobne jak wtedy poparcie i młodych liderów. Znów wszystko przed
nim - pisze "Gazeta Wyborcza".
Dlaczego przetrwał? Po pierwsze - analizuje socjolog Tomasz Żukowski - Sojusz uratowała krótka pamięć wyborców. Skrócił ją rząd Marka Belki. Po ponad roku jego funkcjonowania znaczna część lewicowego elektoratu miała poczucie, że "SLD rządziło, ale kiedyś". By ten efekt wzmocnić, Sojusz coraz bardziej się wobec Belki dystansował. Premier stał się jego zderzakiem - mówi Żukowski. Drugim powodem ocalenia był - jego zdaniem - brak realnej alternatywy na lewicy. Szansa na jej powstanie istniała na przełomie czerwca i lipca, gdy Marek Borowski wciąż był jedynym kandydatem lewicy na prezydenta, a SdPl zaczęła wyprzedzać Sojusz w sondażach. Wtedy jednak start w wyborach ogłosił Włodzimierz Cimoszewicz. I właśnie ta decyzja uratowała SLD, niezależnie od tego, co Cimoszewicz zrobił później - przekonuje na łamach dziennika Żukowski.
Sojusz przeżył, ma szansę być główną partią opozycyjną, ale poparcie dla SdPl przekroczyło 3%, co oznacza, że otrzyma ona dotacje budżetowe, spłaci długi, będzie istnieć. Bez tych pieniędzy sprawa byłaby znacznie prostsza - powiedział gazecie w niedzielę jeden z liderów SLD.
Co więcej, Borowski znów jest jedynym kandydatem lewicy na prezydenta. Jeśli znajdzie w sobie siłę do dalszej walki, zdobędzie kilkunastoprocentowe poparcie, trzeba się będzie z nim liczyć. Jesteśmy skazani na współpracę - powtarzają przywódcy Sojuszu. I można się spodziewać z ich strony prób integracji lewicy. Droga do niej może być jednak wyboista - przewiduje "Gazeta Wyborcza". (PAP)