Powrót łajdaka

"Jest mi niezwykle przykro z powodu kłopotu, jaki wam zostawiam. (...) Przepraszam, Nick" - faks o takiej treści dotarł 24 lutego 1995 r. do biura brytyjskiego banku Barings w Singapurze. Z Regent Hotel w malezyjskiej stolicy Kuala Lumpur wysłał go Nicholas William Leeson. Kolegów z singapurskiej filii przepraszał za narażenie banku na straty, które - jak się później okazało - sięgnęły 850 mln funtów, czyli około 1,5 mld USD! Trzy dni później stało się oczywiste, że najbardziej szacowny brytyjski bank inwestycyjny, prowadzący m.in. rachunki rodziny królewskiej, zbankrutował po 233 latach działalności. Poszedł pod młotek za jednego funta. Pracę straciło 1200 osób.

05.01.2004 07:34

Leesona, który autobiograficzną książkę zatytułował "Łajdak na giełdzie" (w oryginale "Rogue Trader"), skazano na 6,5 roku więzienia. By spłacić adwokatów i pokryć koszty sądowe, musiał zastawić dom i sprzedać niemal wszystko, co posiadał. Brytyjskie sądy na poczet pozostałych długów zamroziły m.in. 800 tys. USD, które zarobił na honorariach autorskich z książki, i 160 tys. USD, jakie "Daily Mirror" zapłacił za prawa do jego historii. Leeson musi się tłumaczyć przed sędzią z każdego większego wydatku i wyjaśniać, skąd wziął pieniądze. Nie próżnuje jednak. Wzorem słynnego amerykańskiego hakera Kevina Mitnicka, który w książce "Sztuka podstępu" twierdzi, iż "łamał ludzi, nie hasła", Leeson zarabia, opowiadając o tym, że nie ma procedur nadzoru i audytu zdolnych całkowicie wyeliminować możliwość ogromnych nadużyć w instytucjach finansowych. Prowadzi wykłady dla bankowców, występuje z odczytami na uczelniach ekonomicznych (teksty można zamówić na płycie CD za - bagatela - 3,5 tys. USD), bywa zapraszany na
szkolenia z zakresu nadzoru bankowego. Jest dyżurnym "mówcą do wynajęcia". Internetowy serwis firmy Speakers UK zachęca do skorzystania z usług Nicka: wystarczy, że zapłacisz określoną cenę, a podczas firmowego balu, rodzinnego obiadu lub w przerwie meczu opowie on barwnie, "jak zrujnował bankowe imperium, które kredytowało jeszcze wojny napoleońskie", jak siedział w więzieniu w Singapurze albo walczył z rakiem (pytać pod numerem tel. 0044 08454583707). Jak donosi BBC, Leeson współtworzy też ostatnio hazardowy portal Celebpoker.com. Dzięki niemu internauci będą mogli w sieci zagrać ze znanymi osobami, w tym z "człowiekiem, który przegrał 850 mln funtów", w... pokera o pieniądze.

Pechowa ósemka

Leeson, syn tynkarza z angielskiego Watford, już w wieku 18 lat podjął pracę w królewskim banku Cottus & Co., choć szkołę ukończył z wynikami raczej miernymi (oblał egzaminy końcowe z matematyki!). Szybko się jednak uczył i w 1989 r. trafił do Barings Securities. Był urzędnikiem rozliczającym transakcje instrumentami pochodnymi - kontraktami terminowymi (futures) oraz opcjami - stanowiącymi rodzaj giełdowych zakładów o wartość indeksu albo poszczególnych akcji. Chciał być jednak maklerem i zamiast prowadzić rachunki, zaczął inwestować pieniądze banku na giełdach. W nagrodę za sukcesy odniesione w indonezyjskim oddziale Barings w Dżakarcie (pracował tam m.in. z przyszłą żoną Lisą Sims), został wkrótce menedżerem biura w szybko rozwijającym się Singapurze. Tu, wykorzystując ryzykowne instrumenty giełdowe, zrobił furorę. W 1993 r. on i Lisa zarobili dla Baringsa 10 mln funtów - 10 proc. rocznego zysku banku! Sukcesy Leesona sprawiły, że bank faktycznie dał mu wolną rękę.

Początek końca nastąpił 17 lipca 1992 r. Według Leesona, jedna z nowych pracownic przez omyłkową transakcję spowodowała wówczas stratę w wysokości 20 tys. funtów. Takie błędy księgowano na "rachunku błędów", ale Leeson tego nie zrobił. Stratę ukrył na stworzonym wcześniej rachunku, o którym nadzór Baringsa zapomniał. Nadał mu numer 88888 - ósemka to szczęśliwa liczba dla Chińczyków, tym razem okazała się jednak nader pechowa. Zbyt ambitny, by się przyznać do porażek, Leeson stopniowo coraz więcej nieudanych transakcji księgował na rachunku 88888. Do grudnia 1994 r. na rachunku widniało już 512 mln USD strat. Trader wciąż liczył, że dzięki nowym transakcjom odrobi je, więc grał coraz ryzykowniej o coraz większe stawki. Na początku 1995 r. kupił ponad 20 tys. kontraktów terminowych, zakładając, że Nikkei nie spadnie poniżej 19 tys. punktów. Założenie wydawało się racjonalne, bo japońska gospodarka wychodziła z recesji, ale 17 stycznia w Kobe doszło do tragicznego trzęsienia ziemi, po którym indeks giełdy w
Tokio spadł o 7 proc. i nie odbił się przez następne tygodnie. W końcu lutego na rachunku 88888 strata przekroczyła 1,1 mld USD. W czwartek 23 lutego 1995 r. Leeson wyszedł z biura Baringsa w Singapurze i już do niego nie wrócił. Leeson z żoną najpierw wyjechał do Malezji, gdzie z gazet dowiedział się o bankructwie swojego banku. Nim do tego doszło, straty Baringsa urosły do 1,5 mld USD. Tradera zatrzymano dopiero 2 marca na lotnisku we Frankfurcie.

Trzęsienie rynków

Fenomen "gówniarza", który zrujnował kilkusetletnią instytucję finansową de facto w kilka tygodni, zadziwił jednak świat. Gdy po zwolnieniu z singapurskiego więzienia Leeson wylądował na londyńskim Heathrow (za dobre sprawowanie wyszedł po czterech latach), tłumy witały go niczym gwiazdę muzyki pop albo Hollywood. Był uosobieniem epoki yuppie, kiedy młodzi, przebojowi ludzie w świecie biznesu dokonywali rzeczy, których nie potrafili zrozumieć ich przełożeni. Mało kto wierzył szefom Baringsa, którzy zaklinali się, że nic nie wiedzieli o rachunku 88888 ani o ryzykownych operacjach Leesona. Wystarczyło, że zarabiał krocie.

Gdyby nie trzęsienie ziemi, mógł nie stracić, lecz nawet zarobić miliardy dolarów. Skończyło się jednak trzęsieniem światowych giełd i brytyjskiego systemu bankowego. Dzięki współpracy z singapurską prokuraturą Leesonowi postawiono zarzuty popełnienia tylko dwóch przestępstw z jedenastu, o jakie go oskarżano. Został skazany na 6,5 roku pozbawienia wolności w więzieniu Changi. Celę dzielił z dwoma kryminalistami z konkurencyjnych gangów, spał na słomianym sienniku, udało mu się tylko wywalczyć prawo do zachodnioeuropejskich posiłków. Sam Nick uważa, że spotkała go kara niewspółmierna do winy, gdyż nigdy nie ukradł pieniędzy Baringsa, a "jedynie" ukrywał straty. Klienci teoretycznie nie ponieśli strat, bowiem bank wraz z długami przejęła holenderska grupa ING.

Krzysztof Trębski

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)