PolitykaPowrót Jarosława Gowina. Zawiła kariera wicepremiera

Powrót Jarosława Gowina. Zawiła kariera wicepremiera

Jeszcze kilka miesięcy temu był na politycznym wygnaniu i miał kończyć karierę w wielkiej polityce. Dziś Jarosław Gowin może czuć się największym wygranym rozgrywki, która mogła doprowadzić do upadku rządu Zjednoczonej Prawicy.

Jarosław Kaczyński i Jarosław Gowin, Sejm, 2017 rok.
Jarosław Kaczyński i Jarosław Gowin, Sejm, 2017 rok.
Źródło zdjęć: © EASTNEWS | EASTNEWS
Michał Wróblewski

11.10.2020 05:12

Jest koniec kwietnia 2020 roku. Pierwsza fala pandemii koronawirusa zalewa Polskę, PiS prze do wyborów prezydenckich 10 maja. Kilka tygodni wcześniej do dymisji z funkcji wicepremiera podaje się Jarosław Gowin.

- Wybory odbędą się w maju, wbrew pana woli? - pytam dwa tygodnie przed planowanym terminem wyborów lidera Porozumienia.

Rozmawiamy w programie "Tłit" Wirtualnej Polski. Ja w studiu, Gowin - zdalnie.

- Nie odbędą się i jestem gotów się z panem o to założyć - mówi pewnie były już wicepremier.

Stawką - zgodnie z propozycją mojego rozmówcy - jest butelka dobrego wina. Podejmuję zakład.

Wtedy jestem niemal pewien, że pomimo protestów opozycji, sprzeciwu epidemiologów i prawników, wbrew zdrowemu rozsądkowi, PiS jest na tyle zdeterminowane, że wybory prezydenckie w maju przeprowadzi.

Kilka tygodni później siedzę w warszawskim biurze Jarosława Gowina w siedzibie Porozumienia. Pijemy po kieliszku primitivo. To ulubione wino lidera Porozumienia. Gorycz przegranego przeze mnie zakładu przełykam z przyjemnością.

W polityce nigdy nie mów "nigdy"

Gowin - mimo ataków polityków PiS i kontrolowanych przez tę partię mediów - jest wtedy pewny siebie. W mediach powtarza: - Zrobiłem to, co do mnie należało.

Lider Porozumienia doprowadził do zablokowania wyborów prezydenckich w maju. I według wielu skazał się na polityczną banicję.

"Chybotanie koalicyjną łódką w tym momencie to więcej niż zbrodnia. To błąd o randze historycznej" - pisał wtedy prorządowy portal wPolityce.pl. Przedstawiciele PiS suflowali dziennikarzom teksty o "końcu Gowina", media publiczne nie zgadzały się na udział polityków Porozumienia w swoich programach.

Liderzy PiS uważali go za zdrajcę. Dla wielu polityków Zjednoczonej Prawicy Gowin był już przedstawicielem nie ich koalicji, a człowiekiem zblatowanym z opozycją.

Przez ostatnie kilka miesięcy wyglądało na to, że nadszedł koniec politycznej kariery Jarosława Gowina. Kiedy na początku kwietnia polityk ten - w proteście przeciw planom przeprowadzenia wyborów prezydenckich drogą korespondencyjną - ogłosił, że odchodzi z rządu, więcej - zaczął negocjować z opozycyjnymi ugrupowaniami szukając tzw. "nowego otwarcia” dla swojego projektu zmian w Konstytucji - wśród działaczy i sympatyków Zjednoczonej Prawicy stawiano na nim krzyżyk.

Był to czas, gdy Gowin tracił wiele - nie tylko rządowe stanowisko, ale i poparcie we własnej partii. Terenowi działacze otwarcie go krytykowali, we władzach narastał bunt. Gdy więc na początku września Jarosław Gowin sugerował, że do rządu może wrócić, wielu uznawało to za abstrakcję.

Tymczasem sprawdziło się stare powiedzenie: "w polityce nigdy nie mówi się 'nigdy’”.

Rekonstrukcja rządu. Zbigniew Ziobro (Solidarna Polska) i Jarosław Gowin (Porozumienie)
Rekonstrukcja rządu. Zbigniew Ziobro (Solidarna Polska) i Jarosław Gowin (Porozumienie)© EASTNEWS

Polityk z Krakowa i jego współpracownicy bardzo zręcznie wykorzystali konflikt, jaki w Zjednoczonej Prawicy wybuchł wokół "ustawy covidowej” i działań ludzi Zbigniewa Ziobry (ocenianych w PiS jako nielojalne), by nie tylko odbudować pozycję cennego sojusznika, ale jednocześnie wrócić do rządu, obejmując ponownie stanowisko wicepremiera i zarazem ministra rozwoju, pracy i technologii.

To była droga z politycznego dna na polityczny szczyt. - Wystarczyło być konsekwentnym i wiernym swoim przekonaniom. Tylko tyle i aż tyle - mówi nam jeden z bliskich współpracowników lidera Porozumienia.

Polityk związany z Kancelarią Premiera: - Wielu u nas do tej pory pamięta mu bunt przeciwko wyborom, różnie mogło być, ale ostatecznie dzisiaj nikt nie podważa mandatu Andrzeja Dudy. Przy majowym głosowaniu mielibyśmy dziś kocioł w państwie.

Kryzys zażegnany, Gowin z boku

- Czuje się pan wygrany? - pytamy dziś Jarosława Gowina.

Lider Porozumienia odpowiada dyplomatycznie. - Największym wygranym jest obóz Zjednoczonej Prawicy.

Wicepremier w rozmowie ze mną przekonuje, że koalicji rządzącej "udało się przejść przez okres wewnętrznego kryzysu". - Nie waham się używać tego słowa - mówi.

- Najpierw był kryzys związany ze sporem o termin wyborów prezydenckich. Moje stanowisko wtedy było jednoznacznie słuszne. Dzięki naszemu sprzeciwowi, sprzeciwowi Porozumienia, udało się przeprowadzić wybory w sposób w pełni legalny i uczciwy, a prezydent Andrzej Duda dzięki temu zyskał wyjątkowo silny mandat społeczny. Potem weszliśmy w okres pewnych turbulencji koalicyjnych, ale i przez to udało się przebrnąć - przypomina Gowin.

Lider Porozumienia konfliktowi na linii PiS-Solidarna Polska przyglądał się z dystansu. Nie angażował się, wolał przeczekać koalicyjną burzę. - Znów miał rację - podkreślają jego współpracownicy.

Gowin, jak bardzo byłby w PiS nielubiany i jak wiele sarkazmu nie wylałoby się na niego z ust szefa klubu PiS Ryszarda Terleckiego, uważany jest za polityka względnie pragmatycznego i racjonalnego.

Choć podobnie jak Zbigniew Ziobro myśli o swojej roli w polityce po epoce Kaczyńskiego, jest - jak zauważył już publicysta WP Marcin Makowski - bardziej typem indywidualisty niż charyzmatycznego lidera, który buduje wokół siebie grono bezwzględnie lojalnych towarzyszy (jak robił to przez lata lider PiS), myślących o przejęciu sterów polskiej prawicy.

Gowinowi dużo bliżej jest konserwatywno-liberalnemu centrum niż socjalistycznej prawicy spod znaku PiS. On sam nie ukrywa, że wiele łączy go z przedstawicielami Koalicji Polskiej pod kierunkiem Władysława Kosiniaka-Kamysza. Lider Porozumienia - na wypadek wyrzucenia go z koalicji Zjednoczonej Prawicy - wiązał nawet polityczne plany z liderem ludowców w przyszłości. Obóz rządzący jednak się dogadał, do rozpadu sojuszu nie doszło.

W polityce nie ma przyjaciół

Jarosław Gowin przez miesiące odbudowywał swoją pozycję. Również we własnej partii, w której musiał zetrzeć się z byłą już wiceprezes Porozumienia Jadwigą Emilewicz. - Do ostatniej próby sił doszło latem, ale Jadwiga zachowywała się wówczas tak, jakby nie mogła się zdecydować, czy walczyć o swą pozycję i przywództwo w partii, czy nie - relacjonują dziś przedstawiciele Porozumienia.

Ostatecznie Emilewicz odeszła z formacji Gowina. Formacji, którą sama współtworzyła.

Z liderem Porozumienia była już wicepremier i minister rozwoju przyjaźniła się ćwierć wieku. Polityka tę relację zakończyła.

Jarosław Gowin i Jadwiga Emilewicz w Sejmie
Jarosław Gowin i Jadwiga Emilewicz w Sejmie© EASTNEWS | EASTNEWS

Zjazd krajowy Porozumienia w przyszłym roku? Gowin znów ma zostać prezesem

Jest 10 października. Pół roku po złożeniu przez Jarosława Gowina dymisji z funkcji wicepremiera. I kilka dni po tym, jak lider Porozumienia ponownie wrócił na rządowy szczyt, obejmując jedno z najważniejszych stanowisk ministerialnych w obozie Zjednoczonej Prawicy.

W sobotę po południu zebrał się Zarząd Krajowy partii Porozumienie. Ugrupowanie w gronie kilkudziesięciu przedstawicieli podsumowało zjazdy okręgowe i wybory lokalnych liderów.

Podziałów nie było: jak słyszymy, zarząd jednogłośnie przyjął uchwały składane przez Gowina, m.in. te o poszerzeniu zarządu o nowych szefów okręgów i prezydium zarządu o pięciu marszałków województw.

Władze ugrupowania rozmawiały także o planowanym zjeździe krajowym, na którym zostaną wybrane nowe władze partii. W tym nowy prezes.

Zjazd - ze względów epidemicznych - prawdopodobnie odbędzie się w przyszłym roku.

Niespodzianek ma nie być: stery w partii mają ponownie zostać powierzone Jarosławowi Gowinowi. Temu samemu, któremu kilka miesięcy temu wieszczono koniec politycznej kariery.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Jarosław Gowinporozumienierząd
Zobacz także
Komentarze (250)