ŚwiatPoważny sprawdzian działań NATO i USA

Poważny sprawdzian działań NATO i USA

NATO i USA od kilku dni prowadzą największą operację wojskową w Afganistanie od czasów inwazji w 2001 roku. To jest pierwszy poważny sprawdzian nowej strategii międzynarodowej.

16.02.2010 | aktual.: 24.02.2010 13:15

Przypomnijmy, że strategia ta zakłada - obok bezwzględnego niszczenia komórek Al-Kaidy - zatrzymanie i następnie odwrócenie dotychczasowej tendencji rozszerzania wpływów talibów oraz sukcesywne przekazywanie odpowiedzialności za oczyszczone z nich regiony władzy centralnej. Przewiduje ponadto (po konferencji w Londynie) polityczne i finansowe wsparcie administracji prezydenta Karzaja w przeciąganiu na swoją stronę talibów, zwłaszcza w przekupywaniu ich współpracowników niższego (lokalnego) i średniego szczebla. W wymiarze wojskowym nowa strategia skupiona jest nie tyle na likwidowaniu przeciwnika, co na zwiększaniu bezpieczeństwa ludności cywilnej przed tym przeciwnikiem i pomaganiu jej w odbudowie pokonfliktowej.

Z taką strategią w pigułce mamy do czynienia w operacji w prowincji Helmand. Zauważmy, że gdyby w jej wyniku rzeczywiście udało się przejąć kontrolę nad tą prowincją uznawaną za "bastion" talibów oraz usadowić tam skuteczną administrację podległą władzy centralnej, oznaczałoby to uzyskanie owego pożądanego "momentum", czyli zwrotnego punktu w całej dotychczasowej kampanii afgańskiej. Talibowie zmuszeni byliby przejść do defensywy w sensie politycznym i strategicznym (co oczywiście w warunkach wojny partyzanckiej wcale nie musi oznaczać defensywy operacyjnej lub taktycznej). Dlatego operacja helmandzka może być traktowana jako zgodne z klasycznymi regułami Clausewitza uderzenie w punkt ciężkości przeciwnika w celu wytrącenia go z równowagi strategicznej. Sukces w Helmandzie może do tego właśnie doprowadzić.

Ale na drodze do takiego sukcesu czai się wiele ryzyka. Po pierwsze talibowie wcale nie muszą "przyjąć "clausewitzowskich "bokserskich reguł gry" i w swojej walce nadal, jak dotąd, kierować się właściwymi raczej dla judo, niż dla boksu, wskazówkami innego klasyka, starochińskiego stratega Sun Tzu. A to oznacza po prostu stosowanie asymetrycznych metod walki, jak np. uchylanie się od bezpośredniego starcia lub rozproszenie swojego punktu ciężkości, aby wysiłek przeciwnika trafiał w próżnię. I, jak widać z dotychczasowego przebiegu operacji, tak właśnie postępują. Regularne siły międzynarodowe w takich warunkach mają niezwykle utrudnione zadanie. Wymykający się przeciwnik nie pozwala ogłosić zwycięstwa. "Rozpływa" się w środowisku cywilnym, przepędzony z jednego miejsca zjawia się w innym, powraca po pewnym czasie w miejsca uprzednio "oczyszczone". To jest niekończąca się gonitwa przy ponoszeniu ogromnych kosztów i strat. Pierwsza - militarna - faza operacji może się bardzo przeciągać. A im będzie trwała
dłużej, tym szanse na zwycięstwo wojskowe będą maleć.

Być może jeszcze poważniejsze ryzyko tkwi w pozamilitarnym wymiarze operacji w Helmandzie. Mam na myśli zwłaszcza fazę ustanawiania administracji rządowej i przejmowania przez nią odpowiedzialności za prowincję. Wiąże się to przede wszystkim z generalnymi słabościami obecnej centralnej administracji prezydenta Karzaja, brakiem jej jakiegokolwiek autorytetu, wątpliwą legitymizacją, oskarżeniami o korupcję itp. Przenoszenie tych słabości na poziom regionalny oznacza już w założeniu budowanie słabej, nieskutecznej władzy. Można też z góry założyć, że zarówno ustanawiana odgórnie administracja, jak i rządowe siły bezpieczeństwa (wojsko, policja) wprowadzane lub organizowane w Helmandzie będą szeroko i głęboko infiltrowane przez talibów i innych lokalnych przywódców. Rządowymi będą z nazwy. W istocie będą to siły lojalne wobec miejscowych ośrodków władzy realnej, choć nieformalnej. W takich warunkach praktycznie nie będzie pewności, komu przekazuje się odpowiedzialność za prowincję.

W sumie istnieje poważne ryzyko, że operacja pozostawi Helmand w większym chaosie i niepewności niż dotychczas. Wydaje się, że trzeba bardziej zdecydowanie zmienić strategię polityczną, rezygnując z próby ustanowienia państwa afgańskiego na miarę naszych, zachodnich wyobrażeń i potrzeb. Oznacza to zastąpienie dotychczasowej koncepcji odgórnej budowy państwa przekazywaniem odpowiedzialności realnym ośrodkom władzy lokalnej, niezależnie od tego jaką opcję reprezentują. Niech one następnie powołują kolejne piętra struktury państwowej. Lepiej doprowadzić do powstania nawet państwa nieprzyjaznego, ale solidnie zarządzanego i przewidywalnego, niż państwa spolegliwego, ale słabego i nieprzewidywalnego. W tym regionie świata lepszy jest przewidywalny przeciwnik niż nieprzewidywalny sojusznik.

Gen. Stanisław Koziej specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)