Poszło za nią 6 mln 700 tys. Polaków! A wszystko dzięki...
Partię rządzącą już za niecały miesiąc czeka wyborcza weryfikacja. To dobry czas na podsumowania, zwłaszcza, że Platforma Obywatelska niedawno obchodziła okrągłą rocznicę powstania - stuknęła jej dekada. Jak przez lata zmieniała się Platforma? Wciąż cieszy się wysokimi notowaniami i popularnością wśród Polaków - czy jednak potrafi porwać wyborców, zaskoczyć ich? Czy będzie ich ulubienicą 9 października?
21.09.2011 | aktual.: 22.09.2011 10:26
24 stycznia 2001 r. Maciej Płażyński, wówczas z AWS, Andrzej Olechowski i Donald Tusk, secesjonista z Unii Wolności ogłosili zainicjowanie "obywatelskiej platformy, która wyzwoli energię Polaków". Prezydent Aleksander Kwaśniewski wkrótce stwierdził, że powstaje siła, której nikt w Polsce nie może lekceważyć. Tusk nie ukrywał, że impulsem do stworzenia nowego politycznego tworu był brak wpływów w UW. - Jednym z powodów mojego udziału w Platformie jest przegrana w UW. Mam dosyć przegrywania i niemożliwości przekonania UW do poparcia chociażby jednego sensownego pomysłu - mówił dziesięć lat temu Tusk w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim". Do nowej formacji wkrótce zaczęli napływać "uciekinierzy" z UW i AWS. Platformie udało się nawiązać także bezpośrednią współpracę ze Stronnictwem Konserwatywno-Ludowym (w tym z Janem Rokitą i Bronisławem Komorowskim).
Od triumwiratu do cesarstwa
Mało kto pamięta, że wśród "trzech tenorów" początkowo prym wiódł Płażyński, który był pierwszym szefem PO. Jednak po dwóch latach na partyjnym szczycie zastąpił go Donald Tusk. 30 maja 2003 r. Płażyński odszedł z partii. "Tenor" Andrzej Olechowski opuszcza scenę PO latem 2009 r. - Gdyby zastosować rzymskie analogie przywództwo w Platformie ewoluowało od triumwiratu do cesarstwa. Wszechwładnym cesarzem jest obecnie Donald Tusk, którego otacza dwór - wierny, walczący o dojście do ucha hegemona - ocenia dr Norbert Maliszewski, ekspert ds. marketingu politycznego z Uniwersytetu Warszawskiego.
PO zaczynała jako szeroki ruch społeczny, z czasem stała się partią wodzowską, zbudowaną wokół lidera. - Na starcie przypominała pospolite ruszenie, teraz jest regularną armią, machiną władzy - mówi Maliszewski. Początki były jednak dosyć niemrawe - marsz Platformy po władzę był długi. Pierwszymi wyborami, w których wzięła udział były wybory parlamentarne z 2001 r. PO uzyskała w nich dosyć słaby wynik, a jako partia opozycyjna wobec rządu SLD-UP miała notowania na poziomie 10%. Przełomowy był rok 2003 r. Wtedy w skład pierwszej w III RP komisji śledczej powołanej do zbadania tzw. afery Rywina wszedł Jan Rokita. Poseł wyrósł na jej gwiazdę i najpopularniejszego polityka Platformy. W wyborach parlamentarnych w 2005 r. reklamował się jako "Premier z Krakowa" (po porażce wyborczej PO żartowano, że "zamiast premiera w kapeluszu mamy premiera z kapelusza", co było aluzją do przejęcia rządu przez Kazimierza Marcinkiewicza).
Na wzmocnienie: porażka
W 2005 r. PO przegrała zarówno wybory parlamentarne, w których zwyciężył PiS, jak i prezydenckie - w drugiej turze Donalda Tuska pokonał Lech Kaczyński z PiS. Wielu wówczas miało nadzieję na koalicję PO i PiS. Negocjacje na temat stworzenia wspólnego rządu trwały długo. Ostatecznie PiS podpisano umowę koalicyjną z Samoobroną i LPR. Podział zarysowany w kampanii ukształtował scenę polityczną na kolejne lata. - Dotkliwa porażka nie zabiła Tuska, ale wzmocniła go charakterologicznie. Lider PO przestał być "luzakiem", nabrał powagi jako polityk po przejściach, zaczął bardziej wsłuchiwać się w oczekiwania wyborców - twierdzi Maliszewski.
- Ta metamorfoza zaowocowała większą stanowczością, a według niektórych wręcz brutalnością w porządkowaniu działań partii - dodaje ekspert ds. marketingu politycznego. Efektem było zwycięstwo w wyborach samorządowych z 2006 r. Wtedy m.in. prezydentem Warszawy została Hanna Gronkiewicz-Waltz, która w drugiej turze pokonała kandydata PiS, byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Wcześniej, w maju 2005 r., partia utraciła jedną ze swoich "twarzy" - Zyta Gilowska zrezygnowała z członkostwa w PO, z kolei w 2006 r. były prezydent Warszawy Paweł Piskorski został wykluczony z partii. - Sposób prowadzenia polityki przez Donalda Tuska to sposób pająka - wykazuje brak zrozumienia i akceptacji dla postaci, które mają swoją autonomiczną pozycję. Jest męską modliszką - oceniał Jan Rokita. Sam we wrześniu 2007 r. w związku z nominacją swojej żony Nelli na stanowisko doradcy prezydenta Lecha Kaczyńskiego ds. kobiet, zdecydował o wycofaniu się z polityki.
Tusk jest mistrzem partyjnych gier, a swoich przeciwników potrafi eliminować cudzymi rękami - twierdzą jego przeciwnicy. Bywa przez nich porównywany nawet do Maksymiliana Robespierre'a, przywódcy rewolucji francuskiej. W ostatnim czasie atmosferę podgrzał konflikt na linii Donald Tusk-Grzegorz Schetyna. Zdaniem komentatorów, polityk okazał się jednak zbyt silnie zakorzeniony w partii, by można go było zupełnie zmarginalizować. 6 października 2010 r. PO opuścił za to Janusz Palikot.
Wódz rewolucji młodych
W wyborach do parlamentu w 2007 r. nadszedł upragniony sukces PO (wybory były przyspieszone, gdyż doszło do samorozwiązania sejmu). Podczas debaty z Jarosławem Kaczyńskim liderowi PO udało się obalić, ukształtowany przez jego oponentów, wizerunek "ciamciaramci", który przez długi czas na nim ciążył. - Tusk pokazał wtedy, że ma charyzmę i jest liderem z prawdziwego zdarzenia, do tego bliskim Polakom. Co więcej, idealnie wpisał się w oczekiwania społeczne, zwłaszcza ludzi młodych, którzy aspirowali do osiągania wyższego statusu, do tego aby Polska była "drugą Irlandią". Tusk stał się wodzem rewolucji młodych, którzy przy urnach zadecydowali o jego zwycięstwie - opowiada Maliszewski.
Lata 2007-2010 to czasy trudnej koabitacji, nieustannej "próby sił" między premierem z PO a prezydentem Lechem Kaczyńskim. O tym, że stosunki między prezydentem i premierem z wrogich obozów będą problematyczne, wiadomo było niemal od początku. Wskazywała na to już sama uroczystość desygnowania premiera z PO przez wywodzącego się z PiS prezydenta, która trwała pół minuty, a rozmowa obu polityków - tylko minut kilkanaście. Bardzo szybko doszło do pierwszej konfrontacji w związku z mianowaniem szefa dyplomacji, Radosława Sikorskiego. Potem było tylko gorzej, a to bój o krzesło, a to o samolot... Na działaniach rządu ciążyły prezydenckie weta w ważnych sprawach, m.in. zmianach w służbie zdrowia. Młodzi rozczarowani
Kierunek polityki rządu PO ustalił światowy kryzys finansowy. - Tusk okazał się dobrym przywódcą w czasach recesji, obiecywał małą stabilizację, bez pociągania cuglami - ocenia Maliszewski. Wkrótce jednak ta polityka "małych kroków" stała się jego filozofią rządzenia. To z kolei nie mogło się podobać ludziom młodym, których dotknął kryzys: pracodawcy tnąc wydatki zatrudniali ich na tzw. umowach śmieciowych, coraz trudniej było kupić mieszkanie, podrożały przedszkola... W efekcie niektóre sondaże wskazują, że młodzi wolą PiS niż Platformę (wśród ankietowanych w grupie wiekowej od 18 do 24 lat PiS może liczyć na 29% głosów. Na Platformę chce głosować 27% - wynika z sondażu Millward Brown SMG/KRC dla TVN24).
- Innym znakiem rozpoznawczym PO stało się zarządzanie kryzysami, tzw. bieżączką, zamiast myślenia strategicznego - mówi Maliszewski. Tę strategię Platforma zastosowała m.in., kiedy powinęła jej się noga na tzw. aferze hazardowej. Ta sprawa mogła wysadzić ten rząd w powietrze. Były dymisje w rządzie i przetasowania na scenie politycznej, ale ostatecznie sprawa rozeszła po kościach.
Kolejnym trudnym momentem dla partii rządzącej była katastrofa smoleńska. W pierwszych miesiącach po tragedii większość społeczeństwa dobrze oceniała działania Tuska. W 2010 r. kandydat PO Bronisław Komorowski został wybrany na prezydenta. W przedterminowych wyborach prezydenckich pokonał Jarosława Kaczyńskiego. 8 sierpnia 2010 r. nowy prezydent złożył przysięgę przed Zgromadzeniem Narodowym. Później zaczęły się "schody". Po publikacji raportu MAK, "upokorzony" premier Donald Tusk i rząd PO doznał starty wizerunkowej. - Stało się tak dlatego, że jak nigdy dotąd rozminął się ze społecznymi nastrojami, poniósł symboliczną porażkę z Rosjanami - mówi Maliszewski. Przygotowany z opóźnieniem raport Millera zaspokoił potrzebę zrozumienia przyczyn tragedii tylko u części społeczeństwa. - Tragedia smoleńska cementuje obecnie twardy elektorat PiS, który jest zmotywowany, aby pójść do wyborów - ocenia rozmówca Wirtualnej Polski.
W 2011 r. PO miała pełnię władzy w kraju. W roku wyborczym premier Tusk został postawiony przed koniecznością zaciśnięcia pasa w obliczu drugiej fali kryzysu, więc podwyższył VAT, a także przeniósł część składki z OFE do ZUS. - W ostatnich czterech latach Tusk przeszedł przemianę z superprzeciętniaka, chłopaka z sąsiedztwa w męża stanu, obiecującego bezpieczeństwo. Co jest zaletą, jeśli wziąć pod uwagę przeciętnego Kowalskiego, ale wadą dla twardego, liberalnego elektoratu PO, dla którego jest to wizerunek zbyt mało dynamiczny, zdystansowany, nie spełniający oczekiwań - wyjaśnia.
Czy Platforma pozostała partią liberalną? Jeżeli chodzi o kwestie gospodarcze kontynuuje raczej politykę "wrażliwości społecznej". Miała uprościć i obniżyć podatki, zmniejszyć liczbę urzędników, tymczasem wzrosła biurokracja, a daniny społeczne się zwiększyły, podobnie ilość przepisów i regulacji. Jednym ze sztandarowych postulatów PO w kampanii 2007 r. był podatek liniowy. W nowym, liczącym ponad 100 stron programie Platformy, który ujrzał światło dzienne podczas sobotniej konwencji partii w warszawskiej Arenie Ursynów, nie ma o nim ani słowa. Jak twierdzą politycy tej partii, pomysł nie został jednak porzucony na zawsze. Być może PO wróci do niego po zażegnaniu kryzysu w strefie euro.
- Platforma zmieniała się tak, jak zmieniali się wyborcy i ich oczekiwania. Startowała jako partia liberalna - takie były poglądy osób, które tworzyły tę partię. Wraz ze wzrostem popularności, zwiększył się nacisk na kwestie socjalne. Z partii ideologicznej, Platforma stała się partią centrową, pragmatyczną, stosującą technikę tzw. wglądu politycznego. Partia stara się skupiać jak najwięcej wyborców, lokalizując ich problemy i rozwiązując je - mówi Maliszewski.
PO skręca w lewo?
Z kolei w sferze obyczajowej Platforma Obywatelska zawsze była partią umiarkowanie konserwatywną. Tusk wyznawał zasadę, że w Polsce wbrew Kościołowi katolickiemu wyborów wygrać się nie da. Wyraźnie to podejście było widać przed wyborami prezydenckimi w 2005 r., kiedy po 27 latach od ślubu cywilnego, jako ojciec dwójki dzieci Tusk wziął ślub kościelny. Ostatnie wypowiedzi Donalda Tuska o nieklękaniu przed księżmi oraz jego zapowiedzi dotyczące zajęcia się po wyborach sprawą in vitro, małżeństw homoseksualnych oraz aborcji sprawiły, że wielu publicystów i polityków opozycji orzekło, że Platforma zaczęła "skręcać w lewo". - PO stara się zagarnąć możliwie dużo z tej opinii, która jest opinią bliską lewicy, ale absolutnie nie jest postrzegana jako partia lewicowa - zastrzega Maliszewski.
W związku z poszerzeniem elektoratu, PO stara się, by w partii reprezentowane były wszystkie światopoglądy i przekonania. - Odbywa się to na zasadzie: my jesteśmy jedyną partią, w której jest miejsce na wszystkie opinie, Platforma to parasol, pod którym może się schronić każdy. Z kolei pozostałe ugrupowania to prawie partie - skrajne, kwękolące. W ten sposób Platforma wypycha konkurentów na margines radykalizmu - mówi ekspert ds. marketingu politycznego.
Platforma "łapie wszystkich", ale nie porywa
To strategia "łap wszystkich" (catch all party). Stąd w szeregach PO przed wyborami znaleźli się Joanna Kluzik-Rostkowska, Bartosz Arłukowicz czy Dariusz Rosati. Platformie się ona opłaca, dlatego bez skrupułów podejmuje ryzyko ewentualnego rozłamu i stoi w "rozkroku". Nie bez powodu prezentując na konferencji prasowej osoby, które poparły PO, Bartosz Arłukowicz podkreślił, że są to "ludzie dużej wrażliwości społecznej, którzy postanowili realizować swoje kompetencje na wielkim pokładzie Platformy Obywatelskiej".
- Cztery lata rządów Platformy uczyniły z niej kobietę po przejściach, obiecującą stabilizację w momentach kryzysu, lepsze pozyskiwanie środków unijnych, przewidywalną, co pozwala jej utrzymać wysokie notowanie. Platforma jednak nie porywa, nie zaskakuje, co może sprawić, iż ulubienicą wyborców 9 października będzie inna partia - podsumowuje Maliszewski
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska