Postawili znak zamiast naprawić drogę, zginął człowiek
Śmierć dziennikarza "Super Expressu" to nie pierwsza tragedia pod wiaduktem na Puławskiej. Po podobnych wypadkach, które zdarzyły się dwa lata temu, Zarząd Dróg Miejskich obiecywał, że naprawi drogę. Słowa nie dotrzymał! - oburza się "Życie Warszawy".
29.02.2008 | aktual.: 29.02.2008 08:06
Gazeta przypomina, że niedaleko dziury, na której ferrari prowadzone przez Macieja Zientarskiego wybiło się z drogi, stoi znak ostrzegający przed nierównościami. Inny ogranicza dopuszczalną prędkość do 50 kilometrów na godzinę. Już w 2006 roku zginęły tam dwie osoby. Pierwsza z nich, 23-letni Konrad Z., wpadł na filar rozpędzonym BMW.
Tydzień później w miejscu jego śmierci dwaj koledzy zmarłego zapalali znicze. W jednego z nich uderzył rozpędzony Peugeot, który także wybił się na feralnym uskoku. Wypadek zaowocował kilkugodzinnym protestem przyjaciół tragicznie zmarłych.
Rzeczniczka ZDM Urszula Nelken obiecywała po tych wypadkach, że gdy tylko trafi się dobra pogoda, dziura zostanie naprawiona. Puławska jednak do dziś stwarza zagrożenie dla kierowców. Jak tłumaczy Agata Choińska z ZDM okazało się, że ulica jest w tragicznym stanie i trzeba wymienić nawierzchnię na całej jej długości.
Dlaczego nie można było po prostu naprawić dziury? - pyta "Życie Warszawy". To by nic nie dało. Łatanie mogłoby tylko pogorszyć sytuację - odpowiada Choińska. Z miejskiego planu remontów wynika, że prace na feralnym odcinku drogi odbędą się 26 i 27 kwietnia oraz od 1 do 3 maja.(IAR)