Posłowie PO przesłuchani ws. wypadku premier Szydło. "Zawiadomienie jak gorący kartofel"
We wtorek, po pięciu miesiącach, przesłuchani zostali posłowie PO zawiadamiający o niedopełnieniu obowiązków przez policjantów i prokuratorów w sprawie wypadku premier Beaty Szydło. - To zawiadomienie przeszło długą drogę i chyba jest traktowane jak gorący kartofel - ocenia poseł PO Cezary Tomczyk.
Pięć miesięcy temu Tomczyk i jego partyjna koleżanka Agnieszka Pomaska złożyli zawiadomienie o możliwości przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez policjantów i prokuratorów, którzy wykonywali czynności po wypadku premier Szydło. We wtorek zostali przesłuchani w tarnobrzeskiej prokuraturze. Dlaczego dopiero teraz? Bo zawiadomienie posłów wędrowało przez pięć prokuratur. - Nasze zawiadomienie złożyliśmy do prokuratury w Oświęcimiu. Ta przekazała je do Krakowa, z kolei ta do Kielc. Ta przekazała je do Rzeszowa i dopiero później trafiło do Tarnobrzega. To zawiadomienie przeszło długą drogę i chyba prokuratura traktuje je jak gorący kartofel - mówi Cezary Tomczyk w rozmowie z TVN24.
"21-latek został sam, bez adwokata i pomocy"
Jak mówi poseł PO, we wtorek śledczy pytali go, dlaczego z Pomaską złożyli zawiadomienie do prokuratury ws. wypadku szefowej rządu i skąd czerpali wiedzę o zdarzeniu. Głównymi zarzutami Tomczyka wobec śledczych i funkcjonariuszy jest niezapewnienie podejrzanemu Sebastianowi K. możliwości skorzystania z pomocy obrony oraz niezasadnego przedstawienia zarzutu dotyczącego wypadku. - Jeszcze zanim powołano biegłych i ktokolwiek dowiedział się, co się stało, nie tylko minister Błaszczak, ale i funkcjonariusze już wydali wyrok, aresztując tego człowieka. Odmówiono mu prawa do adwokata i został postawiony wobec całej machiny państwa - mówi poseł. I zaznaczał: Czy po wypadku drogowym albo stłuczce kogoś aresztowano? Nie. A Sebastiana K. tak. 21-latek został sam, bez adwokata i pomocy.
- Mam nadzieję, że prokuratura stanie na wysokości zadania i mimo że sprawa dotyczy innych prokuratorów i policjantów to będą oni przykładnie ukarani i będzie wiadomo, że policjant musi traktować wszystkich równo. Wszyscy jesteśmy równi wobec prawa - podkreślał.
Śledztwo w tarnobrzeskiej prokuraturze prowadzone jest od końca czerwca. - Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu prowadzi śledztwo w sprawie ewentualnego niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez policjantowi i prokuratorów pełniących czynności na miejscu wypadku z udziałem premier Szydło – powiedział TVN24 Andrzej Dubiel z tarnobrzeskiej prokuratury.
W wyniku wypadku poważne obrażenia ciała, utrzymujące się dłużej niż 7 dni, odnieśli premier i jeden z funkcjonariuszy BOR - szef ochrony Beaty Szydło. U drugiego funkcjonariusza BOR - kierowcy pojazdu - stwierdzono lżejsze obrażenia. Beata Szydło do 17 lutego przebywała w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie. Zarzuty dla kierowcy 14 lutego prokuratorski zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku usłyszał kierowca fiata Sebastian K. Kierowca nie przyznał się do winy, prokuratura nie podaje treści jego wyjaśnień.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi zespół trojga prokuratorów z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Nadzór nad śledztwem sprawuje Prokuratura Regionalna w Krakowie. W maju zadecydowano, że zostanie przedłużone do 10 sierpnia. Dziś ani prokuratura regionalna ani okręgowa nie chciały rozmawiać na temat postępów w śledztwie.
Biegli po oględzinach rządowego audi oraz fiata seicento, którym jechał Sebastian K. stwierdzili, że przed wypadkiem było one w pełni sprawne technicznie. Z ustaleń RMF FM wynika, że prokuratorzy chcą przesłuchać jeszcze kilka osób. Kluczowe będą zeznania funkcjonariusza BOR, który jechał audi razem z premier Szydło i powinien wiedzieć, czy rządowa kolumna jechała na włączonych sygnałach dźwiękowych, oraz widzieć, czy Sebastian K. włączył kierunkowskaz w seicento.