Porody po polsku: Musi boleć?
Dlaczego Polka chce rodzić w Niemczech? Bo w Niemczech nikt jej nie wmawia, że poród na żywca jest bezbolesnym i radosnym przeżyciem.
23.06.2008 | aktual.: 23.06.2008 12:55
W Schwedt, przygranicznej miejscowości w Niemczech, gdzie w ciągu ostatnich kilku lat urodziło dzieci kilkaset Polek (udając, że wybrało się do Schwedt na zakupy), wiele rzeczy jest niemożliwych. Niemożliwe są zatłoczone sale porodowe, anonimowi lekarze, opryskliwe położne, opłaty za poród rodzinny albo za poród w wannie. W Schwedt- nie nacina się kobietom rutynowo krocza, nie skacze rodzącej po brzuchu. Nie zabiera się też matkom dziecka po porodzie na wiele godzin. Nieznane są tam również inne typowo polskie zwyczaje okołoporodowe. Nie stosuje się chociażby terroru laktacyjnego, czyli nie zmusza do karmienia, gdy kobieta ma na przykład zapalenie sutka.
W Schwedt wiele rzeczy jest możliwych. Na przykład poród ze znieczuleniem. Znów inaczej niż w Polsce, gdzie znieczulenie dostaje pięć procent wszystkich rodzących. Dlaczego tylko pięć? „Fakt, że tyle procent kobiet nie otrzymuje znieczulenia, wydaje się świadczyć o tym, że lekarz prowadzący nie stwierdził wskazań medycznych do zastosowania tego znieczulenia” – czytamy w odpowiedzi nadesłanej „Przekrojowi” przez Jakuba Gołąba, rzecznika Ministerstwa Zdrowia.
Ciekawe jednak, że kiedy płacimy za znieczulenie, o wskazaniach medycznych lekarze mówią znacznie rzadziej. – Podstawowym czynnikiem, który od lat decyduje o tym, czy Polka będzie rodzić bez bólu, jest zasobność jej portfela – przyznaje profesor Ewa Mayzner-Zawadzka, były konsultant krajowy w dziedzinie anestezjologii, która dwa lata temu wysłała do ponad 400 polskich szpitali ankiety z pytaniem o to, czy stosują znieczulenie przy porodzie.
Pieniądze to nie wszystko
Co zatem może w Polsce przyszła matka, która nie chciałaby cierpieć, bo tak akurat zechciała natura? Właściwie wyjścia ma tylko dwa: albo liczyć na litość lekarza, albo płacić. Choć przepisy i Ministerstwo Zdrowia nie pozwalają na pobieranie przy porodzie opłat za znieczulenie, szpitale za tę usługę żądają nawet 700 złotych. Ale pieniądze to i tak nie wszystko. Trzeba jeszcze mieć szczęście żyć w dużym mieście, bo na prowincji znieczulenie to już absolutna rzadkość.
– Z Polski wyjechało kilka tysięcy anestezjologów. Po prostu brakuje nam w szpitalach fachowców, którzy mogliby znieczulać kobiety – wyjaśnia doktor Krzysztof Kamiński z Kliniki Położnictwa i Perinatologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, jeden z niewielu położników, który uważa, że kobiecie, gdy ją boli, trzeba starać się ulżyć.
– Rodzenie bez znieczulenia może się źle skończyć. Na przykład depresją poporodową albo stresem pourazowym, w wyniku którego matka w ogóle może nie zaakceptować swojego dziecka – dodaje socjolog rodziny Beata Banasiak‑Parzych zajmująca się problemami kobiet po porodzie.
Zdaniem wielu ekspertów bólu kobiet nie należy lekceważyć, tak jak przecież nie lekceważy się ewentualnych cierpień mężczyzny, który rodzi... kamień, gdy pojawi się w jego nerkach. I którego to mężczyzny przy tej okazji nikt nie pyta o to, czy chce znieczulenie. Bez problemów je po prostu dostaje.
– Może gdyby kilku mężczyzn urodziło taki kamień na żywca, zmieniliby zdanie o tym, co należy się w szpitalu przyszłej matce – zastanawia się Wanda Nowicka z Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.
Brzuch na zamek
Niechęci polskich lekarzy do podawania kobietom znieczuleń trudno się dziwić, gdy spojrzy się na ich publiczne wypowiedzi. Słynny polski ginekolog profesor Bogdan Chazan zauważył niedawno, że najlepszym porodem jest poród naturalny, bez interwencji farmakologicznej. Dodał jeszcze, że Polki nie tylko chcą się coraz częściej znieczulać. O zgrozo, chcą się także ciąć! Liczba cesarskich cięć w Polsce przekroczyła już bowiem 27 procent ogólnej liczby porodów (dla porównania w Stanach Zjednoczonych jest to 50 procent). Co więcej, zdaniem profesora kobieta, która już miała cesarskie cięcie, boi się ciąży i rezygnuje z następnych dzieci. Innymi słowy, przyrost naturalny w naszym narodzie zapewnić mogą jedynie porody fizjologiczne i bolesne.
– Nie ma takiej zależności – śmieje się doktor Grzegorz Południewski, także ginekolog położnik, autor poradników dla kobiet. – Istnieje za to zależność między przyrostem naturalnym a komfortem rodzenia i pomocą państwa w wychowaniu dzieci. Dzięki temu tak często rodzą Francuzki czy Szwedki. Im lepsze warunki zapewni się kobiecie przy porodzie, tym mniej będzie się bała kolejnych.
Opinię, że poród „musi i powinien boleć”, rozpowszechniał ostatnio także były doradca Bolesława Piechy, wiceministra zdrowia za rządów PiS. Fachowiec od spraw położnictwa, występując anonimowo w jednej z gazet, twierdził, że gdyby Bóg chciał, by kobieta rodziła bez bólu, na przykład przez cesarskie cięcie, toby jej brzuch wyposażył w zamek błyskawiczny. Nic zatem dziwnego, że były wiceminister, notabene także ginekolog, obiecywał w ubiegłym roku zatrzymać dopływ pieniędzy na cięcia. Potem wiceminister odszedł z rządu i obietnicy nie spełnił. Ale stosunek do cesarskich cięć do dziś się w Polsce nie zmienił. Świadczy o tym nadesłane nam z Ministerstwa Zdrowia pismo. Wynika z niego, że cięcie to zdaniem urzędników groźna dla kobiety operacja i zło konieczne, na które lekarze, ale także państwo, powinni decydować się tylko w ostateczności.
Dlatego za cesarskie cięcie, podobnie jak za znieczulenie, Narodowy Fundusz Zdrowia płaci szpitalowi tylko wtedy, gdy są do niego ściśle określone wskazania medyczne. – Takim wskazaniem może być na przykład ciężki stan zatrucia ciążowego, rzucawka – wyjaśniają mi fachowcy z resortu zdrowia.
– A dlaczego wskazaniem medycznym nie może być silny strach przyszłej matki przed bólem? – pyta profesor Eleonora Zielińska, prawnik z Uniwersytetu Warszawskiego. – Przecież lekarz zgodnie z prawem ma obowiązek zadbać o zdrowie pacjentki, zatem także o jej dobrostan psychiczny.
Naukowo nazywa się to tokofobia, czyli lęk przed porodem. Przede wszystkim właśnie z tego powodu przyszłe matki Polki coraz częściej uciekają w cesarki wykonywane w prywatnych klinikach na życzenie. I zaciągają nawet na ten cel kredyty lub zapożyczają się u znajomych, bo zabieg kosztuje około pięciu tysięcy złotych.
Pomocna technika
Do porodów z bólem od lat zachęca fundacja Rodzić po Ludzku. Według jej opinii zdrowa Polka ze zdrowym dzieckiem w brzuchu powinna rodzić nie tylko siłami natury, ale także bez znieczulenia. „Farmakologiczne sposoby znieczulania są silną ingerencją- w mechanizm porodu i powodują wiele skutków ubocznych” – straszy Polki Fundacja w jednej ze swoich broszur. Jej szefowa Anna Otffinowska uważa, że przed porodem kobieta często nie zna progu swego bólu, łatwo wpada w panikę i czasem niepotrzebnie żąda znieczulenia. – To w pewnym sensie zrozumiałe, zwłaszcza gdy w szpitalu panują fatalne warunki, a kobieta traktowana jest przedmiotowo. Co innego, gdy trafia do miejsca przyjaznego, w którym wspiera się ją w trakcie porodu, proponując wiele niefarmakologicznych możliwości złagodzenia bólu. Wtedy środki chemiczne powinny być podawane powściągliwie, tylko wtedy gdy poprzednie działania nie odniosły rezultatu.
Jej zdaniem najlepiej rodzić w domu, najwyżej z pomocą położnej, bez całej tej okropnej medycyny. Po to, by się radować i w pełni przeżyć przyjście dziecka na świat.
– Zapominamy o tym, że porody domowe, bez udziału medycyny, w przeszłości wielokrotnie kończyły się tragediami – przypomina doktor Południewski. – Być może w czasach, gdy kobiety rodziły więcej dzieci, takie tragedie były dopuszczalne. Ale dziś musimy zrobić wszystko, by rodziły się zdrowe dzieci, bo jest ich po prostu mniej, a oczekiwania co do ich zdrowia coraz większe. W tym pomaga nam nauka i technika.
A co z cesarskim cięciem? W domowych warunkach niewykonalnym? Zdaniem Otffinowskiej cesarskie cięcie negatywnie wpływa na subiektywną ocenę porodu przez rodzącą.
23‑letnia studentka Katarzyna, która urodziła prawie pięciokilogramowego syna w Schwedt, cesarskiego cięcia domagać się nie musiała. Lekarze uznali, że tak duże dziecko może podczas porodu zagrozić życiu matki.
– W tym samym czasie moja kuzynka rodziła dziecko w znanym szpitalu w Warszawie – mówi kobieta. – Jej córeczka też ważyła prawie pięć kilogramów. O cesarskim cięciu nie było mowy. Kiedy o nie zapytała, usłyszała, żeby wybiła sobie z głowy fanaberie. A potem przeszła kilkunastogodzinne piekło. Kiedy po długim cierpieniu zapytała w końcu lekarza, dlaczego skazał ją na taką traumę, ten przyniósł jej plik broszur fundacji Rodzić po Ludzku. – Bardzo doceniam to, co fundacja zrobiła dla polskich kobiet w ciągu ostatnich lat – wyjaśnia Katarzyna. – Tyle tylko, że nie wzięła pod uwagę, iż nie wszystkie przyszłe mamy mają skłonności martyrologiczne. A według fundacji, jak mi się wydaje, powinny mieć.
Niewątpliwie dzięki akcji „Rodzić po Ludzku” w polskich szpitalach coraz rzadziej jęki przyszłych matek mieszają się z pradawnym okrzykiem położników: „No przyj, kurwo, przyj!”. Dzięki niej wiemy, jak rodziły Polki dawniej i jak rodzą teraz, a także że w polskich szpitalach wciąż jest wiele do zrobienia. Istnieje jednak spora rozbieżność między tym, co kobieta uznaje za dobre, a tym, co za dobre uznają dla niej ideolodzy, którzy nie chcą zauważyć, że poród siłami natury w domowym zaciszu nie jest marzeniem wszystkich.
– Nie ma większego stresu dla matki i jej dziecka niż nieoczekiwane komplikacje przy porodzie naturalnym – zauważa doktor Południewski. – Komplikacje, które dla noworodka mogą skończyć się na przykład niedotlenieniem lub ciężkimi uszkodzeniami ciała.
Doktor Południewski przypomina też (o czym wielu ginekologów nie chce pamiętać), że jednym z najistotniejszych powodów zmniejszania się w Polsce śmiertelności okołoporodowej noworodków jest właśnie coraz częstsze stosowanie cesarskich cięć.
Pobożne życzenia
Czy zatem jest jakakolwiek szansa dla kobiet, które nie chcą cierpieć na oddziałach położniczych w kraju, gdzie większość ginekologów uważa, że poród musi oznaczać cierpienie?
W listopadzie ubiegłego roku przy Ministerstwie Zdrowia został powołany zespół zajmujący się obecnie opracowaniem standardów okołoporodowych, z których ma jasno wynikać, za co matka będzie musiała płacić, a za co nie, co wolno jej będzie zrobić, a czego nie. Nowe przepisy być może uregulują również to, że nie będzie się Polkom skakać po brzuchu i że będą mogły bez przeszkód rodzić w wodzie albo w kucki. Jednak nie łudźmy się, nie sprawią, że lekarze częściej niż dziś będą sięgać po znieczulenie*.
– Niewiele się zmieni, dopóki sami lekarze nie zmienią mentalności i stosunku do swoich pacjentek, nie zaczną zwyczajnie współczuć kobietom i traktować je tak jak robią to już na Zachodzie, po partnersku – uważa Grzegorz Południewski. – I nie będą wszystkiego zwalać na trudne warunki pracy oraz brak anestezjologów.
Zdaniem Południewskiego polskie szpitale znacznie lepiej niż dziś radziłyby sobie finansowo, właśnie gdyby zatrudniły więcej anestezjologów. Zaczęłyby szybko na siebie zarabiać, bo do takich szpitali przyszłe matki Polki waliłyby jak w dym. Bo wtedy wcale nie musiałyby wyjeżdżać na zakupy do niemieckiego Schwedt.
– Tak czy siak, te Polki, które rodzą dziś we własnym kraju, muszą się wreszcie zacząć domagać swoich praw, przede wszystkim prawa do tego, by traktowano je godnie – radzi profesor Eleonora Zielińska z Uniwersytetu Warszawskiego. – Tak jak powinny domagać się wyjaśnień, zawsze na piśmie, dlaczego ich życzenia nie są spełnione, by później ewentualnie swoich roszczeń dochodzić przed sądem. I dotyczy to także życzenia, w jaki sposób możemy i chcemy rodzić. Bo ten wybór powinien przede wszystkim należeć do kobiety.
- Choćby dlatego, że w opracowywaniu standardów czynny udział bierze... fundacja Rodzić po Ludzku
Anna Szulc
Według znanego brytyjskiego położnika profesora Nicholasa Fiska ryzyko poważnego uszkodzenia płodu – ze zgonem w wyniku niedotlenienia płodu włącznie – wynosi przy porodzie naturalnym 1 na 1750 przypadków. Ryzyko innych uszkodzeń (mniejszych) określa się na 1 na 550 porodów. Przy cięciu cesarskim elektywnym (to znaczy bez objawów zagrożenia płodu) ryzyko to wynosi 1 na 4000 porodów. Ryzyko powikłań przy cięciu jest więc ponaddwukrotnie niższe niż podczas porodów naturalnych.