PolskaPoradziłem sobie

Poradziłem sobie

W Gdańsku wyrzuciłem wszystkich, którzy wam się mogli nie podobać – Borusewicza, Walentynowicz. Wyczyściłem – miał powiedzieć Lech Wałęsa podczas rozmowy z wysłannikami władz stanu wojennego.

22.06.2006 | aktual.: 22.06.2006 10:45

Rozmowę prowadzili płk Hipolit Starszak, szef Biura Śledczego MSW, oraz płk Bolesław Kliś, prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Wysłannikom PRL-owskich władz chodziło głównie o to, by lider Solidarności podpisał oświadczenie, że został pouczony o obowiązujących przepisach prawa i zobowiązał się do ich przestrzegania. Szef związku stanowczo odmówił złożenia jakiegokolwiek podpisu. "Nie wyraził zgody na podpisanie oświadczenia, twierdząc, że "od czterech lat niczego nie podpisuje" – raportowali potem wspólnie Starszak i Kliś. Mimo to spotkanie z pułkownikami przeciągnęło się, bo panowie wdali się w dysputę polityczną.

Dlaczego daliście Rulewskiemu

Sporządzony w resorcie spraw wewnętrznych 36-stronicowy zapis tej rozmowy zachował się i jest przechowywany w Instytucie Pamięci Narodowej. Jego treść budzi wiele pytań. Jedno z najważniejszych brzmi: czy przywódca Solidarności w kontaktach z przedstawicielami władz PRL nie przekraczał granic, których nie powinien przekraczać symbol ówczesnej opozycji. Otóż jak wynika z zapisu rozmowy, Lech Wałęsa wprawdzie konsekwentnie wykręcał się od respektowania dławiącego prawa stanu wojennego, ale przy okazji dyskusji z funkcjonariuszami państwa przypomniał im, ile zrobił dla władz PRL. Ma pan dowody na to, że robiłem porządek. W Gdańsku wyrzuciłem wszystkich, którzy wam się mogli nie podobać – Borusewicza, Walentynowicz– mówił. Bogdan Borusewicz i Anna Walentynowicz byli działaczami Wolnych Związków Zawodowych i dzięki nim Sierpień ’80 zakończył się sukcesem.

Według zapisu Wałęsa mówił dalej: Walentynowicz za bardzo się mieszała, a jednocześnie bardzo mi przeszkadzała. Przyznaję się do tego. Ja naprawdę nie mam ambicji przewodzenia.Prokurator: Walentynowicz to nie jest osoba, która mogłaby przewodzić.Wałęsa: Wiedziałem, że to się władzy nie podoba. Prokurator: Mogło się nie podobać albo mogło podobać.Wałęsa: Nie zarzuci mi pan nic, że w Gdańsku miał pan jednego człowieka, który wam się mógł nie podobać. Wyczyściłem. Nie zarzuci mi pan, że tam, gdzie miałem wpływ, to znaczy w prezydium K. K. [Komisja Krajowa NSSZ „S”– przyp. red.], które dobierałem, dobrałem jednego człowieka, który wam nie odpowiadał. Pytałem nawet. Myśli pan, że odsunięcie Onyszkiewicza, Modzelewskiego czy Gwiazdy to była łatwa sprawa? Poradziłem sobie jednak. A że nie mogłem załatwić pozostałych, bo nie zrobię wyborów w Warszawie, niech to robi ktoś inny. To był demokratyczny związek, więc nie mogłem. Jednocześnie wiedziałem, że jest bardzo leciutko, ledwie siedzi Rulewski, Jurczyk,
Kopaczewski i wielu innych [osoby wymieniane przez Wałęsę to w większości opozycyjni „jastrzębie” – przyp. red.]. Jakieś większe spotkania rozliczeniowe i oni spadali.
Dyrektor Biura Śledczego: Jednak zanim spadli, to zwyciężyła linia, która jest różna od tego, o czym pan mówi.Wałęsa: Zgadza się. Ale czy wy nie macie sobie nic do zarzucenia? Dam ewidentny przykład. Jadę do Rzeszowa na strajk rolników, który trwa dwa miesiące. Rząd wszystko akceptuje. Pierwszy punkt – związki rolników. Dzwoni do mnie Rakowski i Ciosek – związki rolników nie przejdą. Klękam i z płaczem tłumaczę ludziom – nie będzie związków rolników indywidualnych. Za dwa tygodnie panowie jadą do Bydgoszczy i Rulewskiemu dają bez niczego rolników indywidualnych. Czy lepiej nie było przedzwonić do mnie i powiedzieć: "Lechu, sytuacja cholerna, przyjedź, żeby to było przy tobie, że to tobie dajemy, nie jemu". Wtedy wstaje mi taki Rulewski czy inny i mówi: "Przez dwa miesiące nie załatwiłeś żadnego punktu, a ja ci pokazałem, jak należy
załatwiać".

Wyłączyć Wachowskiego

Fragment rozmowy dotyczy Mieczysława Wachowskiego, byłego cinkciarza, później kierowcy przewodniczącego związku. Po internowaniu Wałęsy 13 grudnia 1981 r. Wachowski otoczył opieką rodzinę szefa Solidarności. Jak wynika z zapisu spotkania, 13 listopada 1982 r. Wałęsa rozmawiał z pułkownikiem o nazwisku Kuca, ustalając, by kontakty z nim odbywały się za pośrednictwem Mieczysława Wachowskiego. W nawiązaniu do tych ustaleń dyrektor Biura Śledczego zwrócił się do Wałęsy z prośbą, "żeby Wachowskiego z tego kontaktu wyłączyć". Dlaczego? Myślę o panu Wachowskim w tym kontekście, że on jest plotkarz – mówi Starszak. – Po co niektóre sprawy mają mieć więcej uczestników, niż to jest potrzebne.I proponuje, by szef związku dzwonił bezpośrednio do komendanta wojewódzkiego w Gdańsku bądź jego zastępcy.

Kapral Wałęsa

Do opisywanej rozmowy doszło 14 listopada 1982 r. w Warszawie. Prawie tydzień wcześniej, 8 listopada, Wałęsa z miejsca odosobnienia w Arłamowie wystosował do gen. Wojciecha Jaruzelskiego list z propozycją spotkania i "poważnego przedyskutowania interesujących tematów". List podpisał słynnym "kapral Wałęsa". Rozmowa sondażowa z Wałęsą, którą natychmiast przeprowadził Czesław Kiszczak, sprawiła, że Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego postanowiła wypuścić lidera Solidarności z izolacji. Tę decyzję obwieściła 11 listopada 1982 r. Trzy dni później Lecha Wałęsę przewieziono z Bieszczad do stolicy. Tam właśnie w siedzibie Naczelnej Prokuratury Wojskowej czekali na szefa Solidarności Starszak i Kliś. Hipolit Starszak (po szkole KGB w Moskwie, zaufany szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka, późniejszy zastępca prokuratora generalnego) nie przypomina sobie rozmowy prewencyjnej z Wałęsą w Warszawie, ale jej nie wyklucza. – W tej sytuacji pozostają nam dokumenty. Dokumentom należy wierzyć – mówi "Ozonowi". Pamięta natomiast,
że z Bolesławem Klisiem przeprowadzał z Wałęsą rozmowę ostrzegawczą w siedzibie komendy wojewódzkiej MO w Gdańsku. Lider Solidarności był przywoływany do porządku w związku z jego kontaktami z nielegalną Tymczasową Komisją Koordynacyjną (TKK). – Mówiliśmy: Niech się pan powstrzyma od tych działań, panu grożą konsekwencje karne, innym grożą. Wałęsa był trudnym rozmówcą. - Odpowiadał na pytanie, a przy następnym pytaniu padała odpowiedź wykluczająca poprzednią– opowiada "Ozonowi". – Zakończyliśmy tę sympatyczną zresztą rozmowę bez żadnych konkluzji. Były jeszcze propozycje dotyczące tego, czy nie zamierza się aktywizować politycznie w wojewódzkim PRON. Wyraził zainteresowanie, z pewnością nie blefował. Ale ta propozycja, która wtedy wchodziła w rachubę, była dla niego zbyt skromna.

Zapis wiarygodny

Do liczącego 36 stron zapisu rozmowy dotarło już kilku badaczy i historyków IPN. Dokument ma być opublikowany w jednym z najbliższych wydawnictw IPN, z wprowadzeniem Grzegorza Majchrzaka, który dotarł do tego materiału jako pierwszy. Znaleziskiem zajmuje się także Antoni Macierewicz w ramach projektu badawczego na temat KOR. Zapis rozmowy, z którego korzystamy, stanowi fragment jego pracy naukowej, której fragmenty teraz publikuje w "Głosie". Lech Wałęsa powiedział „Ozonowi”, że stenogram miesza jego prawdziwe wypowiedzi z wymyślonymi. Jego zdaniem materiał jest prowokacją, która może mieć związek z fałszywkami przygotowywanymi przez SB w momencie, gdy jako przywódca Solidarności stał się poważnym kandydatem do Nagrody Nobla. Historycy IPN z dyrektorem Biura Edukacji Publicznej IPN Janem Żarynem zapewniają, że dokument jest wiarygodny. – Do samego znaczenia rozmowy trzeba podchodzić z dystansem – przestrzega jednak Grzegorz Majchrzak. Wałęsa był znany z tego, że wielokrotnie zmieniał zdanie, a rozmowy z
przedstawicielami władz mógł traktować jako część swej gry.

Innego zdania są tacy dawni działacze opozycji, jak Anna Walentynowicz, którzy w zapisie rozmowy widzą potwierdzenie swoich ustaleń, że Wałęsa dogadywał się z wysokimi funkcjonariuszami PZPR.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)