Popijawa na brytyjskiej budowie skończyła się tragedią
Wódka na budowie i ukryte zwłoki w lesie... Choć brzmi to jak scenariusz filmu, ta historia wydarzyła się naprawdę. Ekipa polskich budowlańców remontowała dom. Jeden z nich spadł z drabiny i zmarł. Spanikowani koledzy wywieźli ciało do lasu. Tam znalazł je pewien brytyjski lord.
Ta tragiczna historia wydarzyła się w styczniu ubiegłego roku. Polska ekipa remontowała dom w okolicach Maidenhead w hrabstwie Berkshire. Było zimno, więc fachowcy rozgrzewali się popijając wódkę. Każdy kupił sobie po butelce. W pewnym momencie, jeden z nich, podczas schodzenia z wysokiej drabiny spadł na ziemię. Upadając mężczyzna złamał kilka żeber i przebił sobie płuco. Budowlaniec zmarł na miejscu.
Koledzy Ryszarda K. wpadli w panikę. Postanowili działać. Ciało zapakowali do furgonetki i pojechali w wiejskie rejony, aby ukryć ciało kompana. Niestety, po drodze samochód się zepsuł. Panowie wyjęli więc ciało zmarłego kolegi i przenieśli je do oddalonego o kilkadziesiąt metrów lasu.
Cztery dni później na zwłoki polskiego budowlańca, podczas polowania natknął się lord Burnham, syn Hugh Lawsona, który w latach 70 i 80 był dyrektorem generalnym dziennika "Daily Telegraph" i rzecznikiem dyscypliny w Izbie Lordów. Burnham od raz zawiadomił policję. Na miejscu zjawili się też lekarze i helikopter. Szybko potwierdzono, że mężczyzna nie żyje od kilku dni. Sekcja zwłok wykazała krwotok opłucnej i wysokie stężenie alkoholu we krwi.
Podczas śledztwa ustalono, że Ryszard K. spadł z około dwóch metrów, jednak na tyle nieszczęśliwie, że obrażenia okazały się śmiertelne. Kierownika prac remontowych nie było w tym dniu na miejscu, nie wiedział też, że pracownicy piją wódkę podczas pracy. Przesłuchano wszystkich członków ekipy budowlanej. Polacy zostali oskarżeni o utrudnianie pracy koronera.
- Zarzuty nie mają związku ze śmiercią pana Ryszarda K., która oficjalnie uznana została za wypadek. Mają one związek z czynnościami jakich dopuścili się oskarżeni wobec zwłok. Pamiętajmy, że nie zgłoszenie śmierci danej osoby na policji czy do biura koronera jest również przestępstwem - mówi koroner Richard Hulett.
Małgorzata Słupska