Ponad 3 tys. osób wyszło na ulice Warszawy
XIII Wielka Manifa Warszawska dotarła po południu przed sejm, gdzie jej najmłodsi uczestnicy - dziewczynka i chłopiec - przecięli symboliczną pępowinę, łączącą Sejm z Kościołem. Manifestacja przebiegła spokojnie, jej uczestnicy zaczęli się rozchodzić.
11.03.2012 | aktual.: 11.03.2012 14:57
W manifestacji - według służb porządkowych - wzięło udział w tym roku ponad 3 tys. osób.
Manifa - organizowana z okazji Dnia Kobiet przez środowiska feministyczne - rozpoczęła się przed Pałacem Kultury i Nauki. Następnie jej uczestnicy przeszli przed sejmem, gdzie się zakończyła.
W tym roku manifestacja odbywała się pod hasłem rozdziału państwa od Kościoła - "Przecinamy pępowinę!".
Uczestnicy Manify sprzeciwiali się wydawaniu pieniędzy z budżetu na jednorazowe imprezy takie jak Euro 2012 i na finansowanie Kościoła, który ich zdaniem prowadzi politykę antykobiecą. Jej organizatorki przekonywały, że jeśli jest kryzys, to oszczędzać powinni wszyscy, tymczasem oszczędza się przede wszystkim na polityce socjalnej, zdrowotnej, edukacji, zapobieganiu przemocy itp.
Jak co roku, organizatorki Manify zwracały uwagę na problem z dostępem do żłobków i przedszkoli, likwidowanie szkół, złe warunki pracy, zatrudnianie na tzw. umowach śmieciowych. Mówiły także o dostępie do aborcji, in vitro, antykoncepcji.
- Chcemy, żeby w demokratycznym kraju kobiety były wolne i mogły same o sobie decydować - mówiła Elżbieta Korolczuk z Porozumienia Kobiet 8 Marca.
Manifestanci nieśli transparenty z hasłami: "Nie igrzysk nam trzeba lecz żłobków i chleba", "Etaty dla kobiet nie dla księży", "Kobiety na boiska", "Ważniejsza matka niż koloratka" i "Chcemy zdrowia nie zdrowasiek".
Uczestnicy Manify, wśród których nie brakowało mężczyzn, mówili, że biorą w niej udział, by przypomnieć, że kobiety wciąż nie mają takich samych praw jak mężczyźni, jest ich za mało wśród polityków i na wysokich stanowiskach w biznesie. Ich zdaniem Dzień Kobiet to dobra okazja, by głośno się upomnieć o równouprawnienie, a Manifa jest potrzebna, by zwracać uwagę na problemy kobiet.
W pochodzie uczestniczyła specjalnie przygotowana dla dzieci platforma, gdzie mogły się bezpiecznie pobawić pod fachową opieką.
W Manifie - podobnie jak w ubiegłych latach - wzięły udział w m.in. przedstawicielki Związku Nauczycielstwa Polskiego, Wolnego Związku Zawodowego Sierpień '80 i OPZZ. Były także przedstawicielki Kongresu Kobiet.
W manifestacji uczestniczyli też politycy, m.in. SLD i Ruchu Palikota. Wśród uczestników byli m.in. Janusz Palikot, Wanda Nowicka i Joanna Senyszyn.
Manifa przebiegła spokojnie. Pierwszy raz od kilku lat nie zorganizowano kontrmanifestacji.
"My też jesteśmy oburzone"
Około 150 osób wzięło udział w trójmiejskiej Manifie, która odbyła się w niedzielę w Gdyni pod hasłem "My też jesteśmy oburzone". Uczestnicy zaapelowali do trójmiejskich samorządów o przyjęcie Europejskiej Karty Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym.
Uczestnicy Manify zebrali się przed gdyńskim Urzędem Miasta i ul. Świętojańską przeszli w pobliże Skweru Kościuszki. Manifestujących, wśród których była m.in. gdańska radna Jolanta Banach z SLD oraz gdyński poseł Robert Biedroń z Ruchu Palikota, prowadził zespół bębniarzy. Po drodze skandowano feministyczne hasła. Wielu uczestników niosło transparenty z napisami, m.in.: "Jestem feministą", "Gdynia jest kobietą", "Na stadiony kasa leci, gdzie żłobki dla naszych dzieci".
- Manifestujemy nasze oburzenie z powodu tego, iż - mimo stosownych zapisów w konstytucji - kobiety nie są równo traktowane: kobiety zarabiają wciąż mniej od mężczyzn, głównie dla mężczyzn buduje się też stadiony czy drogi - powiedziała dziennikarzom jedna z organizatorek marszu Lidia Makowska.
Dodała, że manifestacja ma być wyrazem sprzeciwu wobec tego, że w Polsce wciąż zbyt mało pieniędzy wydaje się na to, by polepszyć dostęp do żłobków oraz przedszkoli, zapewnić bezpieczeństwo kobietom czy edukować Polaków tak, by dostrzegali nierówności i chcieli im przeciwdziałać.
Jeszcze przed wyruszeniem sprzed Urzędu Miasta organizatorzy odczytali apel do trójmiejskich samorządów, aby te podpisały się pod założeniami Europejskiej Karty Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym. - Jak dotąd podpisało ją ponad 1000 europejskich samorządów, a w Polsce tylko jeden miasto - powiedziała dziennikarzom Makowska.
Prezydent Gdyni Wojciech Szczurek powiedział uczestnikom Manify, że zapoznał się z Kartą. Ocenił ją jako bardzo nowoczesny i przydatny dokument. "Ja jestem za jej przyjęciem, ale sam nie mogę decydować, powinna to zrobić rada miasta, przedstawię jej tę propozycję" - powiedział Szczurek.
Pierwotnie gdyńska Manifa miała się zakończyć na nadmorskiej części Skweru Kościuszki. Ponieważ jednak w miejscu planowanego zakończenia zgromadziło się kilkudziesięciu narodowców, którzy chcieli urządzić kontrmanifestację (mieli pozwolenie od samorządu na pikietę), organizatorzy Manify postanowili zakończyć swój marsz kilkadziesiąt metrów wcześniej.
Organizatorem tegorocznej Manify była Trójmiejska Akcja Kobieca, czyli nieformalna inicjatywa podejmująca działania na rzecz "poprawy sytuacji kobiet i upowszechniania polityki równościowej w trójmiejskich samorządach". Manifa odbyła się w Trójmieście po raz ósmy. Po raz pierwszy marsz ten, zwykle odbywający się Gdańsku, zorganizowano w Gdyni.
Europejska Karty Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym została przyjęta w 2006 r. przez Radę Gmin i Regionów Europy. Karta jest zbiorem zasad dotyczących poszanowania praw kobiet i mężczyzn. Samorządy, które ją podpisują, zobowiązują się m.in. do tego, że będą kształtować swoje budżety tak, aby brały pod uwagę potrzeby obu płci; podejmą działania zwalczające przemoc wobec kobiet; powołają pełnomocników ds. równego statusu kobiet i mężczyzn oraz będą podejmować różnego typu (w tym np. edukacyjne) działania promujące równe traktowanie wszystkich mieszkańców.
Organizowane tradycyjnie z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet feministyczne marsze odbyły się też m.in. w Warszawie, Łodzi, Krakowie, Poznaniu i Toruniu.