Pomnik z kości powstanie w miejscu dawnego obozu pracy
Kiedy przed trzema tygodniami nad Pustkowem pod Dębicą rozszalała się wichura, wiatr połamał i powywracał drzewa na Górze Śmierci, która przed ponad 60 laty była miejscem kaźni tysięcy więźniów hitlerowskiego obozu pracy. Pod korzeniami jednego z drzew, komisja badająca skalę zniszczeń pogodowych, natknęła się na mnóstwo fragmentów kości ludzkich, wymieszanych z popiołem i piachem. Przed laty o kilka kroków od tego miejsca znajdowało się krematorium, w którym palono ofiary obozu. Natychmiast wezwano prokuraturę i policję, która prowizorycznie zabezpieczyła znalezisko przed deszczem. Pozostał problem – co zrobić ze szczątkami ofiar obozu - informuje "Gazeta Krakowska".
16.08.2007 07:46
Tego samego dnia telefonowaliśmy do Mirosława Przewoźnika z prośbą, by przyjechał na miejsce i doradził – mówi wójt Rokosz. Odmówił, wytłumaczył się brakiem czasu i stwierdził, że będzie nas oczekiwał w urzędzie. Już następnego dnia w siedzibie Wojewódzkiego Komitetu Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Rzeszowie pojawiła się delegacja urzędu gminy, która przedstawiła szereg propozycji, wśród nich także sformowania betonowej niecki, w której umieszczone zostaną znalezione kości ludzkie, a całość przykryta szkłem i opatrzona stosownym napisem.
Propozycje zostały przedstawione także na piśmie, na które gmina właśnie otrzymała odpowiedź: "Informuję jednocześnie, że uważam za niestosowne umieszczenie odnalezionych szczątków ludzkich w oszklonej misie. (...) Kości ofiar obozu znajdują się prawdopodobnie w wielu miejscach Góry Śmierci. Czy w przypadku ich odnalezienia w przyszłości planują Państwo ustawienie większej liczby takich elementów?" – pisze Mirosław Przewoźnik. Z kolei Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady Pamięci i Ochrony Walk i Męczeństwa, za prawdziwą uznał plotkę, jakoby gmina chciała budować pomnik z kości i nieistniejący pomysł skrytykował.
Stanisław Rokosz mówi, że jest mu co najmniej przykro, bo władze gminy od lat robią wszystko, by miejsce hekatomby znalazło swoją oprawę. Przed rokiem pomysł częściowej rekonstrukcji obiektów obozowych został publicznie wyśmiany i skrytykowany przez Andrzeja Przewoźnika. Od tego czasu relacje między władzami gminy a instytucją odpowiedzialną za pamięć narodową stały się chłodne. W lutym tego roku gmina wystosowała do władz wojewódzkich wniosek, by teren obozu i Górę Śmierci uznać za cmentarz wojenny. Odpowiedź rozwiewała złudzenia – za cmentarz można uznać tylko szczyt Góry Śmierci, jako miejsce ostatnich chwil ok. 15 tys. więźniów obozu. Z zastrzeżeniem, że uznanie tego miejsca za cmentarz wojenny nie znaczy jeszcze, że gmina otrzyma od ROPWiM jakiekolwiek pieniądze na jego utrzymanie.
Wójt Rokosz zapewnia, że nie chodzi mu o pieniądze, ale zagospodarowanie i upamiętnienie tego miejsca, które w tej chwili jest miejscem plenerowych libacji lumpów i ćwiczeń młodocianych amatorów motocrosu. Każda nasza inicjatywa jest torpedowana i wyśmiewana, nasze propozycje krytykowane – mówi z żalem. A my oczekujemy pomocy, rady, wskazówki, wsparcia. A o etyce najłatwiej mówi się zza biurka, bo z Rady nikt nigdy nie był w tym miejscu.