Pomaga uchodźcom i mówi o buncie Ukraińców w Polsce. "Pułapka rządu"

Władze Ukrainy liczą, że nakłonią mężczyzn do powrotu do kraju i udziału w wojnie. - Te przepisy o dokumentach to pułapka. Ludzie nie chcą wracać - mówi nam Uljana, Ukrainka, pomagająca uchodźcom ze swojego kraju. Wyjaśnia powód chaosu w polskich punktach konsularnych.

Punkt paszportowy w Warszawie
Punkt paszportowy w Warszawie
Źródło zdjęć: © WP | Mateusz Czmiel
Tomasz Molga

25.04.2024 06:03

Szef ukraińskiego MSZ Dmytro Kułeba oświadczył, że usługi konsularne dla Ukraińców w wieku poborowym za granicą zostały wstrzymane. Potwierdza to także komunikat ambasady ukraińskiej w Polsce. Jednak w punktach obsługi konsularnej trwa ogromne zamieszanie. Jak relacjonowaliśmy, mężczyźni nie mogą już otrzymać dokumentów o nowym, przedłużonym terminie ważności.

Ukraińcy reagują. "Pułapka rządu"

- Aby dostać prawo jazdy, paszport czy dowód tożsamości z nowym terminem ważności, obywatel Ukrainy musi przedstawić zaświadczenie o wpisie do wojskowych rejestrów związanych z mobilizacją. Taki dokument można otrzymać tylko w Ukrainie. Faceci, którzy teraz się tłoczą w urzędach, zdają sobie sprawę, że jak pojadą po papier, to władze już ich nie wypuszczą - mówi WP Uljana.

- Oczywiście, że to pułapka rządu. Chodzi o ustawę o mobilizacji, której przepisy zaczynają obowiązywać w maju. Nasi politycy liczą, że osoby bez ważnych dokumentów będą musiały wrócić do kraju albo w przyszłości zostaną deportowane - dodaje.

Nasza rozmówczyni mieszka w Polsce od wielu lat. Jej mąż wrócił do kraju tuż po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji. Był członkiem ochotniczej obrony terytorialnej. Zginął dwa lata temu podczas gaszenia pożaru po rosyjskim ostrzale.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Odmawiają przedłużania dokumentów. Czy Ukraińcy muszą wracać do kraju?

Ukrainka podkreśla, że aktualny paszport, dowód osobisty czy prawo jazdy są potrzebne, aby uczyć się, pracować czy wynająć mieszkanie w Polsce albo podróżować po UE. Komentuje, że Ukraińcy chcą zachować obywatelstwo kraju oraz ważne dokumenty. Dlatego działania ukraińskiego MSZ wzbudziły tak wielkie kontrowersje.

Jak ustaliła WP, obawy Ukraińców o deportację są przedwczesne. Nawet osoby z nieaktualnymi dokumentami korzystają z tzw. ochrony czasowej. Pobyt w Polsce wszystkich obywateli, którzy wyjechali, uciekając przed wojną, jest uznawany za legalny do 30 czerwca 2024 roku - podaje Urząd do Spraw Cudzoziemców oraz Straż Graniczna. Termin ten jest sukcesywnie przedłużany w związku z działaniami wojennymi prowadzonymi na terytorium Ukrainy - informują rządowe serwisy.

Prawa przysługujące w ramach systemu tymczasowej ochrony to zezwolenie na pobyt, dostęp do rynku pracy, zakwaterowania i pomocy medycznej oraz dostęp dzieci do edukacji. W całej UE ponad 4,2 mln osób z Ukrainy korzysta z mechanizmu tymczasowej ochrony. 1,2 mln osób żyje w Niemczech, a Polsce jest to 900 tys. osób. Te liczby nie dotyczą Ukraińców, którzy zamieszkali w UE przed lutym 2022, czyli początkiem rosyjskiej napaści - jest ich 2,2 mln.

Nastroje Ukraińców niewesołe. "Przymusówka" nie zadziała

- Nastroje są takie, że wielu Ukraińców ma już dość tej wojny, a już rodziny, mające teraz kogoś na froncie to najbardziej - komentuje Uljana. - Są Ukraińcy, którzy znaleźli dobrą pracę, mają w Polsce mieszkania na kredyt. Gdzie tacy wrócą? Trudno zmusić kogokolwiek do udziału w obronie kraju, gdy jest powszechny strach przed śmiercią i losem "mięsa armatniego". Taką "przymusówką" nie uda tego zrobić - dodaje.

Jaj zdaniem, wielu uchodźców jest rozczarowanych ujawnianymi w kraju aferami, korupcją, "brudem polityki". - Uważa się, że rząd ściga zwykłych ludzi, podczas gdy dzieci polityków i bogaczy nie muszą walczyć. Część ludzi nie wróci na Ukrainę, bo nie ma do czego. Jak pojechałam do domu, to sąsiedzi krytykowali mnie: a ty tu czego, wracaj, gdzie byłaś - zwierza się Ukrainka.

Ambasada Ukrainy w Polsce nie odpowiedziała WP na prośbę o udzielenie komentarza. Komunikat o skutkach ustawy o mobilizacji pojawił się na Facebooku ukraińskiej placówki.

Czytamy w nim, że "23 kwietnia Ministerstwo Spraw Zagranicznych tymczasowo przestało obsługiwać nowe wnioski o działania konsularne dla kategorii obywateli Ukrainy określonej w nowej ustawie - mężczyźni 18-60 lat. To tymczasowy krok w celu rozwiązania problemów dotyczących rachunkowości wojskowej, ustaleniem liczby obywateli w wieku mobilizacyjnym przebywających za granicą" - informują dyplomaci.

"Chłopaki w okopach są zmęczeni"

W opinii wojskowych ekspertów ukraińska armia od miesięcy zmaga się z brakiem amunicji, ale też wystarczającej liczby żołnierzy. Władze Ukrainy podały, iż w rejestrach poborowych brakuje około 650 tys. mężczyzn, którzy wyjechali na Zachód, choć podlegają mobilizacji.

- Ukraińcy nie wytrzymają w obronie dłużej niż miesiąc czy dwa. Wojska Putina atakują i wiedzą, że obrońcom brakuje rakiet i amunicji artyleryjskiej - komentował jeszcze przed przegłosowaniem amerykańskiej pomocy gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych w Polsce. Od ponad pół roku alarmował, że mobilizacja ukraińskiej armii jest opóźniona, a to może się skończyć katastrofą na froncie.

Tymczasem szef ukraińskiego MSZ Dmytro Kułeba, komentując zawieszenie usług konsularnych dla ukraińskich mężczyzn, nazwał to krokiem w kierunku sprawiedliwości. "Chłopaki w okopach są bardzo zmęczeni". Minister w środę zwierzył się mediom, iż zdaje sobie sprawę z krytyki wprowadzonego rozwiązania. Kilkoro ukraińskich prawników uznało działania MSZ za "naruszenie praw człowieka" - donosi ukraińska agencja Unian.

- Walczący żołnierze nie rozumieją, dlaczego rząd nie stara się przyciągnąć większej liczby ludzi do udziału w wojnie - ripostował polityk. Wskazał, że nie jest jasne, ilu mężczyzn teraz powróci, jednak "jest niedopuszczalne, że część Ukraińców siedzi w restauracjach za granicą, podczas gdy inni umierają".

Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski

Zobacz także