PolskaPółtora tysiąca dzieci ulega wypadkom na wsi

Półtora tysiąca dzieci ulega wypadkom na wsi

9-latek utopił się w niezabezpieczonym zbiorniku z gnojowicą, 8-latka zginęła pod kołami traktora prowadzonego przez jej pijanego ojca, pokrywa prasy rolującej o mało nie zabiła 11-latka, który w ciężkim stanie trafił do szpitala. To tylko kilka wypadków z udziałem dzieci, do których doszło w ostatnim czasie. Co zrobić, aby do takich tragedii nie dochodziło?

Półtora tysiąca dzieci ulega wypadkom na wsi

11.07.2008 | aktual.: 11.07.2008 16:54

Dane GUS pokazują, że w pierwszym kwartale tego roku doszło do 7 tys. wypadków, w tym 28 śmiertelnych, w rodzinnych gospodarstwach rolnych. Najwięcej wypadków odnotowano w woj. lubelskim, mazowieckim i zachodniopomorskim. Wprawdzie w porównaniu z pierwszym kwartałem ubiegłego roku liczba zgłoszonych wypadków spadła, to liczba tragedii jest wciąż ogromna.

Szacunki te nie obejmują, niestety, dzieci. Dzieje się tak od czasu, kiedy znowelizowana w kwietniu 2004 r. ustawa o ubezpieczeniu społecznym rolników ograniczyła grono osób uprawnionych do jednorazowego odszkodowania z tytułu wypadku przy pracy rolniczej. W tej grupie znalazły się też dzieci. Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego nie prowadzi też takiej ewidencji wypadków. Można jednak założyć, że rocznie jest ich ok. 1500 - tyle odnotowano w 2003, kiedy KRUS prowadził jeszcze statystyki obejmujące dzieci. Roman Giedrojć, zastępca głównego inspektora pracy do spraw nadzoru, mówi że wśród poszkodowanych w wypadkach rolniczych ciągle jest wiele dzieci.

Maszyny jak relikty muzealne

Obraz dzieci pracujących na polskiej wsi jest zwykle ten sam: już siedmiolatki kierują traktorami, a dwu-trzylatki siedzą na błotnikach ciągników. To wtedy najczęściej dochodzi do wypadków, bo maszyny są stare i nieodpowiednio zabezpieczone. - Większość rolników używa sprzętu, który już dawno powinien trafić do muzeum. Niesprawność maszyn powoduje, że ilość zagrożeń jest nieporównywalnie większa niż w pozostałych krajach UE. Jesteśmy daleko za Wielką Brytanią, Irlandią czy Francją – mówi Wirtualnej Polsce Giedrojć. Istotne jest również to, że sprzęt rzadko kiedy jest serwisowany. – Na rolnikach trudno wymusić wykonywanie przeglądów maszyn. Dzieje się tak z prostego powodu - polskie prawo nakazuje przeprowadzanie przeglądów tylko wtedy, gdy maszyna porusza się po drogach publicznych – dodaje.

Polscy rolnicy mogą tylko pomarzyć o nowych maszynach. Są tak drogie, że dla większości nieosiągalne. – Nowy sprzęt jest dużo droższy niż nowe samochody, bo ma więcej skomplikowanych funkcji i jest przystosowany do wykonywania różnych prac w zmiennych warunkach pogodowych – mówi Roman Giedrojć.

W ubiegłym roku inspektorzy pracy skontrolowali ponad 10 tys. gospodarstw. Wśród najczęściej stwierdzanych nieprawidłowości, oprócz niebezpiecznego przewozu ludzi na przyczepach i błotnikach ciągników i kombajnów, znalazły się m.in.: niewłaściwy sprzęg ciągnika z przyczepą, usuwanie zapychającej maszynę słomy przy włączonym napędzie, brak osłon w użytkowanych pilarkach i szlifierkach, brak zabezpieczeń otworów w dołach, stropach i zbiornikach.

Miastowe dzieci też są zagrożone

Przestarzały sprzęt to nie jedyny powód zaniedbań, które prowadzą do rolniczych wypadków z udziałem dzieci. – W czasie żniw, kiedy rolnicy pracują nawet po 16 godzin dziennie, nikt nie ma czasu na pilnowanie dzieci. Maluchy przebywają same na podwórku, które z jednej strony jest miejscem zabaw, a z drugiej warsztatem pracy – podkreśla Giedrojć.

Trzeba jednak podkreślić, że wypadkom ulegają nie tylko dzieci mieszkające na wsi, ale bardzo często dzieci z miasta przyjeżdżające do rodziny na wakacje. – One zupełnie nie umieją poruszać się po gospodarstwie. Są zafascynowane zwierzętami i maszynami, bo jest to dla nich nowość – mówi Giedrojć.

Niepilnowane wpadają do studni, spadają z drabin, okaleczają się piłami tarczowymi, są rażone prądem. W 15% wizytowanych w 2007 roku gospodarstwach inspektorzy pracy stwierdzili powierzanie dzieciom prac wzbronionych. Praca w gospodarstwie odbija się także na rozwoju dziecka. Długotrwałe przybywanie w otoczeniu szkodliwych środków chemicznych, hałasujących maszyn, czy dźwiganie ciężkich przedmiotów, prowadzi często do wielu wad rozwojowych i schorzeń.

Szokujące zdjęcia profesora z Lublina

Jednym z miejsc, w którym lekarze toczą bój o uratowanie życia pokiereszowanych maluchów jest Dziecięcy Szpital Kliniczny w Lublinie. To właśnie tu leczone i rehabilitowane są dzieci z ciężkimi urazami. Do tej placówki nie bez powodu trafia najwięcej cierpiących dzieci - w tym regionie najczęściej dochodzi do wypadków rolniczych. Tylko w pierwszym kwartale tego roku odnotowano ich już prawie tysiąc. Znaczna część tych czarnych statystyk dotyczy dzieci przywożonych na oddział Chirurgii i Traumatologii lubelskiego szpitala. Oddziałem kieruje prof. dr hab. Jerzy Osemlak, który widział już wiele dramatów. Jego dokumentacja zdjęciowa urazów jest szokująca. Poszarpane twarze, zmiażdżone kończyny, urwane palce, oskalpowane główki – fotografie, obok których nie można przejść obojętnie. W tym roku zdjęcia profesora zostały zaprezentowane podczas konferencji inaugurującej początek kampanii „Lato na polu” organizowanej przez Państwową Inspekcję Pracy.

Od wielu lat prof. Osemlak stara się o powołanie do życia Ośrodka Leczenia, Rehabilitacji i Wybudzeń Dzieci po Urazach w Poniatowej koło Lublina. Skąd taki pomysł? - Wraz z postępem medycyny coraz częściej udaje się ratować życie dzieci ciężko poszkodowanych np. w rolnictwie. Stopniowo zmniejsza się więc ich śmiertelność, ale jednocześnie powstaje problem leczenia, rehabilitacji czy też wybudzeń tych dzieci. Jeśli nie powstanie taki ośrodek, a więc nie stworzy się chorym szans na poprawę stanu zdrowia zapewniając wielo- i wysoko specjalistyczną pomoc poszpitalną, to będą oni skazani na kalectwo, śpiączkę pourazową – mówił w wywiadzie dla PIP prof. Osemlak. Choć projekt ośrodka o zasięgu ponadregionalnym uzyskał dwa lata temu rządowe poparcie to plany nie mogły być przedstawione w Sejmie. Powodem było wejście w życie nowej ustawy o decentralizacji środków budżetowych państwa na poszczególne województwa.

Nie tylko lekarze, ale także inspektorzy robią wszystko, aby przestrzegać mieszkańców wsi przed niebezpieczeństwami związanymi z pracą w gospodarstwie. Dla dorosłych organizują wykłady, spotkania, konkursy, a dzieciom rozdają komiksy i książeczki. – Staramy się pokazywać im zagrożenia w formie, którą najlepiej przyswoją. Kolorowe obrazki oddziaływują na podświadomość dziecka, co może uchronić je w przyszłości od wypadku – przekonuje Giedrojć.

Rolnicy nie chcą się badać

Naprzeciw rolnikom wychodzi coraz więcej samorządów, które korzystając z dotacji unijnych organizują kolonie i sezonową opiekę nad dziećmi. Do pomocy włączają się sołtysi, księża, strażacy i harcerze. Zdaniem Romana Giedrojcia, dobrym pomysłem na dotarcie do rolników, byłoby organizowanie spotkań z ofiarami wypadków. – Ludzie, którzy widzą na własne oczy inwalidów, którzy kiedyś byli zdrowi i też pracowali na roli, zaczynają myśleć inaczej. Ten sposób doskonale sprawdza się w Wielkiej Brytanii – mówi Giedrojć.

Nasze zapóźnienia w rolnictwie w dużej mierze opierają się również na tym, że rolnicy nie wykonują badań profilaktycznych. - W krajach zachodnich rolnikom nie trzeba tego nakazywać. Dbają o zdrowie, bo mają świadomość tego, że im wcześniej wykryje się schorzenie, tym lepiej. Nasi rolnicy idą do lekarza dopiero po fakcie, kiedy coś się wydarzy. A potem wszyscy podatnicy płacą za ich leczenie, rehabilitację, czy sanatorium – mówi Giedrojć.

Według ubiegłorocznych danych Międzynarodowej Organizacji Pracy, w rolnictwie pracuje 100 mln dzieci w wieku 5-14 lat. Są zatrudniane do pracy w gospodarstwach, fermach, plantacjach, często w warunkach zagrażających ich zdrowiu, np. przy stosowaniu toksycznych substancji chemicznych.

Gdzie pracuje najwięcej dzieci?

Łącznie w rolnictwie pracuje 70% ze wszystkich dzieci zatrudnionych na świecie. Rocznie ponad 22 tysiące dzieci traci życie z powodu wypadków przy pracy. Najwięcej dzieci pracuje w Chinach, Indiach, Bangladeszu, Nigerii, Brazylii i Filipinach.

Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska

Autor reportażu dźwiękowego: Beata Pietruszka, publicystka i st. specjalista GIP

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (0)