Polskie wakacje ofiar z Biesłana
Wieczorem na warszawskim lotnisku Okęcie
wylądował samolot z grupą 136 osób, ofiar wrześniowego zamachu w
szkole w Biesłanie w Północnej Osetii. Przylecieli do Polski na
trzytygodniowy wypoczynek, który spędzą w ośrodku rehabilitacyjnym
w Mielnie.
Wśród przybyłych z Biesłanu jest około 80 dzieci, najmłodsze z nich ma roczek. Wychodząc z hali przylotów na lotnisku w krótkiej rozmowie z dziennikarzami większość z nich, nawiązując do przeżyć związanych z oblężeniem ich szkoły przez terrorystów, mówiła, że nie da się tego zapomnieć i że "to ciągle w nich jest".
Młoda kobieta, zapytana przez dziennikarzy o to, jak wygląda teraz życie w Biesłanie, powiedziała, że "jest to martwe miasto". Jej córka była w szkole podczas szturmu terrorystów, przeżyła. Nasz dom stoi obok szkoły, życie wygląda zupełnie inaczej niż kiedyś. Nie ma już dzieci, uśmiechów, nic nie ma - powiedziała.
Dzieci, które przyjechały z Biesłanu nie chciały mówić o tamtych wydarzeniach. Podkreślały tylko, że cieszą się z przyjazdu do Warszawy, mówiły o wrażeniach z lotu samolotem.
W Biesłanie jest smutno i biednie, potrzeba wszystkiego. Są problemy z ciepłą wodą, z zaopatrzeniem. To studnia bez dna, potrzeba wszystkiego - powiedział dziennikarzom na lotnisku zastępca dyrektora Biura Polityki Społecznej Urzędu Miasta Warszawy Kazimierz Kuwerski. Cały czas jest rozpamiętywanie tamtych wydarzeń. Nowy Rok cały Biesłan spędził na cmentarzu - dodał.
Wyjaśnił, że dzieci są w dużo lepszej kondycji psychicznej w porównaniu z jego poprzednią wizytą w Biesłanie wkrótce po tragedii. Przedtem w oczach każdego dziecka było widać smutek, teraz jest inaczej - powiedział.
Zdaniem dyrektora Biura Polityki Społecznej Urzędu Miasta Pawła Wypycha, dzieciom łatwiej wymazać trudne wydarzenia z pamięci. Z rozmów z mieszkańcami Biesłanu wynika, że dorośli nie mogą sobie ciągle z tym poradzić. Nie wiedzą, dlaczego to się w ogóle stało. Rozmawiałem ze starszym panem Osetyńcem, który opowiadał mi, że na jego ulicy są dwa bloki. 39 osób z nich zginęło w czasie szturmu na szkołę - prawie wszyscy mieszkańcy - powiedział.
Według Wypycha, że mieszkańcy Biesłanu codziennie przechodzą obok szkoły, nikt nie wie, co z nią zrobić. Teraz jest pilnowana przez samych mieszkańców. Wewnątrz wszystko wygląda, jak w dwie godziny po szturmie. Na podłodze pełno porozrzucanych książek, zeszytów. Byliśmy w małej sali w szkole, w której na podłodze było pełno kul, a na ścianie wisiała tablica z napisem 2x4=8 - mówił.
Mieszkańcy Biesłanu przyjechali do Polski na zaproszenie władz Warszawy na miesiąc. Kilka pierwszych dni lutego spędzą w stolicy, zwiedzając miasto, później na trzy tygodnie pojadą do ośrodka rehabilitacyjnego w Mielnie.
3 września zeszłego roku w Biesłanie w wyniku zajęcia szkoły przez terrorystów, którzy przetrzymywali w charakterze zakładników 1200 osób, zginęło 339 osób - w tym 172 dzieci. Rannych zostało ponad 700 osób.