Polskie "nie" dla unijnego budżetu
Premier Kazimierz Marcinkiewicz powtórzył, że brytyjska propozycja unijnego budżetu jest nie do przyjęcia dla Polski. Zdaniem większości ugrupowań, odpowiedzią na brytyjski projekt powinne być negocjacje. Według Ligi Polskich Rodzin - zawieszenie czonkostwa Polski w Unii Europejskiej.
Zdaniem szefa rządu, brytyjska propozycja narusza główną zasadę Unii Europejskiej - zasadę solidarności. Zaznaczył, że problemem jest także brak solidarności wśród nowych krajów Unii. Po posiedzeniu rządu Kazimierz Marcinkiewicz zapowiedział, że czeka na kolejne propozycje Brytyjczyków. Dodał, że ich dotychczasowa oferta została skrytykowana przez Komisję Europejską i wiele państw członkowskich.
Odnosząc się do brytyjskiej propozycji budżetu na lata 2007-2013, lider LPR Roman Giertych powiedział, że członkowstwo w Unii przestało się już Polsce opłacać. Dlatego chce on czasowego zawieszenia członkostwa naszego kraju we Wspólnocie. Jego zdaniem, takie rozwiązanie byłoby formą nacisku na Brukselę.
Wypowiedź szefa LPR skrytykował przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej Wojciech Olejniczak. Jego zdaniem, stanowisko takie jest szkodliwe dla Polski - jest bowiem złym sygnałem zarówno dla opinii publicznej, jak i unijnych polityków. Olejniczak podkreślił, że sprawa unijnego budżetu jest poważna, tak należy ją traktować i należy dojść do porozumienia w tej sprawie. Dodał, że SLD nie zgadza się na warunki proponowane przez Wielką Brytanię.
Jan Rokita z Platformy Obywatelskiej powiedział natomiast, że nasz kraj nie może się zgodzić na budżet zaproponowany przez Londyn, ponieważ stoi za nim "chora i zła filozofia rozwoju Unii". Rokita podkreślił, że spór o ten budżet jest sporem o kierunek rozwoju całej Wspólnoty. Z kolei szef PO zapowiedział, że jego partia popiera premiera w negocjacjach nad unijnym budżetem. Donald Tusk powiedział, że takiego wsparcia powinny udzielić szefowi rządu wszystkie ugrupowania.
Według Wojciecha Jasińskiego z Prawa i Sprawiedliwości, w sprawie budżetu na lata 2007-2013 potrzebny jest kompromis. Zwrócił też uwagę, że brak unijnego budżetu nie będzie szkodliwy dla Polski ponieważ będą obowiązywać zasady korzystniejsze niż te, zaproponowane przez Luksemburg.
Ministrowie UE będą rozważać brytyjską propozycję
Ministrowie spraw zagranicznych państw Unii Europejskiej spotykają się w środę w Brukseli na tzw. konklawe, by po raz pierwszy rozmawiać o brytyjskiej propozycji budżetu UE na lata 2007-13.
Piłka jest teraz po stronie nowych państw członkowskich, które najbardziej ucierpiałyby wskutek propozycji Londynu.
Wielka Brytania, która przewodniczy w tym półroczu pracom Unii, chce doprowadzić do kompromisu budżetowego na szczycie europejskim 15 i 16 grudnia. Porozumienie wymaga jednomyślnej zgody 25 państw członkowskich.
W poniedziałek, budząc bardzo krytyczne reakcje ze strony Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego, a także wielu stolic Europy, Londyn zaproponował zmniejszenie globalnych wydatków Unii do 846,7 mld euro (w stosunku do 871,6 mld proponowanych w czerwcu przez ówczesne luksemburskie przewodnictwo), głównie poprzez cięcia w funduszach regionalnych dla nowych, najbiedniejszych państw Unii.
Polska w nowym siedmioletnim budżecie otrzymałaby - zgodnie z brytyjską propozycją - niespełna 56 mld euro, o 6,1 mld mniej niż przewidywała w czerwcu luksemburska propozycja kompromisu budżetowego.
Jak informowały źródła w KE, Polska składka do budżetu UE wyniosłaby rocznie około 2,9 mld euro. Wielka Brytania płaciłaby rocznie 14,3 mld euro, a jej rabat, który normalnie wzrósłby do prawie 8 mld euro w 2013 roku, malałby - zgodnie z brytyjską propozycją budżetu - o około 1 mld euro rocznie.
Ogółem cięcia w funduszach dla nowych krajów wyniosłyby 14 mld euro. W tym 12,6 mld to fundusze strukturalne na rozwój biednych regionów, a 1,3 mld to fundusze na rozwój obszarów wiejskich.
Dzięki oszczędnościom Londyn zaproponował "prezenty" dla wielu krajów, by przekonać je do przyjęcia kompromisu. 900 mln euro więcej dostałaby z budżetu Unii Hiszpania, o 156 mln Szwecja, o 150 mln Austria. Dla nowych krajów członkowskich "prezentami" miałyby być ułatwienia w wykorzystaniu funduszy strukturalnych i spójności.
Taki budżet "a la carte", pełen wyjątków dla poszczególnych krajów UE, spotkał się z krytyką wielu stolic europejskich, co zapowiada trudne rozmowy w środę i nie wróży łatwego porozumienia.
Krytycznie, choć z różnych powodów, o projekcie wypowiadały się Polska, Francja, Belgia, Dania, Szwecja i Węgry. Premier Kazimierz Marcinkiewicz powiedział, że w obecnej formie propozycja brytyjska jest dla Polski "nie do zaakceptowania", ale podkreślił, że dalsze negocjacje mogą przynieść zmiany.
Propozycja brytyjska jest trudna do zaakceptowania dla Parlamentu Europejskiego, chyba że zaakceptują ją nowe kraje członkowskie - powiedział tymczasem szef PE Josep Borrell. Te kraje muszą same podjąć decyzję, co jest dla nich lepsze: zaakceptować to porozumienie, czy też mieć nadzieję, że przewodnictwo austriackie przygotuje lepszą propozycję - dodał.
O tym, że w sprawie budżetu piłka jest teraz po stronie nowych państw UE, mówił też premier Luksemburga Jean-Claude Juncker, któremu w czerwcu nie udało się osiągnąć porozumienia budżetowego, głównie z powodu postawy Londynu.
Brytyjskie pomysły byłyby obiecujące, gdyby koledzy z Europy Środkowej i Wschodniej mogli je zaakceptować, czego nie przewiduję - powiedział w poniedziałek.