Polskie dzieci pochowane w Niemczech. Na nagrobkach położono maskotki

Ponad tysiąc miejsc w Niemczech kryje groby polskich robotników przymusowych, ich dzieci oraz więźniów obozów koncentracyjnych. "Urny z prochami więźniów były celowo rozrzucane po kraju, by ukryć skalę zbrodni" – mówi Jakub Deka, przewodniczący zarządu Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie.

Cmentarz Ohlsdorf w Hamburgu.
Cmentarz Ohlsdorf w Hamburgu.
Źródło zdjęć: © MKiDN
Kamila Gurgul

Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie (FPNP) od lat dokumentuje i inwentaryzuje polskie groby na niemieckich cmentarzach, prowadząc stronę polskiegroby.pl z mapą wskazującą lokalizacje ponad tysiąca polskich grobów wojennych. - Groby Polaków, którzy zmarli w Niemczech jeszcze na początku lat 50. XX w., są grobami wojennymi i podlegają szczególnej ochronie – podkreśla Jakub Deka.

Jednym z takich miejsc jest Stary Cmentarz w Böblingen w Badenii-Wirtembergii, gdzie spoczywa 32 dzieci polskich robotnic przymusowych, m.in. Roman Rudnicki, Marian Rzędzianowski i Helena Dobrowolska. Dzieci te przyszły na świat już po wojnie, a ich rodzice podczas wojny pracowali przymusowo w "Polenlager" – obozie położonym obok obozu dla robotników ze Związku Sowieckiego.

Podobne cmentarze dziecięce znajdują się w Brunszwiku na cmentarzu Hochstrasse, gdzie pochowano 156 dzieci, w tym 149 polskich noworodków, oraz w Hamburgu na cmentarzu Ohlsdorf, gdzie między 1943 a 1945 rokiem spoczęło 250 niemowląt robotnic przymusowych z Europy Środkowo-Wschodniej. Każde z tych miejsc upamiętnia ofiary w inny sposób – od nagrobków z nazwiskami po symboliczne pomniki, takie jak szklany sześcian w Hamburgu czy płyta z wypisanymi nazwiskami dzieci w Brunszwiku.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Opieka nad polskimi grobami

Opiekę nad grobami w Böblingen sprawują zarówno Polacy, jak i Niemcy. Od ośmiu lat o porządek na polskich grobach dba Ewa Weidmann, nauczycielka mieszkająca w mieście. Dzięki jej inicjatywie o istnieniu polskiego cmentarza dowiedziały się lokalne media, a władze zaczęły aktywniej wspierać działania upamiętniające. W sprzątanie cmentarza włączyli się uczniowie z polskiej szkoły językowej Ulm-Leipheim, prowadzeni przez nauczycielkę Aleksandrę Pak. Zdjęcia nagrobków z wyrytymi polskimi nazwiskami, z maskotkami i samochodzikami, które tam położono, stały się częścią pamięci miasta o mrocznym rozdziale niemieckiej historii.

W akcje porządkowania grobów angażuje się również młodzież z projektu "Jugendtreff International Leipheim", prowadzonego przez Adriana i Sabine Fijołków. Grupa bierze udział w "Młodzieżowej Kuźni Pomysłów", opracowując program edukacyjny Domu Polsko-Niemieckiego – placówki, która ma powstać w Berlinie dla upamiętnienia ofiar niemieckiej okupacji Polski podczas II wojny światowej.

Jak zauważa Jakub Deka z FPNP, opieka nad grobami wojennymi w Niemczech bywa różna. - Realizując nasz projekt, przekonaliśmy się, że zadania ustawowe są różnie realizowane; czasami groby są zadbane, a czasami po wojnie groby likwidowano" – mówi. Fundacja prowadzi działania na rzecz zachowania i upamiętnienia tych miejsc, m.in. w Haffkrug nad Zatoką Lubecką, gdzie pochowano około 1,2 tysiąca więźniów z obozu koncentracyjnego Neuengamme, czy w Ulm, gdzie odsłonięto tablicę z nazwiskami 120 Polaków.

Urny z prochami więźniów rozesłane po całych Niemczech

- Urny z prochami więźniów obozowych celowo rozsyłano po Niemczech i chowano w różnych częściach kraju, by nikt nie zorientował się, że tam mordowano ludzi – podkreśla Deka. Fundacja pomaga również rodzinom odnaleźć miejsca pochówku bliskich. - Często zgłaszają się do nas osoby, które dzięki naszej bazie internetowej odnalazły zaginionych podczas wojny bliskich – dodaje.

W podtrzymywanie pamięci o ofiarach zaangażowane są także osoby indywidualne, takie jak Marinus van Aalst, syn holenderskiego robotnika przymusowego. W podziemiach kaplicy Starego Cmentarza w Böblingen stworzył instalację "Przestrzenie Pamięci", w której wkomponował przedmioty związane z tutejszym obozem pracy. - Ojciec niechętnie zwierzał się obcym ze swoich wojennych przeżyć, ale ze mną rozmawiał i te słowa we mnie pracowały – opowiada.

Muzeum Pracy Przymusowej w czasach narodowego socjalizmu w Weimarze, otwarte w maju tego roku, także przyczynia się do upamiętnienia ofiar. Dyrektor muzeum, dr Daniel Logemann, zwraca uwagę na rasistowską hierarchię stosowaną wobec robotników przymusowych. "Mieszkańców Europy Zachodniej traktowano lepiej niż mieszkańców Europy Wschodniej. Polakowi nie wolno było jeździć środkami komunikacji miejskiej czy spożywać posiłków przy jednym stole z niemieckimi rodzinami" – wyjaśnia Logemann.

Pomimo upływu lat temat pracy przymusowej wciąż nie jest szeroko obecny w niemieckiej kulturze pamięci ani w edukacji szkolnej. - W niemieckich szkołach praca przymusowa nie jest tematem lekcyjnym – zauważa Logemann. - Opowiadamy młodzieży o tamtych realiach, by uświadomić im, czym była praca przymusowa i jak wyglądało codzienne życie tych ludzi - dodaje.

Dzięki zaangażowaniu fundacji, lokalnych społeczności oraz pojedynczych osób pamięć o polskich robotnikach przymusowych i ich dzieciach jest podtrzymywana, a miejsca ich spoczynku otaczane są należytą opieką. - Groby wojenne powinny być zachowane na wieki wieków ku przestrodze i przypomnieniu – podkreśla Jakub Deka.

Czytaj także:

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (69)