Kardynałowie buntują się przeciwko papieżowi. Niewielu naprawdę słucha Franciszka
Wielu katolików od początku nie ufało papieżowi Franciszkowi. Część oskarża go o herezję i niszczenie Kościoła. Są też tacy, którzy otwarcie nawołują do wypowiedzenia mu posłuszeństwa. W Polsce tylko nieliczni biskupi bronią Franciszka.
- Jak tu żyć – mogliby zapytać przeciętni uczestnicy mszy świętej – skoro nawet papież jest heretykiem lub co najmniej błądzi? Takie pytania mogą stawiać sobie ci katolicy, którzy przychodzą do kościoła, słyszą wspomnienie papieża przy liturgii eucharystycznej, a w konserwatywnych mediach skrycie lub otwarcie sympatyzujących z kontestatorami Soboru Watykańskiego II, czytają, że oto papież błądzi, sieje zamęt lub być może nawet jest heretykiem. Problemu nie ma dla prawosławnych (co najmniej od 1054 roku) i protestantów (symbolicznie od 1517 r.), ale co z katolikami?
Dla wielu katolików ten Bergoglio to od samego początku był podejrzany. Od pierwszego "dobry wieczór" zaraz po wyborze, poprzez mycie stóp kobietom podczas liturgii Wielkiego Czwartku, sypanie piachem w tryby nacjonalistycznej i antyimigracyjnej propagandzie Trumpa i dobrej zmiany nad Wisłą, aż po ekumeniczne gesty wobec chrześcijan innych wyznań i duszpasterskie podejście do wykluczonych, w tym do rozwodników, którzy na nowo ułożyli sobie życie i wciąż odczuwają duchowe potrzeby. Pomijając otoczkę latynoamerykańskiej spontaniczności i niechęć do blichtru, co też jednych zachwyca, a innych zniesmacza, jest to z pewnością jeden z najbardziej kontrowersyjnych papieży i to tak bardzo, że tuż pod jego nosem, w jego biskupim mieście Rzymie, grupa niezadowolonych zebrała się, aby dyskutować nad Franciszkowymi błędami pod równie zacnym, co dramatycznym tytułem konferencyjnym "Kościele, dokąd idziesz?".
Grupa konserwatystów pod przewodnictwem amerykańskiego kardynała Raymonda Burke’a, doświadczonego kurialisty i znanego miłośnika tradycyjnej liturgii, odnosząc się do wcześniejszych uwag dotyczących adhortacji Amoris laetitia, obwinia papieża o sianie zamętu, a wielu autorów na starych i dopiero co powstałych portalach konserwatywnych katolików, oskarża Franciszka o herezję i demontaż Kościoła, o którego jedność powinien przecież dbać. Oczywiście, poważne oskarżenia i prominentni w jakiś sposób przedstawiciele Kościoła (nawet jeśli są to emerytowani lub nieco odsunięci na bok kardynałowie) budzą zdumienie i przerażenie, ale też pełne zrozumienia kiwanie głową tych, dla których papiestwo, poddawanie pod wątpliwość papieskich zrządzeń było równoznaczne ze śmiercią katolicyzmu jako takiego i popadnięciem w sekciarstwo. W tej grze obrzydzania Franciszka i straszenia jego pontyfikatem próbowano nawet wykorzystać papieża emeryta Benedykta XVI.
Brytyjski tygodnik katolicki "The Tablet" (mniej więcej odpowiednik rodzimego "Tygodnika Powszechnego") zamieścił sensacyjny tweet z wypowiedzią kard. Burke’a właśnie z wymowną sceną – kardynał (cały w purpurach) błogosławi klęczących mnichów, a pod zdjęciem podpis: Są czasy, kiedy nawet papieżowi trzeba odmówić posłuszeństwa. Zazwyczaj takie deklaracje były wypowiadane przez reformatorów – kobiet i mężczyzn – którzy choć pełni obaw, postanowili odpowiedzieć na głos sumienia i być – zgodnie z apostolskim nakazem – być bardziej posłuszni Bogu niźli ludziom. Tak na przestrzeni wieków rodziły się podziały, które trwają do dziś i nigdy nie było tak, że w centrum stał dobrotliwy papież rzymski, wokół którego obracał się cały chrześcijański świat, a tenże papież był gwarantem i warunkiem jedności. Dowodem są liczne wyznania chrześcijańskie, w tym starożytne tradycje, które albo zerwały z papiestwem dawno temu albo nigdy nie uznawały roszczeń, jakie Rzym przypisywał sobie w ciągu wieków. Stąd też tak mocno tradycjonaliści katoliccy podkreślali zawsze posłuszeństwo papieżowi, nawet jeśli nie we wszystkim się z nim zgadzają.
Jan Paweł II dla niektórych też był wywrotowcem
Oskarżenia papieża o herezje w łonie Kościoła rzymskokatolickiego to nic nowego. Ba, o herezję oskarżano nie tylko Franciszka, ale i kanonizowanego Jana Pawła II za to, że śmiał prowadzić dialog ekumeniczny, że zdarzyło mu się ucałować Koran. Benedykta XVI podejrzewano o herezję cichej kontestacji Soboru Watykańskiego II i o to, że modlił się w dawnej cerkwi Hagia Sophia przerobionej na meczet, a dziś funkcjonującej jako muzeum. Oskarżenia o herezję są niejako wpisane w charakter papiestwa i Franciszek nie jest tutaj wyjątkiem. To co dziwi to dość śmiała krytyka ze strony duchownych notabli, którzy sami podkopują to, co jeszcze podnosili do rangi prawd wiary.
James Martin SJ, jeden z najbardziej znanych duchownych rzymskokatolickich w USA i redaktor naczelny prestiżowego pisma jezuickiego "America", nieco kąśliwie stwierdził na Twitterze, że wciąż nie może wyjść ze zdziwienia, że ci sami ludzie, którzy podczas pontyfikatów Jana Pawła II i Benedykta XVI, mówili, że nie niezgadzanie się z papieżem jest równoznaczne z odstępstwem, teraz czują się upoważnieni to niezgadzania się, a nawet nieposłuszeństwa. Logika jest taka – zauważa o. Martin – jesteśmy nieposłuszni wobec papieża, gdy odchodzi od depozytu wiary. A kiedy odchodzi od depozytu wiary? Ano, wtedy kiedy nie zgadza się z naszą interpretacją wiary. Więc jesteśmy nieposłuszni, gdy nie zgadzamy się z nim, a zatem jesteśmy urzędem nauczycielskim Kościoła.
Franciszek na oskarżenia odpowiada prosto: będę się o nich modlić. Pytanie, czy po rzymskiej konferencji, Franciszek podejmie konkretniejsze działania, a gdyby tak się stało to pewnie niedługo trzeba by czekać na płacz o tyranii dobrotliwego Franciszka.
Faktem jednak pozostaje spór wokół rozumienia małżeństwa, dyscypliny, nauczania Kościoła i Eucharystii. Pytanie, czy ten spór jest nowy, czy też podskórnie istniał? Czy rzeczywiście Franciszek mówi to, co sugerują jego przeciwnicy i czy efekty będą oznaczać katastrofę, wliczając to schizmę. Z pewnością taki obrót zdarzeń byłby na rękę wielu, w tym przede wszystkim dla tych, którzy tak bardzo oburzali się na abdykację Benedykta XVI, a teraz żarliwie modlą się, aby Franciszek poszedł w jego ślady. Najlepiej już niebawem, za chwilę, a może teraz.
W tym wszystkim zadziwia dyskretne milczenie polskiego Kościoła jako episkopatu. Pojedynczy hierarchowie zabierają głos w obronie papieża Franciszka, ale to margines.
Większym zainteresowaniem i wyrozumiałością, w niektórych środowiskach katolickich, cieszą się ci, którzy życzą papieżowi, aby czym prędzej odszedł do domu Ojca. W skądinąd arcyciekawym wywiadzie prof. Arkadiusza Stemplina dla "Gazety Wyborczej" pojawia się pytanie o to, czy polski Kościół jako pierwszy przystąpi do schizmy. Według Stemplina jest to prawdopodobne, bo na poziomie parafialnym Kościół w Polsce nie oddycha Kościołem uniwersalnym przy jednoczesnym przekonaniu o swojej wielkiej ortodoksyjności. Nawet jeśli uznać tę wypowiedź za nieco przesadzoną to warto zachować czujność i obserwować. A przede wszystkim czytać, co rzeczywiście mówi Franciszek.
Dariusz Bruncz dla Opinii WP
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl