Polska zapłaciła za protest? MSZ odpowiada
Oskarżenia wobec Polski padające w filmie białoruskiej telewizji są absurdalne - podkreśliło polskie MSZ. Także białoruski opozycjonista Uładzimir Niaklajeu "fałszywką" nazwał film, w którym zarzucono mu przyjęcie z polskiej ambasady w Mińsku pieniędzy na organizację protestu w 2010 r.
W wyemitowanym w niedzielę wieczorem w państwowej telewizji białoruskiej prawie półgodzinnym filmie zatytułowanym "Lekcje polskiego" pokazano - jak twierdził głos zza kadru - depeszę z polskiego MSZ do ambasady w Mińsku nakazującą wypłacenie Niaklajeuowi 80 tys. euro z funduszy ambasady "na przygotowanie i przeprowadzenie akcji protestu 19 grudnia 2010" po wyborach prezydenckich na Białorusi. Szef kampanii "Mów Prawdę!" Niaklajeu był jednym z kandydatów opozycji w tych wyborach.
Według telewizyjnego komentatora, wyjaśnia to, skąd Niaklajeu miał pieniądze na namioty i "trzy tysiące atakujących".
Rzecznik MSZ Marcin Bosacki podkreślił, że oskarżenia pod adresem Polski padające w filmie oparte są na fałszywkach i są absurdalne. - Żałujemy, że władze białoruskie zajmują się uporczywie atakowaniem sąsiedniego, przyjaznego Białorusinom kraju, czyli Polski, zamiast zajmować się polepszaniem bytu swoich własnych obywateli - zaznaczył.
Bosacki w tym kontekście dodał, że władze w Mińsku mogłyby doprowadzić do wprowadzenia w życie umowy o małym ruchu granicznym, do czego Polska jest już gotowa. Mimo że we wrześniu 2010 roku prezydent Bronisław Komorowski podpisał umowę o małym ruchu granicznym, Mińsk nie wprowadził jej w życie do tej pory.
Rzecznik MSZ zaznaczył, że polityka Polski wobec Białorusi jest oparta na zasadzie warunkowości. - Czekamy na dzień, w którym władze Białorusi stworzą warunki do pełnej współpracy zarówno z Polską, jak i Europą - oświadczył.
Także w ocenie Niaklajeu film jest fałszywy, nawet jeśli chodzi o sumy. - Mowa w nim, że "Mów Prawdę!" otrzymał na plac (Niepodległości, gdzie odbywały się protesty) 80 tysięcy euro. Oczywiście dla naszego mieszkańca to szok: "80 tysięcy euro!". Ale jeśli podzielić 80 tys. euro na 3 tys. "atakujących", to na każdego wypadnie 26 euro. Nie sądzę, by ktokolwiek atakował cokolwiek za takie pieniądze - oznajmił Niaklajeu, którego cytuje niezależny portal udf.by.
Dodał, że telewizja pokazała, "co komu przyszło do głowy, byle tylko skompromitować" opozycję.
W niedzielnym filmie oświadczono, że w przedstawionej depeszy "mowa jest wprost, że zamieszki na placu Niepodległości były opłacone z Warszawy". - Ten sensacyjny dokument pozwala inaczej spojrzeć na to, co się stało wieczorem 19 grudnia i kto stał za zamieszkami przy gmachu rządu - skomentował głos zza kadru.
W materiale pokazano również rzekomą depeszę dyplomatyczną wysłaną z ambasady w Mińsku 20 września 2011 r., czyli prawie rok po wyborach, w której ambasador Leszek Szerepka zdaje relację ze spotkania z Niaklajeuem. Jest w niej mowa o wsparciu wysokości 28 tys. euro.
W filmie zaprezentowano też nagranie przedstawiające innego byłego kandydata na prezydenta Alesia Michalewicza, który uzyskał azyl polityczny w Czechach. Jak mówi komentator, wykonano je podczas przesłuchania w KGB przed wyjazdem z kraju. Michalewicz opowiada w nim - jak twierdzą autorzy materiału - o finansowaniu białoruskiej opozycji przez Polskę.
Po wyborach prezydenckich z 19 grudnia 2010 roku, w Mińsku brutalnie zdławiono protest przeciwko oficjalnym wynikom, dającym prawie 80% poparcia urzędującemu prezydentowi Aleksandrowi Łukaszence. Do aresztów trafiło wtedy ponad 600 osób. Kilkudziesięciu ludzi oskarżono o udział bądź organizację masowych zamieszek; ponad 20 skazano na pobyt w kolonii karnej.